Dostał wiadomość od prezesa ESA. Nie dowierzał, a teraz jest jego doradcą

Tomasz Rożek doradcą Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Tomasz Rożek doradcą Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Źródło zdjęć: © Nauka. To Lubię
Konrad Siwik

05.08.2022 13:27, aktual.: 07.08.2022 09:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zazwyczaj to ludzie szukają pracy, jednak zdarzają się sytuacje, w których to praca szuka odpowiedniego człowieka. Tak właśnie rozpoczęła się przygoda dr. Tomasza Rożka w Europejskiej Agencji Kosmicznej. Polski ekspert – ku swojemu zaskoczeniu – został zaproszony przez samego prezesa ESA do pełnienia funkcji doradcy w nowo powołanej grupie HLAG. Teraz pomoże wyznaczyć kierunek rozwoju technologii kosmicznych, który jego zdaniem jest jak bieg przełajowy bez mapy i wyznaczonej mety.

Polski fizyk, dziennikarz naukowy i założyciel Fundacji Nauka. To Lubię dr Tomasz Rożek został członkiem High-Level Advisory Group for Human and Robotic Space Exploration for Europe (HLAG). Jego celem na najbliższe lata będzie określenie kierunku, w którym Europa powinna rozwijać technologie kosmiczne. Co ciekawe, ekspert wcale nie aplikował na to stanowisko, a propozycja dołączenia do grona światowych specjalistów trafiła do niego na LinkedIn.

Tomasz Rożek w rozmowie z WP Technologie zdradza, czym będzie zajmował się w grupie HLAG, oraz wskazuje kierunek, w którym Europa powinna rozwijać technologie kosmiczne. Popularyzator nauki mówi również o polskim sektorze kosmicznym, a także wyjaśnia, dlaczego edukacja ma dla niego tak ogromne znaczenie.

Konrad Siwik: W jaki sposób ESA zrekrutowała Pana do pełnienia tak zaszczytnej funkcji?

Dr Tomasz Rożek: To nie był otwarty nabór, więc nie składałem żadnego podania czy CV. Po prostu sami się do mnie odezwali. Najpierw napisała do mnie osoba na LinkedIn z pytaniem, czy jestem zainteresowany. Mówiąc szczerze, nie do końca dowierzałem, że to prawda. Myślałem, że doszło do pomyłki. Natomiast chwilę później dostałem wiadomość od prezesa ESA z zaproszeniem do tej grupy. Był podpisany podpisem elektronicznym – sprawdziłem, że to rzeczywiście on.

Wiem, że starano się skompletować niewielką grupę osób z różnymi kompetencjami kosmicznymi, ale niekoniecznie inżynieryjnymi. ESA zależało na tym, żeby w tej 12-osobowej grupie nie było nikogo, kto jest związany pośrednio czy bezpośrednio z przemysłem kosmicznym. Ludzi, którzy znają się na silnikach, rakietach, sondach, na budowie takich urządzeń, pewnie mają wielu. Im zależało, żeby stworzyć grupę osób zajmujących się kosmosem od innych stron. W moim przypadku jest to edukacja i komunikacja naukowa. 

Czym grupa HLAG będzie zajmowała się podczas przyszłych spotkań?

Takich spotkań będzie przynajmniej kilka. Będą prowadzone przez szefa ESA, ponieważ jemu bardzo na tym zależy. Zresztą jego zobowiązanie do stworzenia takiej grupy wyszło od szefów poszczególnych agencji kosmicznych, które wchodzą w skład ESA. W lutym tego roku odbyło się takie spotkanie i na nim rada dyrektorów zobowiązała szefostwo ESA do stworzenia takiej grupy doradców około technologicznych.

Z rozmów, które dotychczas przeprowadziłem, wynika, że to nie będzie tak, iż każdy z nas będzie zajmował się swoją działką. Nasza praca ma zaowocować powstaniem jednego raportu, a nie szeregiem różnych dokumentów o edukacji, komunikacji, geopolityce itd. Nasze różne kompetencje i funkcje będą musiały być jakoś wyrażone, żeby ten jeden raport powstał. Naszą rolą będzie ustalenie, jak pokazać, jak opowiedzieć o tym, jakie kierunki wyznaczyć z punktu widzenia edukacji i jak to wykorzystać do zainspirowania młodych ludzi.

Dzisiaj możemy uprawiać naukę na najwyższym możliwym poziomie. Natomiast musimy zadbać też o to, żeby kolejne pokolenie naukowców kontynuowało badania. Jeżeli o to dziś nie zadbamy, nawet największy wysiłek dzisiejszych naukowców pójdzie na marne, bo nauka nie rozwija się przez jedno pokolenie. Rozwój nauki to jest proces ciągły i musi mieć następców.

W jakim kierunku Europa powinna rozwijać technologie kosmiczne?

To nie jest jeden kierunek i raczej nie przypomina sprintu. To bieg przełajowy, w którym nie do końca wiadomo, gdzie jest meta. To bieg, w którym bierzemy udział, a nie mamy mapy. I to jest dość skomplikowane.

Prościej by było, gdyby rozwój technologiczny wyglądał bardziej jak sprint. Byłoby przynajmniej wiadomo, że trzeba mnóstwa energii, żeby biec prosto, bo tam jest meta. Niestety tak nie jest. Czasami musimy być przygotowani na to, że będzie trzeba zawrócić, czasami – że pobłądzimy.

Natomiast błędem byłoby wyciąganie wniosków z tego błądzenia czy zawracania, a niestety bardzo często tak się zdarza. Przy okazji pandemii taki wniosek często padał, że wszystko, co robią naukowcy, to sztuka dla sztuki. Jeden naukowiec powie to, a drugi powie tamto… Miało być tak, że jak się wszystkich zaszczepi, wirus zniknie, chociaż mówiąc szczerze, żaden naukowiec tak nie powiedział.

Myślę, że taki przekaz był kreowany raczej przez polityków.

My to pamiętamy, bo nasza szkoła nas nie nauczyła nawigowania i funkcjonowania w dżungli informacji. W efekcie nie potrafimy rozróżniać, które informacje warto zapamiętywać od tych, które lepiej zapomnieć. Bierzemy wszystko, jak leci i zapamiętujemy najchętniej to, co jest najbardziej emocjonalne. Tymczasem naukowcy uczą się tego, aby przekazując informacje, odciąć się maksymalnie od emocji, bo czasami przeszkadzają w subiektywnym oglądzie rzeczywistości. Właśnie dlatego pamiętamy dłużej to, co mówią politycy, a nie to, co mówią naukowcy – bo jedni bazują w swoim przekazie na emocjach, a drudzy na tabelce, wykresie, na równaniu.

Ja staram się, rozumiejąc te procesy, pokazywać, jakie błędy są popełniane w komunikacji naukowej i jak się to przekłada później, chociażby na skuteczność przekazu. To są rzeczy bardzo ważne, ale dla części naukowców zbędne. Część naukowców uważa, że w ogóle nauki nie powinno się popularyzować, bo to oznacza uproszczenie – choć nie do końca jest to prawdą. Jeśli nie odrobimy tej pracy domowej, później mamy taki efekt jak w przypadku pandemii, ale to w zasadzie funkcjonuje wszędzie, dotyczy również każdego innego tematu naukowego.

Co Pański udział w grupie HLAG może oznaczać dla polskiego sektora kosmicznego?

Polska Agencja Kosmiczna jest młodą instytucją, przemysł kosmiczny w Polsce nie miał szans rozwoju przez wiele lat. W Rosji i Stanach Zjednoczonych w okresie zimnej wojny przemysł kosmiczny – zresztą często związany z wojskiem – bardzo szybko się rozwijał. W Polsce on nie mógł się rozwijać z oczywistych względów. Natomiast jak tylko mógł zacząć się rozwijać, rzeczywiście ruszyliśmy z kopyta. 

Polskie urządzenia, polskie podzespoły, polscy programiści są naprawdę na najwyższym poziomie. Wielu Polaków pracuje w instytucjach takich jak ESA. Odkąd ogłosiłem, że będę w grupie doradców, otrzymałem niezliczoną ilość maili czy wiadomości od znajomych pracujących w różnych instytutach ESA.

Eksperci mają pełną świadomość tego, że Polska jest krajem, w którym bardzo szybko rozwija się przemysł kosmiczny. My możemy nie mieć tej świadomości, bo nie śledzimy tych tematów na co dzień. Natomiast bardzo dużo firm, instytucji zajmuje się przemysłem kosmicznym w Polsce i robi to na najwyższym światowym poziomie. Nieczęsto o tym słyszymy, bo często nie są to gorące tematy, a szkoda. 

Ja staram się to pokazywać na moim videoblogu czy portalu Nauka. To Lubię. Te tematy są ciekawe, tylko bardzo często media ich nie podejmują. W efekcie można odnieść wrażenie, że ostatnią osobą w Polsce, która cokolwiek robiła z kosmosem, był Kopernik.

Mówię o tym głośno i często, ale może teraz będzie okazja, by mówić jeszcze głośniej jeszcze częściej, bo ten potencjał nie zostanie zmarnowany tylko wtedy, kiedy będą kadry, młodzi ludzie, którzy będą chcieli studiować i których będzie można najpierw zatrudnić, a później rzeczywiście dać im te stery w ręce.

Konrad Siwik, dziennikarz Wirtualnej Polski