Dlaczego Polacy kochają się nienawidzić. Powodów jest więcej niż może się wydawać
"Z Polakami nie da się dyskutować. Każdą uwagę odbierają jako osobisty atak i natychmiast atakują rozmówcę". Tak napisała na Reddicie Amerykanka, która spędziła zawodowo rok w Polsce. Ma rację. A przyczyny naszej narodowej przywary są... złożone.
20.04.2018 | aktual.: 21.04.2018 20:03
Facebook, Twitter, YouTube, komentarze pod artykułami o polityce, a nawet specjalistyczne fora tematyczne - to miejsca, gdzie Polacy uwielbiają się kłócić, obrażać i atakować. Tematyka tych sporów rozciąga się od spraw związanych z partyjnymi sympatiami, historią, sprawami społecznymi, po tak błahe jak te, która płyta Metalliki jest lepsza, czy która marka rowerów jest szybsza.
Zresztą tematyka nie jest wcale istotna, bowiem momentalnie o niej zapominamy i zaczynamy atakować siebie nawzajem. Weszło nam to w krew tak bardzo, że prawdopodobnie sami już na co dzień tego nie zauważamy. Dopiero ktoś z zewnątrz może zwrócić nam na to uwagę. Skąd w nas tyle chęci do bitki i kłótni? Czy Polacy są w tym unikatowi czy to po prostu coś "normalnego" w internecie?
Nieważne argumenty, ważne emocje
- Można wyróżnić dwa główne powody, dla których tak chętnie kłócimy się, obrażamy i hejtujemy w internecie - mówi w rozmowie z WP Tech antropolog dr Piotr Cichocki z Uniwersytetu Warszawskiego. - Pierwszy jest uniwersalny i wynika z globalnego rozwoju technologii, która rewolucyjnie zmienia relacje władzy i autorytetu. Negatywną konsekwencją tego procesu jest to, że w sieci, kilkoma linkami do niesprawdzonych źródeł, każdy może udowodnić praktycznie dowolną, nawet najgłupszą tezę. Fakty zaczynają schodzić na drugi plan, a liczą się przede wszystkim emocje jakie wzbudza dyskusja.
To zjawisko świetnie widać w przypadku najróżniejszych zwolenników pseudonaukowych teorii, jak np. antyszczepionkowców czy ludzi negujących wpływ człowieka na globalne ocieplenie. Do tej grupy można dopisać też tych, którzy wierzą w rząd globalny, reptillian (jaszczuroludzi), chemtrailsy czy pozytywny wpływ orgonitów na zdrowie. Niestety autorytetów przestaliśmy słuchać także w poważniejszych sprawach, właśnie takich jak polityka, historia czy socjologia. Rozwój technologii i internetu sprawił, że żyjemy dziś dosłownie w czasach "alternatywnych faktów", w których nawet prezydent USA może mówić, co mu się tylko podoba.
Powody historyczne
- Drugi problem jest lokalny i dotyczy sfery publicznej w Polsce, ale także innych krajów – mówi dr Cichocki. - Polska historia, niezależnie na który jej okres spojrzymy, odzwierciedla ogromne trudności z tworzeniem wspólnej przestrzeni społecznej i zawieraniem kompromisów dla ogólnego dobra. Obecnie Polska jest rozbita na kawałki, które robią wszystko, by do siebie nie pasować. Nie jest to jednak kwestia ostatnich kilku lat, czy nawet czasów PRL-u, tylko sięga głębiej w historię polityczną i społeczną naszych ziem - kontynuuje Cichocki.
To prawda. W dawnej historii nie brakowało nam wojen i rozłamów. A potem były rozbiory. 123 lata, w których Polacy przeplatali swoje tradycje ze zwyczajami i kulturą pruską, austriacką oraz rosyjską. Myślimy o swoim kraju jako o 1000-letnim, ale na nowo budujemy polskie społeczeństwo dopiero od 100 lat. W którym to czasie zniszczyła nas II wojna światowa, a swoje dołożył czas PRL. Do więzienia trafiali nawet członkowie partii, którzy rozpoczynali dyskusję o reformach - jak Jacek Kuroń. To tyle w kwestii tego, co mógł nas nauczyć poprzedni system.
To chyba najboleśniejsza opinia o nas. Jeśli jest prawdą, to oznacza, że przed Polakami jeszcze sporo pracy, aby stać się dojrzałym społeczeństwem, które z pełną świadomością szanuje wspólne dobro. Niestety ciężko się z nią w całości nie zgodzić. Patrząc wokół łatwo można dostrzec osoby, które nawet nie rozumieją takiego pojęcia jak wspólne dobro. Dotyczy to zarówno dóbr materialnych, jak i osobistych poglądów. Dlatego w internecie tak zaciekle bronią swoich racji, a dokładając do tego brak umiejętności argumentowania, robią to w jedyny znany sobie sposób – atakując innych.
Najgorsze jest to, że nikt nas nie nauczył, że można inaczej.
Szkoła też winna
- W polskich szkołach nie uczy się dyskusji na argumenty, bo nie ma na to po prostu czasu - mówi w rozmowie z WP Tech polonista i były nauczyciel licealny, Rafał Wawrzynów. - Oczywiście w podstawie programowej jest zapisane, że nauczyciele powinni uczyć dyskusji, ale gdy program jest przeładowany materiałem tak jak w Polsce, to nikt tego praktycznie nie robi. Najlepiej widać to porównując np. system amerykański do naszego. Tam na przerobienie np. Hamleta są trzy miesiące. U nas są to trzy lekcje.
Nie umiemy dyskutować, to niestety jest fakt. Z jednej strony jest to skutek tego, że nikt nas nigdy tego nie nauczył. Pamiętam swoją jedyną "dyskusję" w liceum na godzinie wychowawczej. Polegało, to na tym, że każdy po kolei przeczytał napisaną wcześniej wypowiedź i na tym się skończyło. O czymś takim jak debata oksfordzka, praktykowana w angielskim szkolnictwie, w ogóle nie było mowy.
- Problemem naszej publicznej dyskusji nie jest tylko to, że nie uczono nas tego w szkole – mówi Rafał Wawrzynów. - To także problem tego, jaki przykład dostajemy z góry. Dzisiejsi 50- i 60-latkowie w ogóle nie mieli dyskusji w podstawie programowej. Dlatego debaty polityczne wyglądają tak jak wyglądają.
Kolejnym problemem jest system nauczania, który zmienił się wraz z reformą oświaty z 1999 roku. Od wszystkich młodszych ode mnie znajomych, którzy się na nią załapali, słyszę to samo. Że celem gimnazjum i liceum było uczenie się pod klucz. Zdobywanie wiedzy i robienie z niej właściwego użytku ograniczało się do wypełniania testów, a pytań otwartych na egzaminach tak, by zdobyć jak najwięcej punktów. Na studia trafiali więc eksperci od "klasówek", nie młode umysły gotowe na konfrontację poglądów.
Internet daje "moc"
Wszystkie te problemy przenosimy ze sobą do internetu. Tam dodatkowo schodzi przed nami opór przed zabieraniem głosu, bo anonimowość dodaje odwagi. Skutek jest taki, że o rzeczową debatę trudno w polskim internecie. Króluje hejt, obrzucanie się błotem, ataki personalne, ironia i sarkazm. A o wyższość Meridy nad Krossem, lub odwrotnie, jesteśmy gotowi drzeć szaty.
"Polakom można wytykać błędy logiczne, dogmatyzm czy błędne koło w rozumowaniu, ale oni i tak nie będą słuchać i obrzucą cię kolejną porcją sarkazmu", pisze o swoich doświadczeniach z Polakami Amerykanka. "Jedyną opcją pozostaje wycofanie się z rozmowy albo odpowiedź osobistymi atakami. Nie żebym to lubiła, ale robiłam jedno i drugie".