Cmentarzyska statków pochłaniają coraz więcej ofiar. Jedna z najniebezpieczniejszych prac świata

Gdy państwa zachodu chcą pozbyć się starych i niepotrzebnych statków, te trafiają do Azji. Ich rozbiórka bardzo często odbywa się w amatorskich stoczniach. Jedna z najniebezpieczniejszych prac zbiera swoje żniwo.

Cmentarzyska statków pochłaniają coraz więcej ofiar. Jedna z najniebezpieczniejszych prac świata
Źródło zdjęć: © YouTube
Adam Bednarek

16.10.2019 | aktual.: 16.10.2019 13:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Serwis gospodarkamorska.pl cytuje raport organizacji NGO Shipbreaking Platform. Eksperci informują, że w amatorskich stoczniach na terenie Indii i Bangladeszu śmierć poniosło w tym roku już 19 osób.

Aż 11 zginęło tylko w okresie od lipca do września. Z kolei 20 zostało poważnie rannych. W ubiegłym roku w trakcie prac życie straciło co najmniej 34 pracowników.

Zdaniem NGO Shipbreaking Platform najwięcej statków w trzecim kwartale do azjatyckich stoczni sprzedali armatorzy z Japonii, Stanów Zjednoczonych oraz Grecji.

Wcześniej statki złomowano również w Chinach. Zmieniło się to jednak wraz z początkiem 2019 roku. Chińczycy zamknęli wówczas swoje stocznie dla zagranicznych przewoźników.

70 proc. światowej floty trafia do południowoazjatyckich stoczni. Np. pozyskana na złomowaniu stal stanowi około 50 proc. zapotrzebowania Bangladeszu. Tamtejszy kierunek jest dla armatorów naturalny, bo tani. A przy tym oddala się niebezpieczeństwo od siebie. Wraki statków pełne są niebezpiecznych substancji jak azbest, ołów, metale ciężkie, a także toksycznych płynów i gazów.

Azjatyckie stocznie zatrudniają bardzo często młodzież i dzieci. Robotnicy, pracujący średnio za kilkadziesiąt centów amerykańskich dziennie, rozbierają statki przy użyciu palników, pił, dłut, młotów i gołych rąk. Nie mają dostępu do ciężkich maszyn ani nawet do sprzętu ochronnego. Niewielu z nich ma kaski, gogle ochronne czy rękawice. Wielu z nich nie ma nawet butów.

O "profesjonalizmie" stoczni świadczy fakt, jak statki szykowane są do rozbiórki. Zwyczajnie rozpędza się je i wpływa nimi na ląd. Im dalej uda im się wbić, tym łatwiej je rozebrać.

Zagraniczni armatorzy przekonują jednak, że sytuacja w azjatyckich stoczniach się polepsza, także dzięki inwestycjom. Nie brakuje jednak krytycznych głosów, które nazywają ten proceder "brudnym biznesem".

Komentarze (10)