Chcę głosować bezpiecznie, ale e‑wybory to zły pomysł

Na porannym kolegium w Wirtualnej Polsce poproszono mnie o wyjaśnienie, czy e-wybory w Polsce są możliwe. Nie sądziłem, że w odpowiedzi na to pytanie tak szybko wyręczy mnie samo państwo. Nie, e-wybory nie są możliwe, skoro państwo nie potrafi w odpowiedni sposób skrzyknąć 460 posłów na zdalne posiedzenie Sejmu.

Chcę głosować bezpiecznie, ale e-wybory to zły pomysł
Źródło zdjęć: © WP.PL | Jakub Wątor

25 marca tuż po godz. 9 rano prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski pokazał na Twitterze SMS od kancelarii Sejmu. A w nim login i hasło do aplikacji mającej posłużyć przy piątkowym posiedzeniu Sejmu przez internet.

Wszystko w porządku? Nie, Trzaskowski w tej kadencji Sejmu posłem nie był. I już mamy pierwsze naruszenie bezpieczeństwa - dostęp do posiedzenia dostała osoba nieuprawniona. Widać, że nikt w kancelarii Sejmu nie zaktualizował listy posłów po ostatnich wyborach. Ciekawe, ilu jeszcze byłych parlamentarzystów dostało dziś SMS-y z zaproszeniem na e-posiedzenie Sejmu.

Bo ci aktualni, którzy dostali, zwracają uwagę na kolejne błędy. Posłanka Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej wskazuje, że aplikację dla posłów można odpalić nie tylko na służbowym sprzęcie (iPad), ale też na dowolnym iPhone. I dodaje, że "spokojnie Putin może za nas wszystkich zagłosować".

Tu jednak Lubnauer trochę przestrzeliła. Akurat sprzęty Apple słyną z wysokiego poziomu bezpieczeństwa i wielkiego zagrożenia tu nie ma. Jest gdzie indziej, bo Lubnauer nie zauważyła czegoś istotniejszego.

Otóż aplikacja, której na e-posiedzeniu maja używać posłowie, to Polycom - komercyjne narzędzie często używane w firmach do wideokonferencji. Mając login i hasło, można ją uruchomić na dowolnym smartfonie czy komputerze. Wystarczy dostęp do internetu. Patrząc pod tym kątem, może Putin zagłosować nie dałby rady, ale śmiało mógłby się zalogować (z wyłączoną kamerką w swym laptopie) i podsłuchiwać naszych posłów.

Tak polski rząd organizuje obrady w sieci dla 460 osób. A przecież ten tekst miał być o wyborach przez internet. W nich miałoby brać udział około 30 milionów ludzi (zgodnie ze statystykami PKW na listopad 2019). Ale mimo dzisiejszego popisu Kancelarii Sejmu, który powinien zamknąć dyskusję, wyjaśnię, dlaczego e-wybory nie są obecnie możliwe.

Nie bądźmy jak Estonia

Poseł Jarosław Kaczyński wciąż utrzymuje, że wybory odbędą się w maju, a ludzie spoza jego otoczenia zastanawiają się, kto mu ten nieśmieszny żart podpowiedział. Z tym pomysłem nawet szkoda polemizować. Wystarczy spojrzeć na słupki zakażeń i ofiar śmiertelnych koronawirusa w Polsce i nie tylko. Oraz na to, na jakim etapie walki z nim jest nasz kraj.

Skoro nie przy urnach wyborczych, to może przez internet?

Pomińmy oczywisty fakt, iż trzeba by zmienić mnóstwo - w tym kodeks wyborczy - przepisów, by głosowanie przez sieć mogło się w Polsce legalnie w ogóle odbyć. Samo wprowadzanie tych zmian trwałoby pewnie dłużej, niż trwa kadencja parlamentu.

Spójrzmy zatem na Estonię, często przywoływaną jako wzór cyberkraju. Dostęp do internetu jest tam wpisany w konstytucję jako jedno z podstawowych praw obywatelskich. Pierwsze e-wybory zorganizowano już 15 lat temu, w ostatnich - w zeszłym roku - w ten sposób zagłosowała niemal połowa obywateli.

Tylko Estonia pod względem liczby ludności to taka mniejsza Warszawa. Dużo prościej jest zorganizować wybory przez sieć dla miliona osób niż dla milionów 30. Dużo łatwiej jest też taką populację edukować, co dzieje się tam od kilkunastu lat. Tam wszystko załatwia się przez sieć. A w Polsce? Profil Zaufany ma już co prawda 5 mln Polaków, ale to wciąż jakieś 20-kilka procent ogółu. Nasze społeczeństwo wciąż jest cyfrowo wykluczone.

Zachwiane fundamenty w sieci

Zresztą sam Profil Zaufany nie jest żadnym rozwiązaniem. Nie jest on bowiem weryfikowalny. Każdy może wziąć dane do Profili Zaufanych swojej rodziny i zagłosować, jak mu się podoba.

Fundamentalną zasadą demokracji jest ich tajność. W e-wyborach wystarczy jedna mała luka na którymkolwiek etapie - głosowania, weryfikacji, liczenia głosów, przesyłania wyników - by przestały być tajne. Cyberprzestępcy i obce służby tylko czekają, aż ktoś się odważy przetestować taki sposób głosowania. A żaden system na świecie nie jest idealny - wielkie umysły włamują się i na konto facebookowe naszego znajomego, i na serwery FBI czy CIA.

Czy zapewnienie absolutnego bezpieczeństwa w głosowaniu przez internet jest możliwe? Najbliższy jestem odpowiedzi: nie. Zresztą zwracała na to ryzyko - w kontekście Estonii - uwagę nawet OBWE. Próbowali tego Australijczycy i udało się wybory przeprowadzić, ale i tak uznali, że nie jest to dostatecznie bezpieczne. Próbowali Amerykanie - u nich wyszło nawet gorzej, aplikacja do liczenia głosów nie podołała i zrobiła się afera.

A więc: brak pełnego uwierzytelnienia obywatela, ryzyko naruszeń bezpieczeństwa (brak tajności głosowania), zacofane cyfrowo społeczeństwo, potrzeba ogromnych zmian prawnych i władza, która nie potrafi zorganizować spotkania w sieci dla 460 osób.

Nie, e-wybory nie są odpowiednim pomysłem. Po prostu przenieśmy wybory prezydenckie, jeśli w ogóle chcemy się spotkać przy urnach wyborczych, a nie pogrzebowych.

Chcesz wiedzieć więcej na temat koronawirusa? Zapisz się na nasz specjalny newsletter.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (309)