Bohaterska gołębica. Cher Ami uratowała blisko 200 żołnierzy
Gołębie są często postrzegane jako symbole pokoju, lecz dla niemal 200 żołnierzy z Zagubionego Batalionu Cher Ami była czymś więcej – ostatnią deską ratunku. 9 października 1918 r. ten dzielny ptak podjął się kluczowej misji w Lesie Argońskim.
Los 194 wyczerpanych żołnierzy zależał od udanego lotu Cher Ami. Jeszcze kilka dni wcześniej oddział liczył ponad pół tysiąca ludzi, tworzących barwną mozaikę emigrantów mówiących 42 językami. Polacy, Irlandczycy, Włosi — choć dzieliło ich wiele, łączył ich nowojorski adres i mundur amerykańskiej armii. To oni stanowili trzon 77 Dywizji, nazywanej metropolitalną, która brała udział w jednej z ostatnich ofensyw na froncie zachodnim podczas I wojny światowej, tzw. ofensywie stu dni.
Pułapka w Lesie Argońskim
Podczas gdy sąsiednie oddziały zostały zatrzymane, żołnierze 77 Dywizji przedarli się głęboko w okolice niemieckich linii i zostali odcięci od wsparcia. Choć później nazwano ich "zagubionym batalionem", w rzeczywistości była to grupa żołnierzy z dziewięciu różnych kompanii.
Dowodził nimi major Charles W. Whittlesey, prawnik z Harvardu o arystokratycznych manierach, który zadziwiająco dobrze radził sobie w wojennym chaosie. Jego ludzie znajdowali się w tragicznym położeniu: otoczeni przez Niemców, z ograniczonym dostępem do amunicji, żywności i wody, bez szans na odwrót.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: SięKlika #46: Cena GTA 6, SWITCH 2 oficjalnie, USA blokuje kolejne aplikacje, PS6 i zmiany
Nieprzyjaciel atakował bez wytchnienia, wysyłając przeciwko Amerykanom elitarny oddział szturmowy z miotaczami ognia. Jednak najwięcej strat przynosił ogień własnej artylerii, która omyłkowo ostrzeliwała ich pozycje. Z ponad 500 żołnierzy po pięciu dniach zostało zaledwie 194 zdolnych do walki.
Ostatnia deska ratunku - Cher Ami
Nawiązanie łączności z resztą wojsk było kluczowe, ale tradycyjne metody zawiodły. Linie telefoniczne były przerywane, a gońcy ginęli, zanim dotarli do celu. Pozostała ostatnia nadzieja — gołębie pocztowe. Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę z ich znaczenia i bezlitośnie strzelali do każdego wzbijającego się w powietrze ptaka. Ostatecznie ocalała tylko jedna — gołębica Cher Ami.
Do jej nogi przymocowano wiadomość. "Jesteśmy wzdłuż drogi równoległej 276.4. Nasza własna artyleria prowadzi ogień wprost na naszą pozycję. Na litość boską, przestańcie" — napisał w niej major Whittlesey.
Cher Ami została ranna tuż po starcie: straciła oko, miała uszkodzone skrzydło, a jej noga z kapsułą meldunkową została niemal urwana. Mimo to przeleciała 40 kilometrów do własnego gołębnika, dostarczając wiadomość, która uratowała życie 194 żołnierzy. Ogień artylerii został wstrzymany, a oddział udało się ostatecznie odbie.
Bohaterka z medalem
Cher Ami cudem przeżyła. Otrzymała francuski Krzyż Wojenny, a amerykański generał John J. Pershing osobiście ją pożegnał przed powrotem do USA. Choć ptak zmarł rok później, jego ciało zostało wypreparowane i do dziś jest eksponowane w Narodowym Muzeum Historii Amerykańskiej, obok innego zwierzęcego bohatera z I wojny światowej— psa sierżanta Stubbiego.