Bez miliardowych inwestycji za 10 lat będą grozić nam blackouty
- Zapotrzebowanie na prąd jest za duże, elektrownie nie dają rady, grożą nam blackouty – ostrzega ekspert. Natomiast Operator Systemu Przesyłowego uspokaja: Mamy zapasy i jesteśmy przygotowani na awarię. Kto ma rację?
12.08.2018 | aktual.: 12.08.2018 17:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stały dostęp do energii elektrycznie jest dla nas tak naturalny, jak dostęp do powietrza czy bieżącej wody. Jednak już kilkugodzinna awaria uświadamia nam jak bardzo uzależnieni jesteśmy od energii elektrycznej. Na samym początku brak prądu objawia się wyłączeniem gadżetów i urządzeń służących do rozrywki - telewizorów, konsol, komputerów, zestawów grających. Nocą tracimy jeszcze światło, co wzmaga dezorientację. Tracimy domowy internet bezprzewodowy, a smartfony i tablety zaczynają się bezpowrotnie rozładowywać. Pralki, zmywarki i lodówki przestają działać.
Jeśli awaria jest naprawiona po kilku godzinach, to nie myślimy o tym, czym skutkowałby dłuższy brak prądu na większa skalę, czyli podczas blackoutu. W domu tracimy praktycznie kontakt ze światem - nie działa telewizor, radio, internet. Nie możemy wykonać wielu czynności, które są dla nas naturalne - jedzenie psuje się w niedziałającej lodówce, wody nie można zagotować w czajniku elektrycznym. Po wyczerpaniu akumulatorów zapasowych w budynku przestają działać windy i oświetlenie awaryjne. Na ulicach tworzą się korki z powodu braku świateł. Stają tramwaje i pociągi. Szpitale i aparatura podtrzymująca życie zasilana jest przez agregaty awaryjne, ale te muszą być stale tankowane. W tej chwili blackout nam nie grozi, jednak bardzo szybko może się to zmienić.
O grożących nam przerwach w dostawach prądu na dużym obszarze ostrzegał w "Rozmowie Dnia" w Radiu Wrocław Doktor Wojciech Myślecki z Politechniki Wrocławskiej. Zdaniem eksperta wysokie temperatury i rosnąca popularność klimatyzacji w domach może doprowadzić do tego, że zagrożenie blackoutami stanie się codziennością.
- Nie możemy liczyć na wsparcie zewnętrzne, nie możemy pracować na pełnej mocy, mamy przeciążoną sieć i jesteśmy w bardzo niebezpiecznej sytuacji – tak o sytuacji energetycznej w Polsce mówił w Radiu Wrocław dr Myślecki.
Beznadziejna sytuacja?
Z opisu naukowca wynika, że jesteśmy w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji i nie ma dla nas ratunku (chociaż później dr Myślecki sugeruje, że rozwiązaniem jest energia słoneczna). Dlatego postanowiłem zapytać Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A. (operator systemu przesyłowego) o to, czy rzeczywiście powinniśmy się bać blackoutów.
- PSE, jako Operator Systemu Przesyłowego (OSP), dysponują obecnie wystarczającą nadwyżką mocy dla zapewnienia pokrycia krajowego zapotrzebowania na moc elektryczną – czytam w wiadomości jaką dostałem w odpowiedzi na moje pytanie o to, czy po prostu wystarczy nam latem prądu.
PSE wymieniło też wszystkie mechanizmy jakie ma w zanadrzu na wypadek problemów z produkcją energii elektrycznej. Są to m.in.: wykorzystanie dostępnych rezerw mocy w jednostkach wytwórczych niebędących Jednostkami Wytwórczymi Centralnie Dysponowanymi (nJWCD), elektrownie szczytowo-pompowe, które mogą zapewnić dodatkowe 1600 megawatów, jednostki wytwórcze, które miały zostać wycofane w 2016 roku, ale nadal mogą być użyte (830 MW mocy), krótkotrwałe przeciążenie jednostek i zwiększenie produkowanej przez nie mocy.
Odpowiednie instytucje mają sytuację pod kontrolą
W wiadomości PSE zapewniło mnie, że jako operator systemu przesyłania energii jest przygotowane na zwiększone zapotrzebowanie także latem. Na przykład remonty są planowane tak, aby uniknąć okresów największego zapotrzebowania (te zdarzają się zimą ze względu na wzmożone ogrzewanie, a ostatnio także latem, tu przyczyniła się klimatyzacja i chłodzenie). PSE może także skorzystać z umowy w ramach, której wskazani odbiorcy prądu wstrzymają się z jego zużyciem, czyli np. sami wyłączą maszyny i fabryki.
Mimo przygotowań i mechanizmów awaryjnych jakie posiada PSE zagrożenie blackoutami w Polsce jest realne w dłuższej perspektywie. Może na nie wpłynąć właśnie wysoka temperatura, o czym przestrzegał dr Myślecki.
Do szczytu zimowego dołączył szczyt letni
- W Polsce szybko rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną, ale tylko w wybranych porach roku i w wybranych godzinach doby – mówi dla WP Tech ekspert energetyki prof. Konrad Świrski. - Ten problem dotyczy tylko kilku godzin w ciągu doby w lecie zwykle pomiędzy 11 a 13 ale może być wyjątkowo trudny do opanowania.
Utrzymujące się upały nagrzewają wodę w jeziorach i rzekach, które są wykorzystywane do chłodzenia elektrowni, a te muszą trzymać się limitów i nie mogą jej za bardzo podgrzać. W związku ze wzmożoną produkcją łatwiej też o awarię bloków. Gorące dni, to często też brak wiatru, co z kolei uniemożliwia import energii z niemieckich farm wiatrowych. Gdy te czynniki nałożą się na siebie, to zagrożenie blackoutem staje się realne. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w 2015 roku.
Jednak scenariusz z 2015 roku nie powinien się już powtórzyć. W 2016 r. zostało uruchomione połączenie z Litwą oraz wybudowane zostały przesuwniki fazowe na granicy z Niemcami, co pozwoliło na zwiększenie możliwości importowych o 1000 MW. Natomiast nowe bloki energetyczne w Polsce zwiększyły moce wytwórcę o kolejne 2000 MW.
Jest nieźle, ale za 10-15 lat będzie tragicznie
- Dziś jesteśmy w lepszej sytuacji niż byliśmy dokładnie 3 lata temu jeśli chodzi wielkość produkowanej energii i moce w systemie energetycznym – mówi w rozmowie z WP Tech Jerzy Kurella, byłby prezes Tauron Polska Energia i ekspert rynku energii elektrycznej z Instytutu Staszica. – Inwestycje i rozbudowa bloków energetycznych w Kozienicach, Włocławku i Płocku poczynione w ostatnich latach dały nam obecnie – zgodnie z zapewnieniami PSE - około 6 proc. marginesu ponad potencjalne ryzyko związane z niedoborem mocy w systemie elektroenergetycznym. Jednak w żadnym wypadku nie możemy spoczywać na laurach. Polska wymaga ogromnych nakładów zarówno w budowę nowych jednostek wytwórczych, jak i jeszcze w większej mierze w sieć przesyłową. Jeśli nie zainwestujemy kilkudziesięciu miliardów złotych w ciągu 10-15 lat, to blackouty staną się realnym zagrożeniem.
Ratunkiem energia słoneczna?
Doktor Wojciech Myślecki sugerował w Radiu Wrocław, że częściowym rozwiązaniem problemu może być fotowoltaika, czyli energia słoneczna. Podobnego zdania jest Jerzy Kurella. Niestety obecnie przydomowe instalacje fotowoltaiczne to zaledwie ułamek procenta zapotrzebowania na energię elektryczną w Polsce.
Obecnie cała fotowoltaika to ułamek generacji w Polsce (niespełna 300 MW) a potrzebne byłoby prawdopodobnie kilka tysięcy MW – mówi WP Tech prof. Konrad Świrski. - Takie moce mogą dostarczyć tylko duże elektrownie słoneczne, a nie przydomowe panele na dachach tzw. prosumentów. Tu koszt inwestycji i potem produkcji energii jest w warunkach polskich bardzo wysoki (pamiętajmy, że problemy z letnim szczytem mamy przez kilka tygodni i po kilka godzin w dobie), a elektrownia słoneczna musi się opłacać.
Będzie coraz trudniej
Niezależnie od tego, jakie rozwiązanie wybierzemy jako społeczeństwo, musimy działać szybko. Zdaniem Jerzego Kurelli z Instytutu Staszica, wiele obszarów sieci energetycznych, zwłaszcza tych najważniejszych 400 kV w centralnej oraz północno-wschodniej Polsce oraz bloków energetycznych jest przestarzałych. Pracując od ponad 40 lat są na ostatnim etapie ich technicznej przydatności do eksploatacji. Patrząc zaś na trendy temperatury na świecie, z każdym kolejnym rokiem będzie jeszcze gorzej. Stąd też przed polską energetyką olbrzymi wysiłek, aby blackout był tylko książkową historią, a nie realnym zagrożeniem dla gospodarki, kiedy przez więcej niż tydzień temperatury w Polsce przekraczają 30 st. Celsjusza.