Andrzej Sapkowski o wirtualnym Wiedźminie: "nie zazdroszczę grze sukcesu"
Andrzej Sapkowski nie ma pretensji do twórców, ale zwraca uwagę na to, że growa seria trochę jego książkom namieszała. I pod tym względem trzeba mu przyznać rację.
26.09.2016 | aktual.: 26.09.2016 17:41
*Andrzej Sapkowski nie ma pretensji do twórców, ale zwraca uwagę na to, że seria gier trochę jego książkom namieszała. I pod tym względem trzeba mu przyznać rację. *
W najnowszej rozmowie z “Polityką” Andrzej Sapkowski prostuje swoje niedawne wypowiedzi z Polconu. Na spotkaniu z czytelnikami pisarz stwierdził, że nie zna ludzi grających w gry, bo obraca się “raczej wśród ludzi inteligentnych”. W najnowszym wywiadzie tłumaczy, że był to tylko żart, który dla publiczności był jasny:
_ Ale powiem tylko, że to był konwent, a wystąpienia na konwentach dzieją się na zasadzie the show must go on, i że wiele tam uchodzi, w tym żarty, którym raczej daleko do wyszukanych. Robi się wtedy wiele, by publika się bawiła. A wówczas publika bawiła się pysznie, rozbrzmiewał śmiech perlisty. A jeśli komuś to nie w smak, to po co tam przychodzi? By łowić sensacyjki i z oburzeniem publikować je w sieci? Robić sztorm w szklance wody? _
Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, bo ostatnia afera była zwyczajnie niepotrzebna i nadmuchana. A szkoda, bo Sapkowski wtedy i teraz zwraca uwagę na ważną rzecz:
_ Ale pracując na własny sukces, gra moim książkom, niestety, zaszkodziła. Kilku wydawców umieściło grafikę z gry na okładkach moich książek. Wielu czytelników zakwalifikowało więc książki jako tzw. game related, czyli pisane pod grę. Takich książek na rynku SF&F jest multum. Widząc na okładce mojej książki obrazek z gry, wielu fanów założyło, że to gra była pierwsza. A poważni fani SF i fantasy takimi wtórnymi książkami gardzą i nie kupują ich, bo – primo – są wtórne i nieoryginalne. Secundo – są kompletnie bez znaczenia dla tych, którzy w żadne gry nie grają – a takich jest wśród fanów zdecydowana większość. (...) Od jakiegoś czasu zwalczam proceder używania grafiki z gry na moich okładkach bardzo aktywnie i nie pozwalam na to wydawcom. Tam, gdzie mogę – a w USA, dla przykładu, nie mogę. Na okładce amerykańskiego wydania „Czasu pogardy” mamy Wiedźmina żywcem z gry, walczącego z Czerwiem z Diuny. A ja muszę tłumaczyć fanom, że książkę napisałem dwanaście lat przed tym, jak powstała gra, i że Czerw z Diuny
jest z gry, nie z książki. W książce Czerwia nie ma nawet na lekarstwo. _
Być może Sapkowski sam jest sobie winien, że podpisał takie, a nie inne umowy, ale zgodzić się z nim trzeba. Z własnego doświadczenia wiem, że książki na podstawie gier są słabe i trzymam się od nich z daleka. Nie da się jednak ukryć, że seria CD Projekt RED pomogła wypromować sagę, czego dowodem jest np. miejsce na liście bestsellerów New York Timesa. Nie możemy jednak wykluczyć tego, że spora część grających pomyśli o książkach Sapkowskiego tak, jak ja, widząc okładki z bohaterami gier Assassin’s Creed czy Diablo. Czyli - nie warto.
_ - Nie chciałbym jednak stwarzać wrażenia, jakoby między mną a grą istniał jakiś antagonizm _ - stwierdza Sapkowski. I dobrze, bo spięcia, które podsycane są przez grających i czytających _ Wiedźmina _, są zupełnie niepotrzebne i niezrozumiałe.
Tak po ludzku szkoda, że obie strony nie wyszły na tej współpracy lepiej. Bo że Sapkowski skorzystał na grze, jak i sama gra na dziele pisarza, nie mam żadnych wątpliwości. Nie jest to pierwszy przykład stworzonego świata, który zaczyna żyć swoim życiem, co niekoniecznie podoba się twórcy. Jednak w tym przypadku - wyjątkowym z punktu widzenia polskiego gracza i czytelnika - trochę smutno, że obie strony, z różnych przyczyn, wolały pójść osobno, zamiast skorzystać z wzajemnego wsparcia - bo i kto mógł przewidzieć, że w serię _ Wiedźmin _zagrają miliony na całym świecie? I książka, i gra jest sukcesem, ale mam wrażenie, że razem, przy zaplanowanej współpracy, mogłyby osiągnąć jeszcze więcej. Teraz jest już na to za późno.
_ ab _