Alfred Redl. Podwójny agent, który zachwiał cesarstwem© Domena publiczna

Alfred Redl. Podwójny agent, który zachwiał cesarstwem

Łukasz Michalik
5 czerwca 2020

Setki tysięcy zabitych i wielka monarchia, chwiejąca się pod potężnymi ciosami wroga – to całkiem sporo, jak na działania jednego człowieka. Gdyby nie etui na scyzoryk, jeden z najskuteczniejszych agentów świata, twórca nowoczesnych metod wywiadowczych, prawdopodobnie nigdy nie zostałby zdemaskowany. A gdyby nie przegrany mecz piłki nożnej, nikt by się o tym nie dowiedział.

Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Dla Monarchii Austro-Węgierskiej początek pierwszej wojny światowej nie był łaskawy. Habsburskie imperium w serii starć uległo carskiej Rosji. Choć na północnym odcinku frontu rosyjskie wojska ponosiły w walkach z Niemcami klęski, na południu walczyły z wyjątkową skutecznością. Wielonarodowa armia walcząca pod sztandarami Wiednia, straciła setki tysięcy żołnierzy. Jaroslav Hašek w kultowych "Przygodach dobrego wojaka Szwejka" trafnie określił rozmiar jej klęski słowami "przesławne lanie".

Rosjanie skutecznie gromili Austriaków, bo znali ich plany wojenne, terminy mobilizacji i rozkazy, wydane z wyprzedzeniem poszczególnym oddziałom. Wszystko za sprawą nieżyjącego już wówczas superszpiega, który – poza tysiącami zabitych rodaków – ma na koncie także opracowanie nowoczesnych metod działania agenta wywiadu.

Oficer Biura Ewidencyjnego

Urodził się we Lwowie, prawdopodobnie w 1862 roku. Syn byłego wojskowego sam również wybrał karierę w armii. Znał języki, był inteligentny, łatwo awansował. Szybko trafił do Sztabu Generalnego. Najpierw, jak każdy nowy w sztabie, zajmował się kolejami. Jednak szybko skierowano go do Biura Ewidencyjnego.

Czyli do kontrwywiadu.

W 1912 roku Alfred Redl był już pułkownikiem. Ale kuluarowe plotki wieszczyły mu najwyższe stanowiska w cesarskiej armii, z posadą ministra wojny włącznie.

Szantaż i kompromaty

Alfred Redl był wzorowym oficerem. Miał jednak pilnie skrywany sekret – był homoseksualistą. W tamtych czasach oznaczało to nie tylko infamię, ale brak szans na karierę w wojsku czy państwowej administracji. A także karę 5 lat więzienia

Orientacja Redla pozostawała jego sekretem. Do czasu.

Rosjanie postawili sobie cel: zwerbować oficera zatrudnionego w Biurze Ewidencyjnym. Praca operacyjna przyniosła efekty – w ręce carskiego wywiadu trafiły nie tylko informacje o homoseksualizmie Redla, ale także kompromitujące go zdjęcia.

Droga do szantażu była otwarta.

Agent Opernball 13

Alfred Redl zgodził się na współpracę, a nadzorujący całą akcję Rosjanin, szef wywiadu warszawskiego okręgu wojskowego pułkownik Nikołaj Batiuszyn, hojnie mu to wynagrodził. Do austriackiego oficera, który przyjął pseudonim Opernball 13, zaczęły napływać listy z wielkimi sumami gotówki.

Jako wojskowy wysokiej rangi zarabiał bardzo dobrze, jednak Rosjanie doceniali znaczenie wywiadu i płacili mu wielokrotność oficjalnych dochodów.

Redl nie krył się ze swoim bogactwem. Tłumaczył je ogromnym spadkiem, a wielką fortunę przeznaczał na wystawne życie, młodych partnerów, luksusowe samochody i konie wyścigowe. Opłacał także kobietę uchodzącą oficjalnie za jego kochankę. Był królem życia – jego prywatne dochody odpowiadały mniej więcej rocznemu budżetowi całego Biura Ewidencyjnego.

Ale dla Rosjan każdy wydany na agenta Opernball 13 rubel był fantastyczną inwestycją.

Nowatorskie metody

Podwójny agent Redl był bowiem wyjątkowo utalentowanym szpiegiem, stosującym w swojej pracy zdobycze nauki. W swoim biurze trzymał na widoku "tajne" dokumenty posypane proszkiem daktyloskopijnym. W ramy obrazu, umieszczonego przed fotelem dla gości, miał wmontowany aparat fotograficzny, a sąsiednie pomieszczenia pozwalały na dyskretną obserwację biura.

W rezultacie – po pozostawieniu gościa pod byle pretekstem na chwilę samemu sobie – Alfred Redl dysponował jego szczegółowymi fotografiami, odciskami palców, a także wnioskami wynikającymi z obserwacji zachowania.

Zdobywanie śladów daktyloskopijnych nie ograniczało się do dokumentów. Goście oficera mogli liczyć na poczęstunek spreparowanymi papierosami, podpalanymi specjalnymi zapalniczkami, utrwalającymi ślady palców. Podobnie działały przeznaczone dla gości szklanki. Redl nagrywał, filmował, robił zdjęcia, gromadził dane biometryczne i pracowicie uzupełniał nowoczesną bazę danych, przydatną w pracy każdego wywiadu.

Łowca rosyjskich szpiegów

Opernball 13 umiejętnie budował swoją pozycję. Od Rosji domagał się nie tylko pieniędzy, ale i poświęcania agentów. Nie podstawionych, bogu ducha winnych figurantów, ale prawdziwych szpiegów. Carski wywiad nie miał skrupułów. Regularnie poświęcał własnych funkcjonariuszy o drugorzędnym znaczeniu. "Demaskowani" przez Redla, stanowili potwierdzenie jego skuteczności w pracy kontrwywiadowczej.

Renoma Alfreda Redla była tak wielka, że przełożeni z Ministerstwa Wojny polecili mu przygotowanie podręcznika dla łowców szpiegów. "Zasady wykrywania szpiegów w kraju i za granicą" stały się biblią młodych adeptów austriackiego kontrwywiadu.

Tymczasem podwójny agent nie próżnował. Dostarczył Rosjanom m.in. plany twierdzy Przemyśl – trzeciej pod względem wielkości fortyfikacji w Europie. Przekazywał plany mobilizacyjne, zadania poszczególnych związków taktycznych, wojskowe szyfry czy tworzone na wypadek nadchodzącej wojny plany kampanii, w tym austriackiej inwazji na Serbię i Rosję. Był bezcenny – nie było tajemnicy wojskowej, do której nie miałby dostępu.

Koperty z fortuną

Działalność podwójnego szpiega przebiegałaby bez przeszkód, gdyby nie pewien drobny wypadek. Na wiedeńską pocztę nadeszły bowiem dwie przesyłki poste-restante, przeznaczone dla niejakiego Nikona Nizetasa, który miał je odebrać, podając hasło.

Grube koperty wydawały się podejrzane, więc dokonano ich komisyjnego otwarcia. W środku znajdowała się prawdziwa fortuna – 15 tys. koron, mniej więcej dwukrotność rocznych zarobków dobrze sytuowanego oficera. Austriackie służby założyły, że właśnie trafiły na ślad afery korupcyjnej, więc poczta miała powiadomić wywiadowców o próbach podjęcia cennych przesyłek.

Gdy w końcu 24 maja 1913 roku tajemniczy Nikon Nizetas zgłosił się po odbiór kopert, pocztowcy powiadomili agentów specjalnym dzwonkiem, ale ci spóźnili się. Nie schwytali adresata – dojrzeli jedynie tył taksówki, którą ten zdołał odjechać.

Etui na scyzoryk

Austriaccy agenci namierzyli taksówkę. Jej kierowca zeznał, że ostatni kurs wykonał do jednej z kawiarni. Dodał też, że pasażer zostawił na siedzeniu eleganckie etui na scyzoryk. Agenci zabrali je i ruszyli pędem do kawiarni. Ale podejrzanego tam nie było.

Na szczęście w pobliżu znalazł się wodziarz - dawniej odpowiedzialny za pojenie dorożkarskich koni, a obecnie pucujący karoserie taksówek. Człowiek, który widzi wszystko i o wszystkim wie, wiedział również, dokąd udał się poszukiwany przez agentów człowiek. Skierował ich do hotelu Klomser.

W holu Klomsera dostrzegli Alfreda Redla. Mieli zamiar podbiec do niego by ostrzec gwiazdę wywiadu przed krążącymi się po hotelu rosyjskimi szpiclami. Ale jeden z nich postanowił zrobić małą prowokację. Podał etui portierowi, a ten zapytał Riedla, czy czasem nie zgubił cennego drobiazgu.

Oficer przyznał się do zguby, wziął etui i – rozpoznając w hotelu swoich kolegów po fachu - natychmiast zrozumiał swój błąd. Wybiegł z hotelu. Wiedział, że jest zdekonspirowany.

Kilka godzin później wywiadowcy mieli kolejny dowód w postaci analizy złożonego na poczcie podpisu. Kiedy weszli do pokoju hotelowego Redla, ten - zrezygnowany - pisał listy pożegnalne. Wokół walały się nadpalone dokumenty

Gdy informacja o zdemaskowaniu podwójnego agenta dociera do szefa austriackiego wywiadu – pułkownika Augusta Urbańskiego von Ostrymiecz, ten – chcąc uniknąć wielkiego skandalu - każe "załatwić sprawę tak, by nikt się nie dowiedział".

Przegrany mecz Egona Erwina Kischa

Oficerowie przesłuchujący Redla zostawiają go samego z nabitym rewolwerem. Szpieg zwleka, lecz w końcu w nocy z 24 na 25 maja strzela sobie w usta. Umiera tak, jak planowano - o jego śmierci nie wie nikt, kto mógłby przekazać opinii publicznej informacje o wielkim skandalu.

Przynajmniej na razie, bo następnego dnia w odległej Pradze ma miejsce zdarzenie pozornie bez żadnego związku – towarzyski mecz piłki nożnej. Kapitanem przegranej drużyny jest Egon Erwin Kisch – wschodząca gwiazda renomowanego, praskiego dziennika "Bohemia", a w późniejszych latach pomnikowa postać światowego reportażu.

Kisch jest zły – jego drużyna przegrała, bo na mecz nie stawiło się dwóch kluczowych graczy. Jeden ma usprawiedliwienie, jest kontuzjowany. Od drugiego kapitan domaga się szczegółowych wyjaśnień. A ten opowiada.

Ślusarz, który znał języki

Członek drużyny Kischa, prawy pomocnik o nazwisku Wagner, z zawodu był ślusarzem. W nocy wezwano go, by pod okiem wojskowych otwierał zamki w mieszkaniu ważnego oficera - jak się później okazało, chodziło o Redla. Żołnierze bez skrępowania rozmawiali po niemiecku o szpiegowskiej aferze, wydając Wagnerowi po czesku polecenia otwarcia różnych zamków i szuflad. Szukali rosyjskich dokumentów.

Ale ślusarz (co w wiekokulturowej monarchii austro-węgierskiej wcale nie było oczywistością) znał niemiecki.

Kolejnego dnia w "Bohemii" ukazał się artykuł Kischa o aferze Redla. Dzień później pisały o niej dzienniki w całej Europie.

Monarchia habsburska, mimo odkrycia szpiega, nie zdołała naprawić wyrządzonych przez niego szkód. Choć plany wojny z Rosją starano się doraźnie modyfikować, zabrakło czasu na naprawdę głęboką zmianę.

Wielka Wojna rozpoczęła się od serii kompromitujących klęsk Austro-Węgier. Dość swobodne szacunki wskazują, że zdrada Redla mogła kosztować monarchię Habsburgów nawet pół miliona ofiar.

W artykule wykorzystałem informacje z książek "Jarmark sensacji" Egona Erwina Kischa, tekstu Piotra Szlanty "Afera pułkownika Redla" z magazynu "Mówią wieki", "Spy of the Century: Alfred Redl and the Betrayal of Austria-Hungary" Johna Sadlera i Silvie Fisch, oraz "5 wieków tajnej wojny" Jefima Czerniaka.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (0)