5 lat i 200 tysięcy dolarów później został lepszą wersją siebie. Wypróbował wszystkie dostępne metody
Serge Faguet jest jednym z milionerów z Doliny Krzemowej. I jak większość z nich, pragnie długowieczności, a najlepiej życia wiecznego. Dlatego został biohakerem, zamienił życie w eksperyment, a doświadczenia opisał w szczegółowym wpisie.
30.05.2018 | aktual.: 30.05.2018 19:13
Sama historia pojawiła się jako obszerny artykuł na jednym z portali i zwróciła uwagę środowiska związanego z wykorzystaniem nowych technologii do ulepszenia ludzkiego ciała. Skala przedsięwzięcia, jakiej podjęła się pojedyncza osoba, imponuje. W ciągu pięciu lat swojego życia Faguet wydał 200 tysięcy dolarów (co jest ułamkiem jego majątku szacowanego na 21 milionów dolarów), by dzięki ćwiczeniom, diecie i suplementom zostać lepszą wersją siebie. Wszystko odbyło się w ramach sztywnych, naukowych ram, a zmiany w parametrach ciała były na bieżąco śledzone.
Pięć lat w sześciu krokach
Faguet postanowił obudować połowę dekady swojego życia w sześć nawzajem od siebie zależnych modułów - jeden nie mógł działać poprawnie, jeśli pozostałe szwankowały. Na pierwszy ogień poszła higiena snu. Tę osiągnął przy pomocy pomiaru trwania poszczególnych faz snu, ograniczeniu niebieskiego światła na kilka godzin przed zaśnięciem i budzeniu się o tej samej porze. “Sen jest kluczem do siły woli, a ta jest kluczem do wszystkiego”, podsumował.
Drugim filarem była odpowiednia dieta. W jej ramach pożegnał się z wszelkimi cukrami, przetworzonym jedzeniem, odpuścił alkohol i sól i przeprowadzał regularne głodówki - przez trzy dni w tygodniu jadł tylko raz dziennie.
Trzecim punktem były ćwiczenia. Przede wszystkim martwy ciąg, przysiady i ćwiczenia na największe mięśnie ciała. Wszystkich w interwałach o dużej intensywności, które spalają mniej mięśni. Ćwiczenia muszą odbywać się regularnie, od czterech do sześciu razy w tygodniu.
Kolejna była medytacja połączona z psychoterapią. Faguet przy okazji zaleca całkowite zerwanie z kłamaniem, jako szkodliwe na długą metę i niszczące relacje międzyludzkie. Zamiast najmniejszych, białych kłamstewek, tylko prawda. Do tego zaleca dużo seksu i otwartości w kwestii własnych fetyszy, preferencji seksualnych i tego, jak widzi się związek z drugą osobą.
Piąty punkt dotyczył badań medycznych. Wpis przedsiębiorcy jest upstrzony wykresami i badaniami. Każdy ma jakieś błędy, uważa Faguet, więc trzeba się ich jak najszybciej pozbyć. W jego przypadku błędami jego ciała były między innymi ilość rtęci we krwi, suplementacja witaminy B12 i D czy właściwa gospodarka hormonalna.
Ostatni wiąże się poniekąd z wcześniejszymi, bo dotyczy suplementacji, lekarstw i substancji odurzających. Faguet dziennie spożywał około 50 tabletek, wśród których były blokery estrogenu, serotonina, stymulujący Modafinil czy lit służący za stabilizator nastroju. Serge wspomina również o jednorazowym zażyciu empatogenu MDMA, który pomógł mu w pokonaniu fobii społecznych i staniu się bardziej ekstrawertyczną osobą.
Ostateczny efekt? Faguet nie kryje, że jego życie znacznie się zmieniło, odkąd postanowił zhakować swoje ciało. Dzięki tym sześciu wzajemnie od siebie zależnym elementom ma więcej energii, jest spokojniejszy, bardziej skoncentrowany, przestał prokrastynować i stał się o wiele bardziej ekstrawertyczną osobą. Wszystko dzięki kilku prostym krokom.
Problem jest tylko jeden: nikt, nawet Serge, nie potrafi udowodnić, że jego biohaking nie tylko na niego zadziałał, ale i da się go powtórzyć u innych.
Ty 2.0
Gdy zastanowić się, jaki największy wpływ na kulturę miała Dolina Krzemowa, nie byłyby to innowacje za przepalane pieniądze inwestorów czy wylansowanie kilku technologicznych guru pokroju Petera Thiela i skompromitowanego już Travisa Kalanicka. Zamiast tego można wskazać fetysz produktywności oraz paniczny wręcz strach przed śmiercią - w końcu zwłoki nie mogą stworzyć kolejnego “jednorożca”.
Surowa woda, głodzenie się, dieta paleo, dieta oparta na płynnym pokarmie, suplementacja, nootropy na “podkręcenie” mózgu, monitorowanie naszych parametrów, mikrodozowanie psychodelików i empatogenów - wszystko to razem lub oddzielnie ma sprawić, że mózg będzie działał wydajniej, a my staniemy się najlepszymi wersjami siebie. Przy okazji zarobimy miliony i staniemy się nowymi technologicznymi guru, ale to tylko dodatek, nagroda za nasz wysiłek.
Na bieżąco z samym sobą
Nieprzypadkowo wymieniono monitoring tego, co dzieje się wewnątrz nas - element samopoznania przy wsparciu urządzeń jest dla technokratów łakomym kąskiem. Z tego założenia wyszli w 2007 roku Kevin Kelly i Gary Wolf - redaktorzy magazynu “Wired”. Utworzyli bloga o nazwie “Quantified Self” i rozpoczęli organizację nieformalnych spotkań, a z czasem ruch się sformalizował, szerząc ideę technologii wearable, które będą informowały nas, co dzieje się wewnątrz, i na zewnątrz naszych ciał. Opisany na początku biohakerski eksperyment jest dowodem, jak bogaci ludzie wzięli sobie do serca założenia ruchu. Ruchu, który w 2014 roku miał 10 tysięcy członków. Może to niewiele, ale pamiętajmy, że zazwyczaj te osoby postrzegają się jako awangarda ludzkości.
Czy eksperyment Fagueta pozostaje w jakikolwiek sposób wiarygodny? Sam zainteresowany podkreśla w swoim wpisie, że wszystkie takie inicjatywy trzeba dostosować do własnego ciała i po konsultacji z lekarzem. Nałożony rygor trudno zatem zduplikować, ale koncepcja człowieka jako biochemicznej maszyny jest nośna. Zakłada, że egzystencję można rozbić do serii zadań, “konserwacji” i ćwiczeń, które nas usprawniają.
Irena Grudzińska, neuropsycholożka i ekspertka portalu “Neuropsychologia”, opisała WP Tech, na ile prawdziwe jest to założenie.
- Pytanie "czy nie ma psychiki, jest tylko biochemia" dotyka bardzo ważnego filozoficznego zagadnienia: mind-body problem, inaczej dylematu psychofizycznego, czyli związku ciała i umysłu - tłumaczy. - Istnieje mnóstwo stanowisk na ten temat, różnią się też definicje umysłu, psychiki czy duszy. Współczesna medycyna jednak traktuje psychikę jako całkowicie zależną od ciała i od wpływów, jakim to ciało podlega. Ciało, czyli także mózg. Wpływając zatem na ciało różnymi metodami, można wpływać na psychikę człowieka - dodaje.
Najbardziej znanym przykładem są leki antydepresyjne i psychoterapia, wymienia Grudzińska. Obie te metody są skuteczne w leczeniu depresji, chociaż jedna wpływa bezpośrednio na biochemiczne procesy w mózgu, a druga oddziałuje na mózg za pośrednictwem interakcji z innymi ludźmi.
Metod wpływania na psychikę jest bardzo wiele: zmiana trybu życia, sport, dieta, terapia, leki, wreszcie alkohol i narkotyki, kontynuuje ekspert. Żeby zbadać, które metody działają, trzeba je sprawdzić na dużych grupach ludzi. Problem w tym, że wszystkie metody działają z określonym prawdopodobieństwem. Innymi słowy: nigdy nie wiemy, czy w naszym pojedynczym przypadku dana metoda zadziała, czy nie.
Rekomendacje medyczne tworzone są na podstawie tych badań, w których efekt był najsilniejszy, zauważa Grudzińska. Stąd wiadomo, że aktywność, zdrowa dieta i dobre relacje z ludźmi sprzyjają zdrowiu, także psychicznemu. Chociaż i tak niektórzy mimo stosowania tych zaleceń, zachorują lub będą czuć się źle - taka jest natura prawdopodobieństwa mniejszego niż 100 proc., mówi.
Marzenia o pełnej kontroli
Czy w takim razie syberyjski przedsiębiorca zadbał o odpowiednią metodologię w trakcie swojego eksperymentu? Grudzińska uważa, że zmiany w psychice mogły nastąpić, ale nie wszystko było zależne tylko od jego metody.
- Serge Faguet wypróbował nie tylko te nieliczne najbardziej polecane sposoby, ale w zasadzie wszystkie, które uznał za słuszne. Trudno powiedzieć, które z nich i w jakim stopniu mu pomogły, a także, jakie powstały interakcje lub skutki uboczne. Nie jest to z pewnością podejście godne polecenia dla wszystkich, co zresztą zdroworozsądkowo zauważa sam autor - podkreśla Grudzińska. - Czy wpłynął on dzięki tym metodom na swoją psychikę? To możliwe. Serge Faguet zaobserwował korzystne zmiany we własnej psychice, ale nie dowiemy się, łącznie z nim samym, ile z tych zmian można przypisać zastosowanym sposobom, ile przypadkowi, ile wreszcie efektowi placebo - konkluduje.
Efekty obiecujące, ale cała reszta nie brzmi szczególnie zachęcająco - skoro sam “królik doświadczalny” nie może być pewien, skąd pojawiły się w nim zmiany, to jak powtórzyć ten eksperyment? Zamiast skupiać się na nurcie odżywiania, można spojrzeć, co jeszcze oferuje nam biohaking.
Nie tylko suplementy
Gilad Gome, biolog z organizacji Singularity University, opisuje trzy główne nurty. Pierwszy z nich, nutrigenomika, wykorzystuje składniki odżywcze do zhakowania biologii człowieka. Gome od razu jednak podkreśla, że jest to najczęściej pseudonauka bez żadnego oparcia w badaniach klinicznych.
Najlepszym przykładem jest inny biohaker z Doliny Krzemowej, Dave Asprey. Stworzył on markę swojej kawy o nazwie “Bulletproof Coffee”. W połączeniu z odpowiednią dietą opartą o glicerydy i post, jej picie miało podnieść iloraz inteligencji nawet o 20 punktów, leczyć choroby i pomóc w zrzucaniu wagi. Wszystko dzięki pozbyciu się mikotoksyn, które miały znajdować się w ziarnach innych producentów kawy, a które odpowiadają za obniżenie poziomu funkcji poznawczych u pijących.
Tyle tylko, że naukowcy zauważyli, że producenci pozbywają się mikotoksyn ze swoich ziaren, nie ma dowodów na obniżanie funkcji poznawczych, a oferowany przez Aspreya sposób odżywiania to dieta cud. Do tego pozbawiona jakichkolwiek podstaw merytorycznych.
Drugim rodzajem, tym razem budzącym sympatię Gome, jest ruch badań biologicznych typu zrób-to-sam. Łączy ona oddolne ruchy społeczne z nauką, gdzie zamiast wielkich koncernów i środków badawczych, stojących za kolejnymi odkryciami, mamy grupę indywidualistów i małych organizacji. Wykorzystując te same metody, co giganci, testują i eksperymentują szczepionki i leki na nieuleczalne choroby. Tak jak zmarły w tym roku Aaron Traywick. 28-latek opracowywał tanie terapie genowe, które miałyby leczyć opryszczkę lub AIDS. Jego śmierć w niejasnych okolicznościach i kontrowersje, związane na przykład z wstrzykiwaniem nietestowanych lekarstw, nie przysporzyły dobrego imienia temu ruchowi w ostatnim czasie.
Aaron Traywick.
Ostatnim wymienionym “gatunkiem” są Grinderzy. Ci po prostu usprawniają swoje ciało przez wszczepianie implantów. Kimś takim jest Neil Harbisson, zmagający się z daltonizmem artysta. Zaburzenie sprawia, że widzi on tylko czerń i biel, ale dzięki zamontowanej w czaszce antenie potrafi przemienić każdy kolor na odpowiedni dźwięk, wyrażany przez wibrację w kości. W ten sposób Harbisson “słyszy” obrazy.
To trzy główne nurty biohakingu. Czy Gome zgadza się jednak z tezą postawioną na początku tego artykułu? Nie.
- Biochemia tworzy nas, ale tworzy również naszą psyche, lub jak kto woli, świadomość - stwierdza w komentarzu dla WP Tech. - Nie jest też do końca prawdą, że człowiek może regulować swoją kondycję emocjonalną i nastrój przez diety i suplementacje. Jest znacznie więcej czynników, które składają się na te stany - niektóre z nich wywodzą się właśnie z naszej świadomości - podkreśla.
Ludzie nie są jednak robotami, jak chciałby Serge Faguet. Nasz wpływ na nasze ciało i umysł okazuje się nie tak duży, jak chcieliby współcześni techno-szamani. Zamiast snów o wydajności i cudownych środków na długowieczność pozostaje pytanie, czy lepiej żyć jak najdłużej, czy żyć po swojemu.