Zarabiali na waleniu w drzwi o świcie. Dobrze, że te zawody wygryzła technologia
22.05.2018 13:00, aktual.: 22.05.2018 15:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Roboty wygryzą ludzi z miejsca pracy. I słusznie. Nikt nie będzie tęsknił za telefonistką czy porannym budzicielu.
Potrafiła wybudzić największego śpiocha jednym celnym strzałem ziarnami grochu w okno. Tak właśnie działała słynna brytyjska budzicielka Mary Smith. Zawód ten istniał przed erą "budzika". Zadaniem budzicieli było postawienie na nogi mieszkańców XIX-wiecznej Europy. Robili to na przeróżne sposoby - stukając kijami w okna, rzucając kamieniami, krzycząc czy pukając głośno do drzwi.
Latarnicy - ludzie, którzy zapalali latarnie
Dziś mamy latarnie zasilane elektrycznie, niektóre z nich włączają się już całkowicie automatycznie, kiedy zajdzie Słońce. W czasach średniowiecza rozpalano pochodnie na ulicach, aby w miejskiej nocy dało się cokolwiek zobaczyć. Później powstały lampy olejne, gazowe i naftowe. Korzystali z polityki - narzędzia do zapalania latarni. We Wrocławiu do dziś pracuje latarnik, zajmujący się gazowymi lampami w dzielnicy Ostrów Tumski. Latarnicy nie mieli wolnego, pracowali 365 dni w roku.
Telefonistka czyli "proszę czekać, będzie rozmowa"
Telefonistki pracowały w budynkach Poczty Polskiej. Zajmowały się łączeniem rozmów międzymiastowych. Jeśli ktoś posiadał telefon, to miał tylko numer wewnętrzny. Aby się skontaktować, dzwoniono na centralę, a telefonistka prosiła o podanie numeru, z którym chcieliśmy się połączyć. "Poproszę z numerem 53", następnie często trzeba było poczekać na połączenie. Trwało to nawet pół godziny lub więcej. W mniejszych miastach zależało to od tego, czy z naszego miasta ktoś aktualnie nie dzwonił, była tylko jedna linia. Dzisiaj te procesy odbywają się automatycznie, gdy wystukujesz numer w smartfonie.
Telegram
To może niekoniecznie zawód, ale część pracy wykonywana przez pracowników poczty. Telegram to wiadomość tekstowa przesyłana początkowo poprzez telegraf. W późniejszych czasach został zamieniony przez dalekopis. Co ciekawe usługa wciąż jest dostępna w Poczcie Polskiej, jednak nie oszukujmy się - czasy jej świetności już dawno zanikły. W 2002 roku z telegramu zrezygnowała Telekomunikacja Polska.
Aby wysłać telegram należało wypełnić druczek, taki jak na zdjęciu powyżej. Najczęściej korzystano z tej usługi aby poinformować o ważnym zdarzeniu, takim jak narodziny czy śmierć kogoś bliskiego.
Lektor
W tym przypadku nie chodzi o lektora czytającego dialogi w filmach. W przeróżnych fabrykach zatrudniano osoby czytające książki na głos. Musiały robić to tak głośno, aby wszyscy pracownicy fabryki słyszeli. Celem takiej pracy bynajmniej nie była edukacja. Chodziło o to, aby pracownicy się nie zanudzili. Lektorów najczęsciej zatrudniano w fabrykach cygar na Kubie. Dzisiaj od tego mamy radio i muzykę.
Zecer
Zecer był ręcznym drukarzem. Dzięki niemu mogły powstawać gazety, książki czy czasopisma. Praca ta wymagała ogromnej precyzji i doświadczenia. Nie trudno było o pomyłkę przy ręcznym układaniu czcionki. W dodatku był to zawód niebezpieczny. Zecerzy pracowali w otoczeniu sporej ilości ołowiu, w skutek czego chorowali często na ołowicę - zatrucie. Dzisiaj ustawianie druku odbywa się komputerowo.
Krzykacz miejski / klikon
Zadaniem krzykaczy było ogłaszanie informacji, głównie o specjalnych okazjach czy wydarzeniach. Pierwotnie funkcja oznaczała też przekazywanie ludowi tego, co obwieszczał przywódca. Dzisiaj przekaz informacji jest natychmiastowy i niemalże globalny. Mimo to istnieją jeszcze krzykacze. Lublin jest jedynym miastem w Polsce i jednym z kilku ostatnich w Europie, w których zachowała się tradycja klikona miejskiego. Ostatnim polskim krzykaczem jest Władysław Stefan Grzyb, posiadający głos o sile 80 decybeli.