Zapomniana flota admirała Zheng He, czyli jak Chiny nie podbiły świata

Zapomniana flota admirała Zheng He, czyli jak Chiny nie podbiły świata

Zapomniana flota admirała Zheng He, czyli jak Chiny nie podbiły świata
Źródło zdjęć: © Wiimedia Commons, Lic. CC0
Łukasz Michalik
11.07.2020 12:49, aktualizacja: 11.07.2020 17:16

Ogromne statki, tysiące marynarzy i wiedza, pozwalająca na nawigowanie po nieznanych wodach. Na długo przed Europejczykami chińskie wyprawy badawcze zaczęły eksplorować świat. Używały do tego baochuanów – największych drewnianych okrętów, jakie kiedykolwiek zbudowano.

W 1498 roku do indyjskiego portu w Kalikacie dotarła pierwsza europejska wyprawa. Cztery stateczki, obsadzone przez 160 marynarzy i dowodzone przez Vasco da Gamę przetarły tak długo poszukiwany szlak z Europy do Indii.

Europejczycy mogli czuć się odkrywcami zupełnie nowego świata, jednak – ku swojemu zdziwieniu – dowiedzieli się, że na długo przed nimi te same miejsca nawiedzili inni obcy o jasnej skórze. Były ich tysiące i przybyli nie na czterech stateczkach, ale na ponad 300 wielkich okrętach. I nie byli marynarzami z Europy.

Na długo przed tym, gdy Portugalczycy rozpoczęli europejską ekspansję, wyznaczając szlaki do Ameryki, wschodniej Afryki i – ostatecznie – Indii, podobne, ale znacznie większe i lepiej zorganizowane wyprawy organizowało państwo z drugiego, względem Europy, krańca świata.

Chiny jak cały świat

Chiny pod rządami dynastii Ming były u szczytu swojej potęgi, choć cesarstwo – dopóki nie zbudowało Wielkiego Muru – musiało toczyć nieustanne walki z azjatyckimi koczownikami. Nie było wówczas na ziemi bardziej rozwiniętego państwa – Chińczycy byli potęgą demograficzną, gospodarczą, ale także kulturową i naukową.

Panujący w latach 1402-1424 cesarz Yongle miał tego świadomość. Miał też przekonanie, że świat powinien uznać prymat Chin i oddać hołd władcy Państwa Środka. Był jednak pewien problem – nie wszystkie ludy miały świadomość istnienia Chin i cesarskiej władzy. Nie wiedząc, nie mogły uznać jego zwierzchnictwa.

Rozwiązanie problemu okazało się dość proste: cesarz nakazał zbudować wielką flotę, która miała opłynąć cały świat. W tym celu powstawały baochuany – największe drewniane okręty, jakie kiedykolwiek zbudowano.

Obraz
© Wikimedia Commons, Severin.stalder, lic. CC BY-SA 3.0

Wielki Mur - symbol chińskiej potęgi, a zarazem izolacji

Baochuany – największe drewniane okręty świata

160 metrów długości, 50 szerokości, liczne maszty i załoga, składająca się nawet z 1000 marynarzy. Nigdy – ani wcześniej, ani później – świat nie widział tak wielkich drewnianych okrętów. Dla porównania – największy z trzech statków Krzysztofa Kolumba, Santa Maria, z którym odkrywca przebył ocean i dotarł do Ameryki, mierzył 21 metrów długości i był obsadzony przez 40 marynarzy. W porównaniu z Chinami, Europa rzuciła się odkrywać świat, płynąc w łupinkach od orzechów.

Chińskie giganty, nazywane także okrętami skarbowymi, stanowiły trzon floty, transportując zapasy i najcenniejsze ładunki. Problem polega na tym, że żaden z nich nie dotrwał do naszych czasów. Pozostały jedynie relacje, zarówno chińskie, jak i europejskie – baochuany obserwował m.in. podczas swojej podróży do Chin Marco Polo.

Uzupełnieniem relacji są nieliczne resztki, jak kawałki burt czy sterów i właśnie na ich podstawie badacze usiłują odtworzyć wygląd i wielkość okrętów skarbowych.

Nie brakuje głosów, że przypisywanie im aż 160 metrów długości to gruba przesada, bo wykorzystany materiał i technologie nie pozwalały na budowę tak dużych, a zarazem sztywnych i odpornych na fale kadłubów. Nawet najbardziej ostrożni badacze nie schodzą jednak w szacunkach poniżej 60 metrów długości – to wielkość, którą europejskie okręty osiągnęły dopiero 350 lat później.

Wrażenie robią też warunki, panujące na chińskich okrętach, niemające nic wspólnego ze spartańskim wyposażeniem europejskich jednostek. Wspomina o tym m.in. arabski podróżnik Ibn Battuta: - W kabinach są umywalnie, drzwi zamyka się na klucz. Tym samym bogaty podróżny może mieć ze sobą swe żony i niewolnice. (…) Na pokładzie jest cały ogród warzywny, nie brak ani jarzyn, ani smacznych ziół.

Obraz
© Wikimedia Commons, Vmenkov, Lic. CC BY-SA 3.0

Współczesna rekonstrukcja jednego z okrętów admirała Zheng He

Armada baochuanów

Zbudowana na polecenie cesarza armada liczyła ponad 60 baochuanów i ponad ćwierć tysiąca mniejszych. W sumie – ponad 300 statków, obsadzonych przez 27 tysięcy ludzi. Dowódcą tej potęgi został Wielki Eunuch Zheng He.

Warto w tym miejscu wyjaśnić znaczenie jego funkcji, bo w dawnych Chinach pozycja eunucha była niebywale silna i prestiżowa. Człowiek ten miał bowiem nieograniczony dostęp do pałacu i samego cesarza, co wprost przekładało się na wpływy i władzę, wzmacnianą znajomością dworskich trendów i intryg.

Sam Zheng He nie był Chińczykiem. Urodzony w muzułmańskiej rodzinie, jako chłopiec dostał się do chińskiej niewoli. Po wykastrowaniu został sługą jednego z chińskich książąt, a ten w wyniku zdrad i przewrotu pałacowego przejął tron, a następnie panował jako cesarz Yongle. Przed jego zaufanym sługą otworzyło to drogę do imponującej kariery.

Obraz
© Domena publiczna

Stary chiński drzeworyt, przedstawiający baochuany

Na Zachód!

W lipcu roku 1405 armada 34-letniego Zheng He wyruszyła, kierując się ku – jak nazywali to Chińczycy – Oceanowi Zachodniemu. W przeciwieństwie do wczesnych, europejskich wypraw, będących zbieraniną mniej lub bardziej przypadkowych awanturników, chińska ekspedycja była dokładnie przemyślana.

Na pokładach swoich jednostek Zheng He miał nawigatorów, lekarzy, tłumaczy i budowniczych. Wiózł także dyplomatów, odpowiedzialnych za nawiązywanie relacji z odwiedzanymi państwami. Rzecz jasna nie brakowało też wojska, a wśród zabranych oddziałów znalazła się nawet grupa kawalerii.

Ta specyficzna demonstracja siły przypominała walec, przetaczający się po Oceanie Indyjskim – Chińczycy zwalczali po drodze piratów, interweniowali zbrojnie w lokalnych konfliktach, mając przewagę technologii przywracali do władzy, jak na Sumatrze, obalone przez tubylców dynastie.

Obraz
© Wikimedia Commons, Vmenkov, Lic. CC BY-SA 3.0

Zrekonstruowane wnętrze jednego z baochuanów

Chińskie odkrycia geograficzne

Na jednej wyprawie się nie skończyło – po jej zakończeniu natychmiast rozpoczęto przygotowania do następnej, co przerodziło się w niemal 30-letni cykl siedmiu wypraw. Chińczycy dotarli do Polinezji, spenetrowali Zatokę Bengalską, Morze Arabskie (na wybrzeżu Półwyspu Arabskiego wysadzili muzułmańskich pielgrzymów zmierzających do Mekki), wpłynęli na Morze Czerwone, a także odwiedzili porty na wschodnim wybrzeżu Afryki.

Z Afryki Zheng He przywiózł – obok wielu różnych zwierząt - nawet żyrafę, co w Chinach, podczas parady ulicami Nankinu, wywołało euforię. Zwierzę zostało bowiem uznane za mityczne stworzenie Qilin, pojawiające się wyłącznie w epoce rozkwitu, pokoju i dobrobytu.

O tym, jak intensywna była infiltracja przez Chińczyków rubieży Oceanu Indyjskiego dobitnie świadczy zachowana mapa Afryki, na której poprawnie zaznaczono zarys jej wschodniego wybrzeża, przebieg Nilu czy – na południu kontynentu – Góry Smocze.

Obraz
© Wikimedia Commons, Vmenkov, Lic. CC BY-SA 3.0

Czarna linia przedstawia przebieg tylko jednej, siódmej wyprawy admirała Zheng He

Chiny plecami do morza

Co istotne, wyprawy Zheng He przyniosły oczekiwany skutek – z odwiedzanych państw zaczęły przybywać do Chin delegacje, by złożyć hołd cesarzowi i przekazać mu dary, a swoich wysłanników wydelegowały nawet tak odległe od Chin miasta, jak afrykańskie Mogadiszu, Malindi czy Baraawe.

Nagle, po tym paśmie sukcesów, nastąpił koniec chińskiej ekspansji. Zheng He zmarł, być może podczas powrotnego rejsu z ostatniej wyprawy, a być może już po powrocie, krótko po niej. Wpływowa, konfucjańska administracja nie dopuściła do kolejnych ekspedycji – urzędnicy uważali je za stratę pieniędzy. Aby nie dopuścić do podobnej wyprawy w przyszłości, zakazano budowy okrętów innych niż jednomasztowe.

Pozostawione w portach baochuany zaczęły niszczeć, a upływ czasu zabierał szkutników, którzy potrafili je budować. Chiny – dosłownie – na pół tysiąca lat odwróciły się od morza, zajęte konfliktami wewnętrznymi i walkami na kontynencie.

Dziedzictwo wypraw

Chińska flota miała na koncie wspaniałe wyprawy, doniosłe odkrycia i nawiązanie międzynarodowych relacji na wyjątkową skalę. Problem w tym, że poza spustoszeniem cesarskiego skarbca w zasadzie nic z tego nie wynikało ani dla świata, ani dla samych Chin (podobnie zresztą jak np. z wynalezienia przez Chińczyków prochu strzelniczego).

Europejczycy nie powtórzyli tego błędu. Już kilkadziesiąt lat później do portów, odwiedzonych przez admirała Zhen He, zaczęły docierać pierwsze statki Portugalczyków. W porównaniu z baochuanami były maleńkie, ale europejskim wyprawom towarzyszyło zakładanie handlowych faktorii i budowa handlowych imperiów, zdolnych do dalszej eksploracji i podboju. Zwiastowały nadejście nowej epoki – trwającej niemal pół tysiąca lat dominacji Zachodu nad resztą świata.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (85)