Z Marcinowic do Berlina. Polskie kuchenki gazowe podbijają świat
To ich trzeci raz na targach elektroniki użytkowej IFA w Berlinie. Kilkukrotnie odwiedzili je także jako goście - żeby podpatrzeć, co porabia konkurencja. Od pierwszego razu w 2009 roku, sporo się w Solgazie zmieniło.
- Ostatnim razem zapakowaliśmy citroena po dach i wszystko ogarnialiśmy we dwóch przez tydzień – mówi Jakub Biel, dyrektor ds. marketingu i handlu w firmie Solgaz. - Nasze stoisko miało 12 metrów kwadratowych. Nie było duże, ale i tak większe niż nasze biuro w tamtym czasie. To mie ściło się w kuchni – śmieje się. Stoisko Solgazu na IFA 2017 zmieściłoby kilka takich kuchennych biur.
Losy polskiej marki produkującej płyty gazowe to historia sukcesu zbudowanego od zera. W 2002 roku cała firma mieściła się w… piekarni w Marcinowicach na Dolnym Śląsku. Wtedy jeszcze nie zajmowała się produkcją światowej klasy kuchenek gazowych, głównym produktem były promienniki podczerwieni do ogrzewania dużych hal.
- Dziś ogromne hale buduje się w kilka wiosenno-letnich miesięcy. Pod koniec lat 90. wyglądało to zupełnie inaczej, trwało latami. Zimą trzeba było zapewnić ogrzewanie. Głównie tym się wtedy zajmowaliśmy – mówi Jakub Biel. - Taki biznes miał jednak sporo wad. Po pierwsze latem zainteresowanie mocno spadało. Po drugie mieliśmy kontrakty tylko wtedy, gdy w okolicy ktoś budował halę.
- Myśleliśmy, co możemy zrobić z wiedzą, którą posiadaliśmy i wykorzystać ją do stworzenia nowego produktu – tłumaczy Biel. - Któregoś dnia w laboratorium przewróciliśmy nagrzewnicę na plecy. Okazało się, że po kilku usprawnieniach i położeniu na niej płyty ceramicznej, może działać jako kuchenka. To był praktycznie początek Solgazu jako producenta sprzętu kuchennego – wspomina Biel.
Kuchenka Solgazu z końca lat 90. nie powstałaby, gdyby inżynierowie nie mieli dużej swobody w pracy. Nie zmieniło się to do dziś. Konstruktorzy są zachęcani do tego, aby eksperymentować i szukać nowych rozwiązań. - Przez sporo czasu po prostu się wygłupiają – śmieje się Jakub Biel. Chociaż gdy robi to inżynier w lekarskim kitlu, a takie z zamiłowaniem są noszone w Solgazie, to nie są to wygłupy, a proces badawczy.
- Gdy pracowaliśmy nad płytą indukcyjną, chcieliśmy sprawdzić granice jej wytrzymałości – opowiada Jakub Biel. – Musieliśmy po prostu sprawdzić, co trzeba zrobić, aby ją spalić. Nie było łatwo, ale nasi inżynierowie łatwo się nie poddają. Udało się dopiero po wyciągnięciu bezpieczników, uszkodzeniu czujników i zatkaniu odpływu ciepła. Nawet wtedy płyta nie stanęła w płomieniach, a jedynie poszed ł z niej dym i wyłączyła sie – mówi Biel.
Praca nad coraz lepszymi technologiami nie poszła na marne. Dziś Solgaz to rozpoznawalna i uznana w Polsce marka. Do tej pory firma nie szukała aktywnie dystrybutorów, a sprzedaż prowadziła głównie przez internet. Teraz to także się zmienia. Od początku roku kuchenki Solgazu trafiły do 250 sklepów, a do jego końca firma będzie wkraczać do kolejnych 20 placówek miesięcznie. W międzyczasie przeniosła się z piekarni do ogromnej hali w Świdnicy, gdzie znajduje się też laboratorium i sama montażownia.
- Za rok przenosimy się do nowej, prawie dwa razy większej hali. Ta jest już dla nas za mała – mówi Jakub Biel. – Stawiamy też mocno na eksport. Na początek będzie to Europa, ale nie ograniczamy się tylko do starego kontynentu. Już teraz nasze kuchenki sprzedają się w RPA i Kolumbii – mają tam tani gaz. A ostatnio zgłosił się do nas dystrybutor z Wietnamu.
Od samego początku, czyli od nagrzewnicy przewróconej na plecy, Solgaz ciężko pracował, aby ich produkty były jak najbardziej zaawansowane technologicznie. Potwierdza to liczba zarejestrowanych patentów. Jest to np. elektrozawór, który pozwala na wybranie jednego z 25 poziomów temperatury - standard w innych płytach to 9 poziomów.
- Udało się to dopiero, gdy w zastosowaliśmy technologię podobną do tej z koparek. A dokładnie z hydraulicznego ramienia. Inni próbuję nas kopiować, ale bezskutecznie – chwali się Jakub Biel. – Kiedyś firma z Hiszpanii kupiła naszą kuchenkę, rozebrała na części, żeby zobaczyć jak jest zbudowana - ale po złożeniu z powrotem już nie działała. Nie byli wystarczająco dokładni – wyjaśnia Biel.
Inne patenty Solgazu to m.in. płyta, na której wybieramy temperaturę, a palnik automatycznie zwiększa i zmniejsza płomień, by ją utrzymać. To także panel dotykowy, czujnik temperatury i specjalny palnik, na którym można w dowolnym miejscu ustawić kilka naczyń, a do każdego ustawić inną temperaturę.
Płyty Solgazu trafiają do miejsc, które potrafią zaskoczyć. Okazuje się, że są bardzo popularne na jachtach, zwłaszcza tych drogich. Kuchenki ze Świdnicy mają bowiem wiele zalet, które czynią je idealnymi do zastosowania na łodziach. Są to jedyne kuchenki gazowe bez otwartego ognia, a to przekłada się w oczywisty sposób na bezpieczeństwo. Dzięki zamkniętemu pod płytą płomieniowi spalają też około 2 razy mniej gazu niż inne. Ten natomiast spala się w dwukrotnie wyższej temperaturze niż w innych kuchenkach i tym samym nie zostawia tłustego osadu – a tego nikt nie chce na ekskluzywnych jachtach (w mieszkaniach zresztą też nie, dodajmy). Natomiast system czujników wyłącza kuchenkę natychmiast, gdy na płytę rozleje się płyn, co zapewnia jeszcze większe bezpieczeństwo.
A czemu w ogóle konstruktorzy jachtów wybierają płyty gazowe zamiast elektrycznych? Te przecież też nie mają płomieni. Dużo łatwiej jednak zabrać na pokład butlę z gazem niż akumulatory. Z tego powodu Solgaz otrzymał nawet wyróżnienie na targach jachtów METS w Amsterdamie.
Teraz firma stawia sobie kolejne cele. Chce umieścić w swoich kuchenkach ekran dotykowy i usprawnić interfejs (np. zamiast programu numer 017 będzie można wybrać obrazek kurczaka, a kuchenka sama dobierze temperaturę i czas gotowania). W planach jest też dodanie obsługi przez smartfona.
- Cały czas testujemy też nowe materiały – mówi Jakub Biel. – Sprawdzaliśmy Teflon, okazało się jednak, że za słabo przewodzi ciepło. Z polskimi uczelniami testowaliśmy też grafen - ten okazał się zbyt mało odporny na duże różnice temperatur.
- Bardzo ważne jest dla nas też zadowolenie klienta - mówi Biel. Gdy wysyłamy od nas kuchenkę to najpierw pytamy w jakim regionie mieszka klient i z jakiego gazu będzie korzystał (ten bowiem nie zawsze jest taki sam) i specjalnie dostosowujemy urządzenie do jego wymagań – tłumaczy. – W Solgazie przykład idzie z góry - jeszcze do 2013 roku na serwis do klientów jeździł sam właściciel - dodaje.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Solgaz.