Wypchany buszmen miał być dowodem na wyższość białej rasy

Człowiek wypchany niczym zwierzę, wystawiany w muzeum - dziś brzmi to niewiarygodnie, ale właśnie taki “eksponat” można było oglądać w jednej z hiszpańskich placówek jeszcze w latach 90. Tragiczna historia “El Negro” pokazuje, jak europejski rasizm szedł za rękę z nauką.

Wypchany buszmen miał być dowodem na wyższość białej rasy
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Adam Bednarek

25.07.2017 | aktual.: 25.07.2017 20:31

Jules Verreaux wraz z bratem przywozili z Afryki wypchane zwierzęta, które trafiały do francuskiego Muzeum Historii Naturalnej. W 1830 lub 1831 roku ich kolekcję powiększył “El Negro” - nikomu nieznany, tajemniczy buszmen, który w Europie miał uchodzić za muzealną atrakcję. Był wypchany niczym zwierzę.

“Najbardziej interesującym obiektem w naszej kolekcji jest wypchany Beczuana, bardzo dobrze zakonserwowany, który prawie życie mnie kosztował, zważywszy na to, iż aby go zdobyć, zmuszony byłem ciało w nocy wykopać w miejscu strzeżonym przez jego krewnych” - chwalił się Jules Verreaux.

Nie jest jasne, jak zginął. Autor książki “El Negro i ja”, Frank Westerman, nie wykluczał, że buszmen mógł zostać przez Francuzów po prostu zamordowany. Ta hipoteza jest jednak mało prawdopodobna - trudno uwierzyć, by młodzi naukowcy zajmujący się wypychaniem zwierząt poradzili sobie z wyszkolonym, mającym niespełna 30 lat buszmenem. Być może zabójcza okazała się choroba płuc, na co wskazywała sekcja zwłok przeprowadzona w latach 90. XX wieku. Jedno jest pewne - pod osłoną nocy bracia Verreaux wykopali ciało buszmena. Wypchano go tak jak zwierzęta i przetransportowano do Europy.

Obraz
© Wikipedia

W 1831 roku wypchanego człowieka można było oglądać w Paryżu, na specjalnej wystawie barona Benjamina Delesserta. Beczuana robił na dziennikarzach największe wrażenie. Wiele wskazuje na to, że buszmen miał trafić do Muzeum Historii Naturalnej, którym zarządzał Georges Cuvier. Ten jednak nie był zainteresowany kupnem.

Nie chodziło tu jednak o oburzenie “eksponatem” i samą propozycją. Być może bracia Verreaux zażądali zbyt wysokiej sumy, a być może Cuvier nie widział w wypchanym człowieku wielkiej atrakcji. W końcu paryżanie znali już “Wenus Hotentotów”, jak nazwano Sarę Baartman.

Murzynka wyglądem znacznie różniła się od białych kobiet. Przerośnięte wargi sromowe, potężne uda i wyjątkowo duże, odstające pośladki miały przyciągać tłumy. Trafiła do Europy w 1810 roku i zapewne licząc na dużo lepsze życie niż w Afryce, zgodziła się na pokazy w zamian za połowę zysków. Choć publika dopisywała, to po czterech latach Wyspiarze byli już ją znudzeni. Tak Michał Staniul opisywał dla WP jej dalsze, tragiczne losy:

“W 1814 r. trafiła do Francji, gdzie została sprzedana cyrkowemu treserowi zwierząt. Mężczyzna najpierw ochoczo wynajmował ją paryskim antropologom jako obiekt pseudonaukowych badań na temat ''podczłowieka'', a później prostytuował w robotniczych spelunach”.

Po śmierci stała się obiektem badań, podobnie jak wielu innych czarnoskórych. Ich kości wykorzystywano do szukania dowodów na to, że bliżej im było do zwierząt niż ludzi.

Ludzkie zoo

#

“Ludzkie zoo” były w Europie bardzo popularne, w 1906 roku w Nowym Jorku umieszczono w klatce z szympansem Pigmeja z Konga Belgijskiego. Podobne wybiegi powstawały w Londynie, wspomnianym Paryżu, Hamburgu, a nawet Wrocławiu. Aż do 1958 r. biali mogli czuć się lepiej, oglądając w klatkach “tubylców”, niby niewiele różniących się od zwierząt. Bo właśnie wtedy (sic!) ostatnia oficjalna ''ekspozycja etnologiczna'' odbyła się na Wystawie Światowej w Brukseli.

Dla Paryża, stolicy “ludzkich zoo”, wypchany człowiek nie był więc wielką atrakcją. Ale jego potencjał odkrył Francisco Darder, który postanowił pokazać “El Negro” na barcelońskiej Wystawie Światowej w 1888 roku (choć nie wiadomo, jak to się stało, że jego prywatną kolekcję wypchanych zwierząt powiększył wypchany człowiek). Wówczas miasto miało odwiedzić prawie 2,5 mln mieszkańców! Darder, założyciel ogrodu botanicznego w Barcelonie, uznał, że wypchany człowiek wyglądający jak żywy na pewno spodoba się tłumom.

Naprawiany pastą do butów

Z Barcelony trafił do muzeum w Banyoles, wraz z resztą okazów Dardera. Wygląd “El Negro” musiał się zmieniać. Ludzie chcieli oglądać czarnego człowieka, więc “opiekujący” się nim smarowali go pastą do butów.

Obraz
© Wikipedia

Przez wiele lat nietypowy eksponat nikogo nie dziwił, nie szokował ani nie oburzał. Może to powojenne doświadczenia spowodowały, że wypchany człowiek nie mógł wzruszać swoim losem. Jedynie w 1962 roku dziennikarz magazynu “Horizontes” zastanawiał się, co by było, gdyby w muzeum można było podziwiać wypchanego białego człowieka. Bo jeśli ktoś wpadłby na tego typu pomysł? “Czyż nie uważalibyśmy tego za wysoce niestosowne?” - pytał.

O “El Negro” głośniej zrobiło się w 1992 roku przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Lokalny, czarnoskóry lekarz nagłośnił w mediach na całym świecie nietypowy eksponat w muzeum. W kraju organizatora wielkiej, światowej imprezy! Hiszpania miała się wstydzić. Lekarz zagroził, że będzie czarnoskórych zawodników nawoływał do bojkotu, jeżeli “El Negro” nie zniknie z wystawy. Bojkotu nie było, kilka osób wyraziło swe oburzenie.

Za to mieszkańcy stanęli murem za “El Negro”. A raczej stworzony przez nich mur miał nie pozwolić odebrać im “Murzynka”, jak nazywali buszmena. Skąd ta nagła, wielka sympatia? Odezwał się kataloński nacjonalizm - lokalni nie chcieli, by po raz kolejny ktoś “obcy” ingerował w to, co wolno robić Katalończykom, a czego nie. Bardziej radykalne bojówki tworzyły napisy: “Jeżeli El Negro ma odejść, to wszystkie czarnuchy won!”.

Niepotrzebny dowód?

Po latach protesty jednak na coś się zdały - pod koniec lat 90. uznano, że “El Negro” ma zostać wycofany z muzeum, a w 2000 r. pozwolono mu - a raczej czaszce i kościom, bo rozmontowano go niczym lalkę - powrócić do Afryki. Choć mogłoby wydawać się, że historia ma szczęśliwe zakończenie, to “El Negro” dalej nie był traktowany po ludzku, na równych prawach.

Został pochowany w Botswanie, ale wiele wskazuje na to, że pochodził z terenów należących dziś do RPA. Źródła wskazujące na właściwe pochodzenie postanowiono jednak pominąć, by przyspieszyć sprawę z pochówkiem.

Wiele wskazuje na to, że “El Negro” nie był wyjątkiem. Wypchani ludzie z Afryki trafiali m.in. do Niemiec, ale ich ślady urywają się w okolicach 1840 r.

“El Negro” przez wiele lat był niemalże żywym wspomnieniem kolonializmu i europejskiego rasizmu. Raczej nie jako powód do wstydu, a nieprzeszkadzający nikomu dowód na niesprawiedliwość. Wyjątkowa atrakcja, którą skwitować można było wzruszeniem ramion: “no cóż, tak było, cóż poradzić’. Trudno wyobrazić sobie, by wypchany biały człowiek mógł przez tyle lat być muzealnym eksponatem np. w afrykańskim państwie.

Może dlatego niektórym zależało, by dowodu jak najszybciej się pozbyć, zakopać w Afryce i zapomnieć. “El Negro” stojący w Muzeum Kolonializmu - o takim pomyśle wspominał Frank Westerman - mógłby być przestrogą, do czego doprowadzić może ludzkie okrucieństwo, często usprawiedliwiane nauką. Nic takiego jednak się nie stało.

Komentarze (23)