Wykrywacz kłamstw - czy to faktycznie działa?

Mija 51 lat od pierwszego badania w Polsce tzw. wykrywaczem kłamstw. "Polscy
policjanci coraz częściej sięgają po badania poligraficzne, rocznie jest ich kilkaset"- powiedziała
w rozmowie z PAP dr Magdalena Zubańska z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie.

Wykrywacz kłamstw - czy to faktycznie działa?
Źródło zdjęć: © Polygraphsales.com

10.06.2014 | aktual.: 11.06.2014 13:18

Czy polska policja, prokuratura, sądy często wykorzystują badania poligraficzne (wariograficzne)? Czy nie są one postrzegane - mówiąc oględnie - jako mało poważne?

Podinspektor dr Magdalena Zubańska z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie: Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Owszem, jeśli chodzi o badania wykonywane dla potrzeb procesu karnego, to pod względem liczby nie dorównują one np. badaniom daktyloskopijnym czy genetycznym, ale mimo wszystko są coraz popularniejsze. Gdy zetknęłam się z nimi w roku 2000. 2001, to rocznie wykonywano ok. 20, może 30 takich ekspertyz. Teraz jest ich kilkaset.

Co sprawia, że ta liczba wzrasta? Skąd ta zmiana u policjantów i prokuratorów?

M.Z.: Poligraf wszedł do użycia kilkadziesiąt lat temu, ale do dziś jest przedmiotem sporów i burzliwych dyskusji. Spore znaczenie ma tu kontekst historyczny. Otóż po raz pierwszy badania poligraficzne wykonano 5. lat temu w tzw. sprawie olsztyńskiej. Przeprowadził je prof. Paweł Horoszowski z Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie postanowienia Prokuratury Wojewódzkiej w Olsztynie z dnia 22 czerwca 1963 r. w sprawie o zabójstwo.

Prof. Horoszowski z metodyką tych badań zapoznał się w Stanach Zjednoczonych. Stamtąd przywiózł też do kraju poligraf marki Stoelting. Musimy pamiętać, jakie to były czasy, jak w Polsce patrzono na Zachód i na to co Zachodnie, nawet jeśli dotyczyło to nauki. Jak więc metoda, którą Paweł Horoszowski przywiózł ze Stanów, mogła być postrzegana jako dobra?

Z tego m.in. powodu na poligraf patrzono niezbyt przychylnie i w takim duchu zostało wychowywanych wielu prawników, którzy zostali prokuratorami, sędziami. Na szczęście coraz więcej prokuratorów, zwłaszcza tych z młodego pokolenia, zweryfikowało te poglądy i jest wolnych od takiego postrzegania tej metody. Dlatego coraz powszechniej traktują badania poligraficzne nie jako wymysł, ale jedną z metod identyfikacji kryminalistycznej. Trzeba pamiętać, że od początku, tj. od 196. roku polska procedura karna dopuszcza dowód z badań poligraficznych. Jest on traktowany jako dowód pośredni, tzw. poszlaka.

W jakich sytuacjach najczęściej wykorzystuje się badanie wariografem?

M.Z.: Wiele tych badań przeprowadza się na etapie czynności operacyjnych, nie po to, by uzyskać dowód w znaczeniu procesowym, ale po to, by uzyskać informację, która może posłużyć do zainicjowania innych czynności przez policjantów. Informacja z badań poligraficznych może też służyć do zweryfikowania informacji oferowanej przez tzw. osobowe źródło informacji. Pamiętamy sprawę małej Magdy z Sosnowca. Badania chciano przeprowadzić z udziałem podejrzewanej wówczas Katarzyny W., ale ona - jak wiadomo - nie wyraziła na nie zgody. Miała do tego prawo i z tego prawa skorzystała.

Na takie badanie zawsze trzeba wyrazić zgodę...

M.Z.: To kolejna przyczyna tego, że tego rodzaju badań nie przeprowadza się w dużych ilościach. Nie ma zgody, nie ma badania - tak stanowią przepisy procedury karnej.

Pamiętam przypadek zabójstwa sprzed kilku lat. Zatrzymano do sprawy mężczyznę - prawnika z wykształcenia. Na miejscu zdarzenia nie zabezpieczono żadnych śladów kryminalistycznych i ten człowiek o tym wiedział. Jedynym punktem zaczepienia miały być wyniki badań poligraficznych. Z góry można było założyć, że jeśli ten człowiek jest w jakikolwiek sposób związany z tym zdarzeniem, to nie zgodzi się na badania. I tak też się stało, mężczyzna nie wyraził zgody na badanie.

Czy da się oszukać wariograf? W internecie roi się od porad np. "myśl o czymś innym, gdy zadają ci pytania".

M.Z.: Są osoby, które radzą sobie z badaniami poligraficznymi, to ludzie ze służb specjalnych. Jeśli jednak myślimy o szeregowym Iksińskim, to on nie poradzi sobie z tym oszukiwaniem. Jest więc mało prawdopodobne, by ktoś zatrzymany do sprawy zabójstwa czy kradzieży, oszukał urządzenie i wpłynął znacząco na wynik. Odpływając myślami, zginając palce w bucie (o takich m.in. metodach można przeczytać na forach internetowych) można jedynie zakłócić przebieg badania poligraficznego. Takie próby można jednak wykryć.

Czy te badania są nieprzyjemne?

M.Z.: Badanie nie wiąże się z bólem fizycznym, ale raczej dyskomfortem psychicznym. Wiem to, bo eksperci ze Słowacji poddali mnie takim badaniom dla potrzeb ściśle naukowych - chodziło nam o przetestowanie nowej metodyki badań.

Czujniki zakłada się na dwa niesąsiadujące palce dłoni (zwykle lewej), na klatkę piersiową, na przeponę oraz na przedramię. Jeśli chodzi o ten ostatni czujnik, to ja umieszczam go na podudziu, bo zdarza się, że opaska założona na przedramieniu i wypełniona powietrzem do 6. mmHg powoduje, że wiele osób (m.in. ja) odczuwa ból. Założenie czujnika CARDIO na podudziu jest w mojej ocenie lepszym rozwiązaniem, badany nie odczuwa praktycznie jego obecności.

Cel badania, jaki mi wówczas przedstawiono, musiał być realny i taki właśnie uzgodniliśmy - chodziło o to, czy brałam narkotyki. Zgodziłam się, bo wspomniany cel badania był dla mnie zupełnie bezpieczny. Mimo to nie czułam się zupełnie komfortowo i tu nie chodziło o aspekt fizyczny.

Rozmawiała Joanna Wojciechowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)