Wolał więzienie od świata technologii

Wolał więzienie od świata technologii

Wolał więzienie od świata technologii
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
27.09.2011 10:01, aktualizacja: 27.09.2011 16:01

Randall Lee Church nie wierzył współwięźniom, kiedy ostrzegali go o szoku, jakiego dozna, gdy opuści więzienie po 28 latach odsiadki. Myślał, że powoduje nimi zazdrość. Rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej okrutna, niż opisywali.

Rok 1983. Prezydentem Stanów Zjednoczonych jest Ronald Reagan, przenośne słuchawki w telefonach stacjonarnych są prawdziwym technologicznym hitem, a McDonald's przedstawia swoją najnowszą pozycję w menu - kurczaki McNuggets. Randall jest osieroconym osiemnastolatkiem, który żyje chwilą i stara się nikomu nie wchodzić w drogę. Pewnego dnia dochodzi do tragedii. Człowiek, u którego mieszka oskarża go o kradzież pieniędzy, mężczyźni zaczynają się bić i w końcu jeden z nich zadaje śmiertelny cios nożem. Church ogląda obrazki z aresztowania w telewizji i nie rozpoznaje na nich siebie. Cały czas ma wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś obok. Przebudzenie przychodzi, kiedy sędzia odczytuje wyrok - dożywocie.

Odtąd żyje w różnych placówkach więziennych, podejmując rozmaite prace. Ostatnią z nich była posada woźnego, która bardzo mu się podobała ze względu na nieograniczony dostęp do napojów chłodzących i lodu w lecie. W taki sposób minęło 2. lat, podczas których życie w murach więziennych toczyło się powoli, a świat poza nimi bardzo się zmienił.

Po wyjściu Randall nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości napędzanej przez technologię. Nie umiał używać komputerów, telefonów komórkowych, internetu. Wszystko to było dla niego zbyt przytłaczające. Doznawał ciągłych upokorzeń z powodu braku podstawowej wiedzy o świecie. Wszyscy dookoła pędzili, a on, ze swoimi słabymi referencjami - nie mógł znaleźć pracy ani mieszkania na swoją kieszeń.

- Ceny okazały się o wiele wyższe i trzeba było używać skanerów, żeby odczytać je z kodów kreskowych. Gry wideo stały się bardzo realistyczne. Ludzie bez przerwy rozmawiali przez komórki. Samochody miały zamki z zabezpieczeniem przed dziećmi - wyliczał później w wywiadzie dla jednej z gazet.

Dodatkowo, Church miał pecha, gdyż jego zwolnienie zbiegło się z kryzysem ekonomicznym, który w Stanach dość poważnie odbił się na rynku pracy. Wreszcie, po próbie zmierzenia się ze światem, który nie miał dla niego żadnego sensu, były więzień postanowił wrócić do miejsca, które znał najlepiej, które dawało mu dach nad głową, trzy posiłki dziennie i poczucie bezpieczeństwa.

Aby tego dokonać i nikogo przy tym nie skrzywdzić - podpalił opuszczony dom. Nie został ujęty od razu. Trzy dni później, mając 3. centów w kieszeni, poszedł najeść się do syta w jednej z restauracji, a następnie poprosił właściciela, żeby zadzwonił po policję.

- Kiedy patrzyłem na ten palący się dom, poczułem ulgę. To był mój własny 4 lipca (amerykańskie święto niepodległości - przyp. WP) - mówił później.

JG/GB/GB

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ: To jest wirtualne więzienie

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (204)