Wojna elektromagnetyczna to przyszłość. Ten typ uzbrojenia będzie siać spustoszenie

Wojna elektromagnetyczna to przyszłość. Ten typ uzbrojenia będzie siać spustoszenie

Wojna elektromagnetyczna to przyszłość. Ten typ uzbrojenia będzie siać spustoszenie
Źródło zdjęć: © Sputnik News
Łukasz Michalik
30.10.2019 14:04, aktualizacja: 30.10.2019 14:42

Twój smartfon przestaje działać, gaśnie światło i ekran komputera. Za oknem ciemne ulice i bezradni kierowcy w unieruchomionych samochodach. To początek nowej wojny. Nad miastem właśnie eksplodowała głowica, która atakuje impulsem EMP.

W lipcu 2016 roku świat obiegła sensacyjna wiadomość. Nad płynącym przez międzynarodowe wody Morza Czarnego amerykańskim niszczycielem USS "Donald Cook" pojawiły się dwa rosyjskie samoloty Su-24.

Choć obie maszyny były nieuzbrojone, wykonały kilka niskich przelotów nad amerykańską jednostką. Od tego momentu relacje mediów zaczynają być rozbieżne. Źródła zachodnie, w tym oficjalne stanowisko amerykańskiej marynarki skupiają się na prowokacyjnym zachowaniu rosyjskich pilotów, którzy po kilku manewrach odlecieli, a okręt kontynuował rejs.

Źródła rosyjskie, w tym polskojęzyczny serwis Sputnik, opisują nieco inny przebieg wydarzeń. Po jednym z przelotów Su-24 na amerykańskim okręcie miała przestać działać łączność, jednostka została czasowo unieruchomiona, a obecni na jej pokładzie marynarze po incydencie zaczęli licznie rezygnować ze służby, przekonani o posiadaniu przez potencjalnego nieprzyjaciela nowej, niezwykle skutecznej broni.

Jak wyłączyć prąd?

Wiarygodność rosyjskiej tuby propagandowej jest raczej wątpliwa, jednak w wielu bajkach możemy odnaleźć ziarno prawdy. W tym przypadku jest nim fakt, że – choć oficjalnie nikt nie przyznaje się do posiadania takiej broni – zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone prowadzą prace nad tzw. głowicą E. To broń, pozwalająca na dezaktywację elektroniki przy pomocy impulsu elektromagnetycznego (EMP).

EMP to impuls elektromagnetyczny, który powoduje powstawanie i rozprzestrzenianie się promieniowania elektromagnetycznego o szerokim widmie i niskich częstotliwości. Duże natężenie przy jednoczesnym krótkim czasie trwania impulsu powoduje wzrost natężenia prądu w sieciach oraz zwiększenie wydzialania ciepła, co ostatecznie prowadzi do uszkodzenia elektroniki, obwodów i linii przesyłowych.

Obraz
© Domena publiczna

Jego niszczycielskie działanie odkryto przypadkiem – podczas prowadzonych w latach 60. przez Stany Zjednoczone testów bomby wodorowej. Od tamtego czasu pomysł, by bez fizycznego niszczenia miast i ośrodków przemysłowych cofnąć przeciwnika do ery kamienia łupanego, rozpala wyobraźnię wojskowych i polityków. Problem w tym, że pomysł łatwo rzucić, ale trudno go zrealizować.

Namiastkę działania takiej broni można było zaobserwować podczas amerykańskich nalotów na Irak i natowskich na Bośnię, podczas których udało się osiągnąć efekt zbliżony do wykorzystania głowicy E. Udało się wówczas wyłączyć sieć energetyczną bez niszczenia infrastruktury. Odpowiedzialny za to był jednak nie impuls elektromagnetyczny, ale głowice wypełnione grafitowymi włóknami, które opadając na przewody powodowały zwarcia i odcięcie zasilania.

Obraz
© imgur

Wirkator zamiast materiału wybuchowego

Samo czasowe odcięcie zasilania to jednak tylko półśrodek. Do tego efekt "grafitowego" ataku może zostać łatwo zminimalizowany np. przez ukrycie wrażliwych instalacji czy części sieci energetycznej pod ziemią. W takim przypadku rozwiązaniem pozostaje użycie impulsu elektromagnetycznego. Tylko jak go wywołać bez detonacji głowicy wodorowej?

Odpowiedzią na to jest urządzenie zwane wirkatorem. Jest to rodzaj lampy elektronowej, zdolnej do wygenerowania krótkiego impulsu mikrofal o bardzo dużej energii (do 40 GW). Urządzenie jest na tyle małe, proste i niezawodne, że może zostać użyte w różnego rodzaju pociskach, jednak, ze względu na masę i objętość, najbardziej zasadne wydaje się zastosowanie go nie w pociskach samosterujących (gdzie głowica stanowi niewielką część łącznej masy), ale w bombach lotniczych, co podkreśla ekspert serwisu Defence24, Maksymilian Dura:

Współczesna technika pozwala na umieszczenie głowicy E w korpusie bomby 900 kg typu Mk.84 (o wymiarach 3,84x0,86m). Jednak obecnie największą wagę przywiązuje się do możliwości zastosowania głowicy E na bombach GBU-31/32 JDAM (o wadze 450 i 900 kg). Zwłaszcza, że pociski te są na uzbrojeniu „niewidzialnych” samolotów B-2 i F-22, a to oznacza, że broń E może stać się uzbrojeniem pierwszego uderzenia.
Maksymilian Dura, Defence 24
Obraz
© USAF

Broń na cywilów

Jak bronić się przed niszczycielskim impulsem? Metoda przeciwdziałania wydaje się bardzo prosta – ekranowanie za pomocą tzw. klatki Faradaya. Rozwiązanie to – opracowane z myślą o przetrwaniu efektów wybuchów głowic jądrowych – jest powszechnie stosowane w wojskowym sprzęcie.

Problem w tym, że skuteczne ekranowanie wymaga braku kontaktu ze światem zewnętrznym, koniecznego do zasilania czy transmisji różnych danych. O ile w przypadku wyspecjalizowanych instalacji jest to realne, to cała konsumencka – i nie tylko – elektronika nie jest w żaden sposób broniona. Celem ataku przy pomocy impulsu elektromagnetycznego stałyby się zatem przede wszystkim instalacje i sprzęt używany przez cywilów.

Alternatywą jest mało prawdopodobna ucieczka od elektroniki w stronę leciwej techniki lampowej albo rozwiązań takich, jak niewrażliwe na impuls elektromagnetyczny światłowody.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY | Fedor Leukhin / Wikimedia / CC

Jedna rakieta usmaży elektronikę w mieście

Choć relacje o unieruchomieniu amerykańskiego niszczyciela można włożyć między bajki (zresztą sam opis nie do końca odpowiada działaniu głowicy E), istnieją przesłanki by sądzić, że prace nad taką bronią są na tyle zaawansowane, by poważnie rozważać możliwość wykorzystania jej w nadchodzących konfliktach.

Jest faktem, że publiczną prezentację niszczenia sprzętu elektronicznego za pomocą impulsu elektromagnetycznego przeprowadzono już w 1999 roku, kiedy naukowiec Winn Schwartau podczas zorganizowanej w Waszyngtonie konferencji zniszczył zdalnie dwa komputery. Faktem jest również istnienie „dział”, wykorzystywanych przez służby porządkowe do zdalnego unieruchamiania jadących samochodów. Przykładem takiego sprzętu jest choćby RF Safe-Stop, opracowany przez brytyjską firmę E2V, choć w tym przypadku zasada działania opiera się na ciągłej transmisji radiowej, a nie na krótkim impulsie.

Nie brakuje również oficjalnych doniesień, dotyczących m.in. używanych również przez Polskę pocisków lotniczych JASSM, które – w ramach programu CHAMP (Counter-electronics High-powered Microwave Advanced Missile Project) – zostały przetestowane z głowicami E. Co więcej, nawet polski w 2017 roku uznał opracowanie broni rażącej impulsem elektromagnetycznym za jeden z priorytetów.

Obraz
© Boeing

Broń WRE – as w rękawie rosyjskiej armii

Trudne do weryfikacji są za to doniesienia, dotyczące zaawansowania prac nad tego typu bronią m.in. w Rosji. Oficjalne źródła rosyjskie przy okazji takich świąt, jak choćby obchodzony 15 marca Dzień Specjalistów Walki Elektronicznej wskazują, że Rosja nie tylko dysponuje takim sprzętem, ale przetestowała go już w walce. Za takie potwierdzenie można uznać m.in. ubiegłoroczną wypowiedź Igora Nasenkowa, zastępcy dyrektora koncernu Technologie Radioelektroniczne (KRET):

Sprzęt został przetestowany. Nie powiem, co dokładnie zostało przetestowane i w jaki sposób. Dowiedziono gotowości bojowej i zademonstrowano spodziewane taktyczne i techniczne parametry.
Igor Nasenkow, KRET

Warto przy tym podkreślić, że intensywnie rozwijane są nie tylko rozwiązania, niszczące elektronikę impulsem elektromagnetycznym, ale również wszelkie systemy, służące walce radioelektronicznej (WRE). Ich domniemana skuteczność, skala stosowania i gotowość bojowa jest obecnie tak wysoka, że według natowskich analiz pomiędzy Rosją i krajami NATO pojawiła się – stale rosnąca – generacyjna luka, będąca metodą na zniwelowanie przewagi Zachodu w dziedzinie klasycznego uzbrojenia.

O rozwój tego typu uzbrojenia podejrzewana jest również Korea Północna. Według danych, opracowanych przez amerykańską rządową komisją ds. oceny zagrożenia bronią EMP (tak, USA mają taką instytucję!), północnokoreański atak wymierzony w amerykańską sieć energetyczną mógłby doprowadzić do śmierci 90 proc. populacji w ciągu roku. Brzmi alarmująco, choć nie sprecyzowano, w jaki sposób reżim Kima miałby takiego ataku dokonać.

Obraz
© Mil.ru

Polska też chce walczyć bronią EMP

Znaczenie tego typu rozwiązań doceniono również w Polsce, gdzie Narodowe Centrum Badań i Rozwoju realizuje program „Energia skierowana”. Jak podkreśla dyrektor NCBR, prof. Maciej Chorowski:

(…) program Energia Skierowana (…) jest programem strategicznym. Jest zaplanowany na mniej więcej dziesięć lat, a jego koszt to ok. 400 mln zł. W jego ramach ma powstać broń elektromagnetyczna jak również metody obrony przed atakiem za pomocą tego typu broni.
prof. Maciej Chorowski, dyrektor NCBR

Warto przy tym zwrócić uwagę na przewartościowanie, do jakiego doszło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Przez długi czas rozwijana była broń, która – jak bomba neutronowa – miała porazić ludzi, nie naruszając zanadto infrastruktury. Prace nad bronią E zmierzają w dokładnie odwrotnym kierunku, pozwalając na zniszczenie infrastruktury w sposób – przynajmniej w krótkiej perspektywie – nieszkodliwy dla ludności, choć w przypadku masowego użycia efekty byłyby katastrofalny.

Trudno przecenić możliwości, oferowane przez broń E. Głowica, która cofa jakiś obszar do epoki przedindustrialnej, a jednocześnie nie zabija, nie powoduje skażeń i nie niszczy budynków oferuje zupełnie nowe możliwości działania i odstraszania. Jednocześnie – gdyby dostała się w ręce terrorystów albo została masowo zastosowana podczas jakiegoś konfliktu – stanowi trudne do oszacowania zagrożenie, porównywalne z bronią masowego rażenia.

W artykule wykorzystałem informacje z serwisów Defence24, The Defense Post, Sputnik News, Foreign Policy i KRET.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (452)