Wietnamczycy oszukali technologię USA za pomocą... moczu
Zanim mieli dostęp do kamer termowizyjnych, Amerykanie wymyślili inny sposób na znajdowanie ukrytych w dżungli przeciwników. People sniffer mógł ich "wywąchać".
02.09.2017 | aktual.: 02.09.2017 15:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wojna w Wietnamie okazała się niezwykle trudna dla Stanów Zjednoczonych. Mimo ogromnej przewagi technologicznej nad jednostkami Viet Congu i Wietnamu Północnego, armia USA nie mogła sobie z nimi poradzić. Wpływ na to miał m.in. teren czyli gęsta dżungla, w której amerykańskie czołgi okazały się nieskuteczne, a ciężar walk spadał na piechotę. W takich warunkach *Wietnamczycy mogli łatwo się ukryć i czekać w zasadzkach na Amerykanów. *
Aby temu zaradzić żołnierze USA dostali urządzenie zwane potocznie* "people sniffer", który mógł wykryć ukrywających się ludzi na podstawie wydzielin takich jak pot czy mocz.* Mechanizm o oficjalnej nazwie XM-Personal detector wykrywał związki chemiczne zawarte w wydalanych przez człowieka płynach.
Amerykanie stosowali w Wietnamie dwa modele people sniffera. Model XM-2 lub E63 był plecakową wersją urządzenia. Składał się on z plecaka z aparaturą oraz przyczepianego do lufy karabinu "nosa", czyli tuby, która zasysała powietrze do analizy. Niestety okazało się, że urządzenie czasem bardziej przeszkadza, niż pomaga. Po pierwsze, *za sprawą nieregularnych wiatrów w dżungli, sniffer dużo częściej niż ukrywającego się przeciwnika wykrywał żołnierza, który go niósł. *
Dodatkowo pozytywny wynik był sygnalizowany dźwiękiem, który był łatwo rozpoznawalny przez żołnierzy przeciwnika. Drugi model urządzenia, XM-3, był instalowany na śmigłowcach. Ten okazał się skuteczniejszym narzędziem do wykrywania przeciwnika, a pomagał mu w tym ten sam wiatr, który przeszkadzał wersji plecakowej. Ruchy powietrza unosiły cząsteczki potu ponad korony drzew, gdzie mogły być wykryte przez latające sniffery. Potem na takie miejsce spadał ostrzał artyleryjski lub bombowy.
Obydwa modele, chociaż dalekie od ideału, okazały się przydatnym narzędziem dzięki dodatkowej możliwości wykrywania dymu m.in. z luf karabinów.
Z czasem żołnierze Viet Congu i Wietnamu Północnego nauczyli się ukrywać i wprowadzać sniffery w błąd. Sposobem na zmylenie snifferów było pozostawianie na drzewach zbiorników z kałem i moczem, które dawały pozytywne sygnały. "Partyzanci wypróżniali się i sikali do plastikowych wiaderek, któe następnie wieszali na drzewach w miejscach odległych. I spali spokojnie, słuchając, jak gdzieś hen, hen daleko Amerykanie bombardują dżunglę" - pisał Andrzej Sapkowski we Wprowadzeniu do książki "36 forteli. Chińska sztuka podstępu, układania planów i skutecznego działania" autorstwa Piotra Plebaniaka.
Jeden z weteranów wojny w Wietnamie opowiedział w wywiadzie dla portalu War is Boring historię, w której sniffer dał pozytywny sygnał, gdy przelatywali nad drzewem, na którym były dziesiątki ptasich gniazd. Zanim zorientowali się, że sniffer wykrył gniazda a nie ludzi, raport o wykryciu już poszedł do dowództwa. Następnego dnia na drzewo spadły bomby z B-52.