Wiedźmin Netflixa bez spoilerów. Pierwsze wrażenia: Skywalker może Geraltowi czyścić klingę
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po latach oczekiwania serial "Wiedźmin" pojawił się na Netflixie. Pierwszy odcinek z sukcesem odkrywa przed widzem najważniejsze wątki i cechy postaci, które opowie historia o wiedźminie Geralcie w kolejnych odcinkach i sezonach.
Producentka serialu Lauren Hissrich nie miała łatwego zadania pisząc scenariusz pierwszego odcinka. Musiała w nim zawrzeć najważniejsze elementy historii i kluczowych bohaterów, które tworzą sagę o wiedźminie. Andrzej Sapkowski poświęcił temu zadaniu dwa tomy opowiadań. Hissrich dała sobie na to 60 minut. Mimo tak ogromnego ograniczenia osiągnęła założony cel.
Nie będę zdradzał szczegółów, aby nie popsuć radości z oglądania. Powiem jedynie, że pierwszy odcinek w przyśpieszonym tempie wprowadza w ruch wydarzenia, które nadają sens reszcie opowieści. Podejrzewam, że dzięki temu w następnych historia będzie mogła zwolnić i może nawet znajdzie się miejsce na wyjaśnienie wydarzeń poprzedzających początek sezonu.
Cavill i spółka dali radę
Wielkim znakiem zapytania przed premierą sezonu była rola Geralta, w którego wcielił się Henry Cavill. Znany m.in. z roli Supermana aktor może pochwalić się świetną muskulaturą i twarzą godną rzeźbienia w marmurze, ale nie wiadomo było czy podoła roli wiedźmina.
Osobiście uważam, że Cavill nie został wystarczająco "ubrzydzony", a Gerlat zbyt przypomina modela. Akcent i głos, jaki przyjął Cavill też nie każdemu może się podobać. Teatralny, basowy szept przypomina trochę głos, którym Geralt mówił w anglojęzycznej wersji gry "The Witcher 3". Zresztą Cavill przyznał w wywiadzie, że wzorował się częściowo na Dougu Cockle, który użyczył głosu w grze CD Projektu RED.
Mimo tego Cavill dobrze sobie radzi w roli Geralta, zwłaszcza, że tego cechuje stoicyzm, oszczędność w słowach i emocjach. Wiedźmina nie cechuje natomiast skromność podczas walki mieczem i tutaj Henry Cavil wszedł na wyżyny swoich możliwości. Za scenę walki na rynku w Blaviken należą mu się najwyższe słowa uznania. Niczym książkowy Geralt, tak i ten z serialu Netflixa jest diabelsko szybki, dokładny w cięciach i śmiertelnie skuteczny. Cała rodzina Skywalkerów może Geraltowi co najwyżej czyścić klingę.
Wiedźmin na poziomie Gry o Tron
Produkcja, gra aktorska, scenografia, udźwiękowienie, praca kamery to wszystko w serialu Netflixa stoi na najwyższym poziomie. Spokojnie można porównać je do "Gry o Tron" HBO. Na pochwałę zasługuje też muzyką, która jest tak bardzo odmienna od sztampowych i osłuchanych "fantastycznych" wątków muzycznych znanych z filmów i seriali z tego gatunku. Słychać w niej zarówno coś nowego, jak i znane, folkowe nuty. Na pewno przypadnie do gustu miłośnikom muzyki z gry komputerowej.
Po pierwszym odcinku Netflixowego wiedźmina można mieć wszelkie podstawy, że Hissrich i spółka zrozumieli o co chodziło Sapkowskiemu i skutecznie przenieśli to na srebrny ekran.