Wiedźmin i Netflix. Wpadki i nieścisłości, czyli co wkurza fanów Geralta
20 grudnia premiera serialu „Wiedźmin”. Pokazany niedawno trailer pokazuje wystarczająco wiele, by podgrzać atmosferę. Pokazuje zarazem wystarczająco mało, by rozbudzić oczekiwania fanów, a krytyków skłonić do narzekania. Co przykuło ich uwagę?
Ponad dwuminutowy trailer sprawia chwilami wrażenie, jakby twórcy serialu polowali na rozczarowanych fanów "Gry o tron". "GoT", też zresztą oparty na literackim fundamencie, był serialem epokowym, a rozczarowujący ostatni sezon nie powinien przekreślać obrazu całości.
Dlatego pojawiający się tu i ówdzie zarzut, akcentujący mniej lub bardziej wydumane podobieństwa do superprodukcji HBO, wydaje się nieco na wyrost. Tym bardziej, że uniwersa wymyślone przez Sapkowskiego i Martina mają wiele stycznych elementów.
Pomijając te najbardziej oczywiste, wspólne dla szerokiego kręgu fantasy, warto zaakcentować ten kluczowy, odróżniający obie opowieści od pięknych baśni. Zwyciężają silniejsi i bardziej bezwzględni, a nie dobro i moralne racje. Zwłaszcza, że i dobro, i moralność są w obu przypadkach bardzo umowne.
Odrębne światy
Wróćmy jednak do samego trailera. Co można mu zarzucić? A raczej co – jako zarzut – traktują różni komentatorzy?
- Kolor włosów Ciri,
- obecność czarnoskórych aktorów,
- zbyt gładką powierzchowność Henry’ego Cavilla,
- brzmienie głosów bohaterów,
- choreografię walk,
- pancerz Cahira,
- obawę o nadmierną polityczną poprawność serialu,
- mało konkretne obawy o "klimat" przedstawionego świata.
Brzmi jak coś poważnego? Moim zdaniem nie. To albo mało istotne detale, niezgodność z subiektywnymi wyobrażeniami albo projekcja jakichś uprzedzeń komentujących. Tym bardziej, że świat nie składa się z purystów, którzy będą kruszyć kopie w obronie jedynie słusznego kanonu. To promil potencjalnych widzów. Pozostali chcą po prostu sprawnie zrealizowanego widowiska i poruszającej opowieści, osadzonej w mniej więcej znanym świecie. I z pewnością czegoś lepszego, niż polski serial "Wiedźmin" z 2002 roku.
Warto przy tym podkreślić, że w przypadku gier CD Projektu naturalnym punktem odniesienia była – na początku – literatura. Z każdą kolejną częścią gry twórczość Andrzeja Sapkowskiego była jednak dla opowieści coraz mniej istotna. Nie zniechęciło to najbardziej ortodoksyjnych fanów do porównywania świata gier z książkami. Często na przekór samemu Sapkowskiemu, który przecież podkreślał, że światy z gier i książek są całkowicie odrębne.
Gra czy książka?
W przypadku serialu sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Jego twórcy sięgnęli do prawdopodobnie – najbardziej udanego fragmentu „wiedźmińskiej” twórczości Andrzeja Sapkowskiego, czyli do tomów opowiadań "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia", a także fragmentów pierwszej powieści "Krew elfów". To na nich bazuje serial, zachowujący pełną odrębność od uniwersum stworzonego przez CD Projekt.
Mimo tego jestem przekonanym że dla netfliksowego "Wiedźmina" punktem odniesienia będzie cykl gier, z globalnym superhitem, częścią trzecią, na czele. Dobrze pokazuje to sam trailer, który do Andrzeja Sapkowskiego odwołuje się chyba tylko w polskiej wersji – bo nad Wisłą nazwisko pisarza jest w miarę rozpoznawalne. Na świecie – już niekoniecznie.
Kredyt zaufania
Andrzej Sapkowski może się złościć, że wydawcy książek ozdabiają je grafikami z gier, ale to właśnie – powtórzy to po raz setny - cyfrowa rozrywka rozsławiła Wiedźmina na świecie. Dla statystycznego fana Geralta to właśnie gry ustanowiły kanon, z którym porównywane będzie wszystko inne.
Można dzielić włos na czworo i szukać sensu, albo jego braku, w przyciężkawym – na oko – pancerzu wiedźmina. W taktyce walki, odcieniu włosów Ciri czy brzmieniu głosu. Można też bez końca wypatrywać nieścisłości z książkowym lub growym kanonem i naszymi wyobrażeniami na jakiś temat, śledząc urywki serialu czy wcześniej trailera klatka po klatce.
Łatwo się w tym zatracić zapominając, że wymyślone przez Andrzeja Sapkowskiego uniwersum to tylko fundament, na którym dziś z powodzeniem budują również inni twórcy. Co więcej, to przecież znajomość gier będzie najsilniejszym magnesem, który przyciągnie przed ekran fanów Geralta. Ale to nie zgodność z growym czy literackim kanonem utrzyma ich przed ekranami, a dobrze opowiedziana historia.
Bez wielkiego wahania daję tu twórcom kredyt zaufania, niecierpliwie odliczając dni do premiery. Wierzę, że będzie warta tego oczekiwania.