W końcu ktoś mi pozazdrościł zdjęć zrobionych komórką! Dwa tygodnie z Xiaomi Redmi Note 5
Spróbuj zaimponować komuś swoim telefonem. Ciężka sprawa, jeśli nie kupiłeś właśnie najnowszego flagowca za 4 tys. złotych. Mi udało się tego dokonać z cztery razy tańszym Redmin Note 5. I to bez specjalnych starań.
Fanem chińskiego Xiaomi zostałem od kiedy Komórkomania, nasz bratni serwis o smartfonach, podesłała mi do testów budżetowy Redmi 4X. To był sprzęt, którego szukałem przez lata – niewielki, tani, mądrze zaprojektowany, działający po prostu "normalnie". Świetna alternatywa dla telefonów od wielkich marek, które miałem przez lata i zaczynałem je nienawidzić już po kilku miesiącach.
Po drodze był też droższy i większy Mi Mix 2S. Super sprawa, choć ja preferuję mniejsze wyświetlacze - flagowce w standardzie 18:9 kiepsko leżą w kieszeni i łatwo wyślizgują się, gdy siedzę w autobusie. Redmi Note 5 również należy do sporych (5,99 cala), ale ostatecznie większy ekran ma swoje zalety. Jednak pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, był… kolor. Fantastyczny błękit tylnej obudowy sprawiał, że po prostu fajnie było patrzeć na sprzęt.
Tak się prezentuje tył Redmi Note 5
Działa to, co powinno
Co po odpaleniu? Znajome mi już menu – za co bardzo Xiaomi dziękuję. Nie znoszę co chwila przyzwyczajać się do zmian, z perspektywy twórców pewnie drobnych, mnie zmuszających do porzucenia przyjemnego korzystania "z pamięci". Ten sam rozkład, te same ikony na wyświetlaczu, te same folderu z apkami Google'a i przydatnymi narzędziami. Najwygodniejsza z możliwych przesiadek.
O działaniu Redmi Note 5 wolę wypowiedzieć się dość ogólnie. Po prostu kolejny raz Chińczycy dostarczyli produkt bezproblemowy. Zero "zwiech", denerwujących przestojów, smużenia i innych drobiazgów, które nałogowego użytkownika smartfona doprowadzają do białej gorączki.
Znajome menu - zdjęcie robione telefonem innej marki
Nie wykonywałem testów na obciążających system, specjalistycznych programach - bo sam ich rzadko używam. Wolę sprawdzić sprzęt na tych, których używam na co dzień. Zacząłem od masowego ściągania mojego niezbędnika: Facebook, Messenger, Instagram, Netflix, "World of Tanks Blitz", jakaś "gra w kamyczki" (tak, przyznaję się do tego), Shazam, apka mojego banku, JakDojadę, coś od taksi, coś od zamawiania jedzenia.
Problemy? Zero. Jakość? Absolutnie zadowalająca. Czy na tym etapie coś naprawdę wyróżnia, od czysto użytkowej strony, Redmi Note 5 od konkurencji? Raczej nie (poza cudnym tyłem obudowy). Najlepsze dopiero czekało.
"Fotografia instagramowa". Ładne zdjęcie bez większego wysiłku
"Ktoś robił zdjęcia lustrzanką?"
Xiaomi osiągnęło mistrzostwo w dostarczaniu świetnych wyświetlaczy w niskiej cenie. Jakość filmów z Netfliksa jest fenomenalna. Przeglądanie zdjęć i grafik to czysta radość. Jeszcze większego plusa Redmi Note 5 łapie za jasność ekranu. W tym modelu mogłem rozjaśnić go tak, że byłem w stanie korzystać w pełnym słońcu – a jak pewnie wiecie, promienie skutecznie to utrudniają.
Creme de la crème telefonu to jednak aparat. Przedni jest przeciętny, matryca 5 Mpx do robienia prostych selfie, szału nie ma. Ale ten z tyłu to magia. Czy raczej – zręczne sztuczki, które zachwyciły moich znajomych. O co chodzi? Wszystko rozbija się przede wszystkim o trzy elementy – podwójny aparat (dwa razy po 12 Mpx), tryb portretowy i sztuczną inteligencję.
Efekt portretu w całej okazałości. Jedyny problem to "nie poruszyć" telefonem
Od wielu miesięcy twórcy pakują na tylną ściankę dwa aparaty, żebyśmy mogli robić portrety z rozmazanym tłem. Osoby czy przedmioty na pierwszym, bliskim planie są ostre, a wszystko z tyłu mocno rozmyte. Do tego dochodzi sztuczna inteligencja – tak twórcy nazywają (niezbyt poprawnie) system, który ma podbijać kolory i inne parametry, aby zdjęcie było jeszcze lepsze.
Efekt? Przyznam, że mnie lekko zszokował. Pierwsza była sytuacja poimprezowa, gdy na facebookową grupę wrzuciłem zdjęcia z urodzin kolegi. Były robione o 3 rano, więc oświetlenie i ogólna aura pozostawiały wiele do życzenia w kwestii fotografii. Tymczasem odzywa się kolega i pisze: "Świetne fotki. Czy ktoś wziął ze sobą lustrzankę?". Co prawda rozciągnięte na szerokość ekranu komputera zdjęcie niżej nie wygląda już tak dobrze, ale w internetowych realiach małych ikonek zrobiło wrażenie.
Serio - właśnie przy tym zdjęciu padło pytanie o lustrzankę!
Kolejne sygnały napływały, gdy ot tak wymienialiśmy się zdjęciami ze znajomymi. Pierwszy raz w życiu ktoś pochwalił moje zdjęcia. I wcale nie za kadr, świetny dobór filtrów z Instagrama czy mój (wątpliwy) talent. Uznanie należy się głównie temu, co podwójny aparat Redmi Note 5 potrafi.
Być może po wywołaniu odbitek czar szybko by prysł. Nieważne - dziś lwia większość zdjęć z komórek służy tylko i wyłącznie internetowemu obiegowi. I do takich celów nowe, tanie Xiaomi sprawdza się rewelacyjnie.