Uzależnienie od gier komputerowych może zniszczyć życie jak narkotyki
"Jesteś uzależniony od gier komputerowych" - mówi mi znajomy. Może gram za dużo, ale mogę odstawić granie choćby na urlopie. Nie śnię o grach jak Piotr, który jest od nich uzależniony. Teraz to kontroluje, ale przez większość jego życia, to gry kontrolowały jego.
22.06.2018 | aktual.: 23.06.2018 12:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Najgorzej było na studiach. Normą było, że grałem przez całą dobę - bez przerwy. Załatwiałem tylko podstawowe potrzeby fizjologiczne. Rekord wynosił 56 godzin. Próba odejścia od komputera budziła we mnie agresję. Dosłownie nie było chwili, bym nie myślał o grach. Nawet we śnie. Najgorsze jest to, że mało kto w Polsce rozumie, że uzależniony od gier potrzebuje pomocy.
Piotr, 34-latek z Warszawy, opowiedział mi, jak wygląda życie człowieka uzależnionego od gier komputerowych. Świadomość tego problemu w Polsce jest praktycznie zerowa. Tymczasem dotyka on nawet 200 tysięcy osób w Polsce. Piotr jest jedną z nich. Jest, bo chociaż nie gra od ośmiu lat, to uzależnienie od gier komputerowych jest jak alkoholizm. Uzależnionym jest się już do końca życia.
Zaczęło się od telewizji
- Wszystko zaczęło się, jak miałem jakieś 7-8 lat. Na początku to nawet nie były gry, a telewizja. Wystarczyło, że oferowała mi ucieczkę od problemów w inną rzeczywistość. Później były pierwsze gry z bazaru. Wilk i zając, wyścigówki, a później Gameboy. Tego Gameboya to z bratem dosłownie zajechaliśmy "na śmierć". Przyciski wypadały, a inne przestały działać.
- Pierwszy własny komputer dostałem późno. Ale to żadna przeszkoda. Komputery mieli moi koledzy z podstawówki. Dlatego bez przerwy do nich chodziłem. De facto przyjaźniłem się nie z nimi, tylko z ich komputerami. Oni nie byli dla mnie ważni. Poza ich komputerami tak naprawdę nie miałem przyjaciół. W podstawówce byłem klasowym popychadłem. To tylko jeszcze bardziej pchało mnie do kolorowego świata gier, gdzie mogłem uciec od problemów.
- Z czasem było coraz gorzej. W podstawówce radziłem sobie świetnie w ogóle się nie przykładając. W liceum okazało się to niemożliwe. Dlatego przestałem w ogóle próbować, uciekając w jedyny przyjazny mi świat. Świat gier komputerowych. Przełom lat 90. i 00. był czasem, gdy w Polsce coraz popularniejszy był domowy internet, kafejki komputerowe i gry online. To wciągnęło mnie jeszcze bardziej. Interakcja i współzawodnictwo z innymi oraz brak zdefiniowanego końca gry okazały się moją heroiną. Musiałem brać codziennie, a gdy nie brałem, myślałem tylko tym, aby wziąć.
- Koledzy odwrócili się ode mnie. Jak każdy uzależniony, nie potrafiłem nawiązywać i utrzymywać relacji towarzyskich. Nie czułem nawet takiej potrzeby. Gry i interakcje z innymi graczami wystarczyły mi za wszystko inne. Za kolegów, za dziewczyny, za hobby, za rozrywkę, z dobre wyniki w szkole, za rodzinę.
Źródłem każdego uzależnienia jest deficyt miłości
- Rodzice? Starali się interweniować. Zwłaszcza mama, bo tata był zawsze wycofany i nieobecny. Ale warczałem i kłóciłem się z nimi tak długo, że ostatecznie odpuścili. Zresztą nie brałem przecież narkotyków, ani nie byłem alkoholikiem. W ich oczach nie robiłem nic aż tak złego. Woleli odpuścić niż ze mną walczyć. Z perspektywy czasu widzę, że oni byli źródłem problemu. Bo tak naprawdę źródłem każdego uzależnienia jest deficyt miłości. Z ojcem nie miałem kontaktu, nie rozmawialiśmy o intymnych sprawach, matka była nadopiekuńcza. Nie nauczyli mnie w młodości dyscypliny i samokontroli.
- Najgorzej było na studiach. Tam nikt nie stał nade mną z batem. Nikt nie groził, ani nie zachęcał do nauki i pracy. Jako młody dorosły byłem odpowiedzialny sam za siebie. Skutek był łatwy do przewidzenia. Robiłem absolutne minimum. Wszystko na ostatnią chwilę i byle jak. Dodając tego mój wrodzony perfekcjonizm, często nawet nie zaczynałem projektów, bo wiedziałem, że nie będą idealne. Rezultat? Trzyipółletnie studia inżynierskie zrobiłem w siedem lat.
- 24-godzinne maratony przed komputerem to był dla mnie standard. W tym czasie nie spałem. Załatwiałem tylko podstawowe potrzeby fizjologiczne. Jadłem fast foody i zupki chińskie z bułką. Oczywiście przy komputerze. Pamiętam, że pewnego razu mieliśmy zrobić z kolegą jakiś wspólny projekt, chyba gazetkę. Oczywiście nawet nie ruszyłem tego aż do ostatniej chwili. Gdy zostały mi dwa dni do deadline’u, zamiast skończyć projekt wpadłem w gamingowy cug. Zaliczyłem 56-godzinny maraton.
- Podczas tych "ciągów" całkowicie traciłem kontakt ze światem, poczucie czasu i rzeczywistości. Sama myśl o tym, że miałbym odejść od komputera była dla mnie bolesna, dlatego wszystkie inne czynności czy obowiązki odsuwałem dalej i dalej, często całkiem je porzucając.
- Gdy jednak musiałem odejść od komputera, to byłem ja na narkotykowym głodzie. Byłem rozdrażniony, poirytowany, agresywny. Wyłączałem się i marzyłem o tym, aby znów usiąść do komputera i zagrać w "Counter-Strike'a", w "Tibię" czy w "World of Warcraft".
- Po około 15 latach życia w nałogu musiałem przyznać, że mam problem. Udało mi się nieco zmniejszyć częstotliwość grania i znaleźć narzeczoną. Pamiętam, że w notatkach przed ślubem napisałem "jestem uzależniony". Już wtedy chciałem coś z tym zrobić, ale oczywiście odsuwałem to od siebie jak wszystko inne.
- Cztery lata temu moja żona powiedziała, że ma dość i dłużej nie zniesie takiego związku. Pracowałem wtedy z domu. Chociaż słowo "pracowałem" jest tutaj na wyrost. To tak jakby alkoholika zatrudnić w monopolowym. Skutek był taki, że całe dnie się obijałem, a w nocy i nad ranem robiłem w panice projekty na ostatnią chwilę. Później odsypiałem, wstawałem, grałem, przychodziła noc i paniczna praca na odwal się, i tak w kółko.
- Gdy powiedziałem “basta”, stało się coś koszmarnego. Okazało się, że nie mogę przestać. Siła woli nie wystarczyła. Kursy, książki, porady nie działały. Brakowało mi determinacji, a odstawienie było bolesne. Cały czas wracałem do komputera, do gier, do internetu. Zdałem sobie sprawę, że jestem uzależniony i sam nie wyrwę się z nałogu.
- Znalazłem grupę anonimowych uzależnionych od komputera. Takie AA dla graczy. Zacząłem uczestniczyć w terapii 12 kroków. W tym samym czasie mój brat, który ma ten sam problem, był pogrążony totalnie. Miał pisać maturę, zamiast tego grał. Zacząłem szukać dla niego pomocy. Ktoś mi zasugerował, żebym zapisał go na rekolekcje. Nawet znalazłem wolne miejsce, ale uświadomiłem sobie, że przecież nie zaciągnę go siłą. Dlatego na rekolekcje poszedłem zamiast niego.
- Okazało się to dla mnie zbawienne. Dosłownie. Jestem praktykującym katolikiem, ale wcześniej były to dla mnie suche rytuały. Na rekolekcjach znów nauczyłem się rozmawiać z Bogiem i przyjąć go do siebie. To mi pomogło w terapii 12 kroków, bo jest to program duchowy. Chociaż wiara nie jest tu najważniejsza. Nawet jeśli ktoś nie jest katolikiem, albo w ogóle nie wierzy, to może się leczyć. Wystarczy, że wierzy w jakąś "siłę wyższą".
Nigdy nie wrócę do grania
- Od 8 lat nie gram na komputerze. Nie czuję takiej potrzeby, nie myślę o tym. Mimo to wiem, że jeśli bym spróbował, to wpadłbym znów jak do studni bez dna. To jak z alkoholizmem, uzależnionym jest się do końca życia. Trzeba ustalić sobie reguły i trzymać się ich. Dla mnie problemem były nie tylko gry, ale też internet i technologie. Dlatego teraz do mojej sypialni smartfony i tablety w ogóle nie mają wstępu. Nie mam telewizora, a czas przy komputerze ściśle kontroluję.
- Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze pomóc młodszemu bratu. Ma 26 lata, nie pracuje, nie uczy się. Mieszka z mamą i gra. Wiem, że takich ludzi w Polsce jest wiele, a świadomość tego problemu jest mała. Obawiam się, że będzie jeszcze gorzej, bo teraz smartfony i tablety daje się kilkuletnim dzieciom. Mam nadzieje, że coś się stanie i obudzimy się zanim będzie za późno. Inaczej boje się tego, co będzie kiedy te dzieci zaczną dorastać.
Ilu jest takich Piotrków? W Polsce z uzależnieniem od gier komputerowych zmaga się około dwieście tysięcy osób, czyli 0,5 proc. populacji. Diagnozowanie jest niezwykle trudne, bo nie każdy gracz to nałogowiec. W Polsce problem uzależnień behawioralnych zauważa się dopiero od 6-7 lat. Specjalistów szkoli się w tym zakresie też od niedawna. Brakuje placówek, a przede wszystkim świadomości i wyczulenia społeczeństwa. Uzależnieni pozostawieni są sami sobie. Nie ma kampanii społecznych dotyczących uzależnienia od gier, a osoby zainteresowane muszą szukać wsparcia. W Polsce po pomoc do kliniki przychodzi jedna osoba dorosła na kilka miesięcy. Dzieci w zasadzie nie leczy się w ogóle.
Dr Magdalena Rowicka z Akademii Pedagogiki Specjalnej, ekspert z dziedziny uzależnień behawioralnych: Uzależnienie od gier komputerowych zalicza do tzw. uzależnień behawioralnych. Cechuje się tym, że taka osoba całkowicie absorbuje się w czynność, traci kontakt z otoczeniem i rzeczywistością. Oderwany jest agresywny, rozdrażniony. Zaniedbuje lub całkowicie porzuca inne obowiązki, zainteresowania i hobby. Ma problemy z nawiązywaniem kontaktów społecznych.
Na świecie dopiero trwają debaty o tym czy uzależnienie od gier powinno być sklasyfikowane jako zaburzenie. Zostało wpisane wprawdzie w klasyfikacji ICM-11 przez WHO. W Polsce nie mówi się o tym za dużo, a leczy jeszcze mniej. Dopiero niedawno moduł uzależnień behawioralnych wszedł do programu szkolenia terapeutów uzależnień. Wcześniej z uzależnień wyróżniało się tylko alkohol i narkotyki.
Wbrew pozorom najwięcej uzależnionych od gier nie jest wśród dzieci i nastolatków, a wśród osób dorosłych. Największa grupę stanowią osoby w wieku 18-35 lat, ale to młodzi dorośli (do 25 lat) najczęściej przychodzą do klinik. Tych jest zresztą za mało, aby leczyć wszystkich uzależnionych. W Polsce jest to ok 300 placówek, które oferują leczenie.
Jeśli czujesz, że ty lub bliska ci osoba może być uzależniona od gier komputerowych lub cierpieć na inne formy uzależnień behawioralnych (siecioholizm, zakupoholizm, pracoholizm, seksoholizm, etc.) możesz poszukać pomocy w specjalistycznej placówce. Wykaz możesz znaleźć tutaj: Informator o placówkach udzielających pomocy w zakresie uzależnień od hazardu i innych uzależnień behawioralnych.
Imię bohatera zostało zmienionę na jego prośbę.