Uwaga na oszustwo. Dla wiarygodności pokaże dowód, a pieniędzy nie odzyskasz
Wynajem dobrej kawalerki w Warszawie - 2000 zł. Tańsze oferty znikają szybko. Nie zwlekałam, widząc taką za 1400 zł. Po drugiej stronie właścicielka z Rosji, bez numeru telefonu. Zażądała zaliczki. Co prawda pokazała dowód, ale szybko odkryłam prawdę.
13.11.2019 | aktual.: 14.11.2019 12:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ogłoszenie zamieszczone na portalu OLX.pl wyróżniało się atrakcyjną ceną. Za kawalerkę w wysokim standardzie, na warszawskiej Woli, wynajmująca żądała tylko 1400 zł. Uwzględniając ewentualny czynsz lub opłaty za media, to wciąż dobra propozycja.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydało się w porządku. Oprócz ceny – podejrzana, ale kusząca. W ogłoszeniu zamieszczono wiarygodne zdjęcia mieszkania i numer kontaktowy - ale ze wskazaniem na preferowany kontakt przez aplikację Viber.
Atrakcyjna oferta wynajmu
Próba dodzwonienia się na podany numer kończy się zderzeniem z zapełnioną skrzynką pocztową. No tak, wszyscy chcą wygrać wyścig o "super mieszkanie". Kolejna próba kontaktu ma miejsce na Viberze. Tutaj poszło znacznie szybciej.
Przedstawiam się, opowiadam chwilę kim jestem, nie kryję, że pracuję jako dziennikarka Wirtualnej Polski. Podkreślam, że nie palę, nie mam zwierząt i zależy mi na szybkim wynajmie. Lokator prawie idealny.
Mój wstęp wcale nie zniechęcił wynajmującej. Wręcz przeciwnie. Przekonuje mnie, że chce wcześniej znaleźć lokatorów, ponieważ mieszka za granicą. Do Warszawy może przyjechać na jeden dzień, ale jak mi tak bardzo zależy, to mogę już teraz zarezerwować super lokum. Jak?
Jako gwarancję tego, że nie znajdę innego mieszkania i w ostatniej chwili nie zmienię zdania, wynajmująca żąda zaliczki 500 zł. Po jej przelaniu kupi bilet do Warszawy, a cała kwota zostanie przekazana na rzecz opłat za pierwszy miesiąc wynajmu.
Podejrzane płatności
Pieniądze mam przelać na rosyjską kartę (wynajmująca przyznaje, że mieszka w Rosji) za pośrednictwem strony paysend.com. Podaje również jej numer, kończący się na "1067".
Czemu mam jej zaufać? Przesyła obustronny skan dowodu. Wygląda prawdziwe. Są wszystkie dane. Czarno na białym. Ale i tak czuję się niepewnie. Postanawiam jednak wyszukać wynajmującą na Facebooku. Nie jest to trudne zdanie, na Facebooku znajduję użytkownika po nazwisku, zdjęcie profilowe też podobne do tego na dowodzie.
Piszę pod pretekstem kontynuacji rozmów o mieszkaniu i tłumaczę, że aplikacja, z której korzystałyśmy wcześniej, przestała działać.
Na odpowiedź nie czekam długo. Na Facebooku otrzymuję wiadomość, w której domniemana wynajmująca mówi, że nie ma żadnego mieszkania, a dowód ukradziono jej w sierpniu. W trakcie rozmowy opowiada mi, że ostatni raz widziała go, kiedy przedłużała umowę w pracy. Nawet nie wie, jak został skradziony. Od tego momentu zaczęły się do niej zgłaszać osoby żądające wyjaśnień i zwrotu przekazanych zaliczek.
Historia skradzionego dowodu
Pani Justyna przyznała, że pracuje w bankowym dziale defraudacji, więc nic jej już nie zdziwi. Dowód zablokowała, o skradzionej tożsamości zapomniała, a na policji nawet nie była. Poinformowała mnie jednak o innych ofiarach oszustwa.
Dotarłam do jednej z poszkodowanych, która już na wstępie wyraża nadzieję, że ja… naprawdę istnieję. Boi się rozmawiać z obcymi w internecie. - Jak można było tak się dać nabrać? Czuje się jak idiotka. Paranoja – zaznacza rozmówczyni.
Kontynuuje, że oszustwo zostało dokonane za pośrednictwem aplikacji Viber. Było tam zdjęcie Justyny. "Wynajmująca" posługiwała się fotografią, która nie jest ogólnodostępna. Dodatkowo próbowała wzbudzić zaufanie, dopytując się o ewentualne zwierzęta. Przesłała wzór umowy najmu.
Zainteresowana wynajmem miała zapłacić 750 zł zaliczki. Wynegocjowała kwotę 400 zł i przelała ją na rosyjską kartę za pośrednictwem strony paysend.com. "Wynajmująca" poprosiła ją również o zdjęcie paszportu. To wzbudziło jej podejrzenia i odmówiła. W tym momencie kontakt z "wynajmującą" urwał się.
- Straciłam pieniądze, ale przynajmniej nie straciłam tożsamości. I teraz nie jestem kolejną "osobą oferującą mieszkania". Tyle dobrego. Ale kto wie, ile osób dało się nabrać również na to? - dodaje.
Na pewno dużo. Tak wynika z relacji Justyny, do której co chwila piszą rozgoryczeni najemcy. Chcą zwrotu swoich pieniędzy, straszą policją.
Sprawa została zgłoszona na portalu OLX.pl. Konsultant poinformował, że zgłoszenie powinno zostać złożone przez poszkodowanego. Najlepiej, jak będzie posiadał link do oferty. Nawet wówczas, gdy będzie nieaktywny, można wyciągnąć dane oszusta. Zostaną zabezpieczone i przekazane organom ścigania.
W całej sprawie zadziwia to, że oszust czuł się na tyle pewny i bezkarny, że nie zniechęcił go nawet fakt, że mieszkanie stara się "wynająć" osoba związana z mediami. To najlepszy dowód na poczucie bezkarności oszustów.
Skontaktowaliśmy się z policją i czekamy na oficjalny komentarz w tej sprawie.