Udawana nowoczesność - wielki problem Polski
Mamy szybki internet, na telefonach możemy oglądać seriale, za pomocą kilku kliknięć zamawiamy taksówkę czy rezerwujemy nocleg w hotelu. Jest XXI wiek, mamy gadżety, o których nie śniło się twórcom science-fiction. W tym pięknym, nowoczesnym świecie problemem jednak jest kupienie zwykłego tramwajowego biletu.
10.08.2017 | aktual.: 10.08.2017 11:07
Wsiadanie do łódzkich tramwajów to zawsze loteria. Od kwietnia br. biletów miejskich nie można kupować u kierowców i motorniczych. Teoretycznie to żaden problem, bo automaty biletowe są niemal w każdym pojeździe. No właśnie - teoretycznie. Od tego czasu kilkanaście razy widziałem niedziałający automat albo zawieszający się. A gdy już się włączył, to przyjmował płatność tylko telefonem, a nie kartą. Ot, taki kaprys. Raz zgłosiłem problem prowadzącemu tramwaj, a on tylko wzruszył ramionami: nie mogę z tym nic zrobić, nie mam jak tego zgłosić.
Nie trzeba ryzykować, można kupić bilet wcześniej. Np. w biletomatach na wybranych przystankach. Ostatnio próbowałem. Pieniądze z karty pobrane, ale biletów sprzęt nie wydrukował. Chciałem rozgryźć technologię i pomyślałem, że może po prostu coś się zacięło, drukowane bilety się zatrzymały i zaklinowały. Mój “sprytny” plan polegał na tym, by je przepchać. Wyszperałem ostatnie drobne, kupiłem najtańszy bilet, licząc na wywołanie biletowej lawiny. Automat wzbogacił się o złotówkę z groszami, ja zostałem bez biletów. Chciałem ostrzec innych mieszkańców i zgłosić awarię, ale numer kontaktowy nie odpowiadał. Po 5 minutach wsłuchiwania się w melodyjkę odłożyłem słuchawkę.
Nowoczesne miasto w praktyce. Owszem, biletomaty są w autobusach i na przystankach. ale nowoczesny mieszkańcu, pamiętaj: system może nie działać. I nie zapominaj, że w osiedlowym sklepiku czy kiosku nie zapłacisz kartą (z kolei w tramwajowe i autobusowe biletomaty nie przyjmują drobnych!), więc zawsze przy sobie noś wypchany portfel, by kupić bilety. Aha, miej też kartkę papieru, długopis i taśmę przylepną, by napisać na wciągającym pieniądze automacie “nie drukuje biletów!”.
Ale to nie problem Łodzi. Zapewne na warszawskim Dworcu Centralnym zauważyliście, że przy tradycyjnych kasach zawsze są kolejki, podczas gdy biletomaty stoją nieużywane. “Dlaczego tak jest?” - zapytał kiedyś znajomy na Twitterze. Zanim zdążyłem coś napisać, już otrzymał kilka odpowiedzi. Bo pani z okienka nie zjada pieniędzy, bo nie robi problemów z wybraniem miejsca, bo się nie zawiesza. Przy okazji mi ulżyło, bo nie tylko ja jestem takim pechowcem - dwie, trzy próby zakończyły się niepowodzeniem. Od tego czasu wybieram kolejki, ale mam pewność, że po tych 20 minutach oczekiwania bilet dostanę.
Udawana nowoczesność
“Żółte przyciski to taka udawana nowoczesność, która tak naprawdę raczej cofa nas w rozwoju” - pisał Jan Mencwel o przyciskach na przejściach dla pieszych. Miasto Jest Nasze domaga się ich zlikwidowania, bo te po prostu nie działają. Zgadzam się z tym - sam nie wiem, czy moje klepnięcie coś daje, czy nie. System, który powinien być prosty i oczywisty w działaniu, jest nielogiczny.
Udawana nowoczesność albo niedopracowana nowoczesność - to problem wielu polskich miast. Technologia zamiast poprawiać nam życie i pomagać, sprawia, że komplikacji i frustracji jest więcej.
Czasami zastanawiam się, dlaczego ludzie w sklepie nie płacą kartą. Albo rachunki rozliczają na poczcie, a nie za pomocą internetowego konta bankowego. A potem przypominam sobie o niedziałających biletomatach. O elektronicznych rozkładach jazdy, z których nagle znika tramwaj mający przyjechać za 2 minuty. O przyciskach na przejściu dla pieszych, w które się klika, ale za każdym razem nie ma się gwarancji, że to klepnięcie cokolwiek daje. O męczących parkomatach:
Można machnąć ręką i powiedzieć: “zdarza się”. To nic wielkiego - pewnie na 50 prób, biletomaty nie sprawdzają się w góra 5-6 przypadkach. Ale tu chodzi o coś więcej: o “społeczne zaufanie” do technologii. Marzy nam się nowoczesne, cyfrowe e-państwo. Jest wiele pomysłów na zrealizowanie ambitnego planu. Przy idei kulturotechu wspominaliśmy o ZUS-ie, który mógłby nie tylko wypłacać emerytury, ale i uczyć inwestować. Przy okazji wyborów przypomina się o pomyśle głosowania przez internet. To wszystko brzmi pięknie, ale nawet jeśli przejdzie się od słów do czynów, większość może powiedzieć: nie chcemy tego. Boimy się. I będą mieć rację - obecnie nawet najprostsza technologia bardzo często rodzi obawy.
Może najpierw powinno zacząć się od początku. Od podstaw. By kupno zwykłego biletu w automacie nie było grą w ruletkę.