To jedne z największych tragedii w historii podboju kosmosu
15.03.2016 | aktual.: 29.12.2016 08:19
Wiele mówi się o katastrofach lotniczych. Każdy incydent jest szeroko nagłaśniany przed media i wywołuje globalny niepokój. Tragiczne wydarzenia dotknęły jednak także pasażerów i obsługę lotów kosmicznych. Plamą na dumie Sowietów była eksplozja podczas startu rakiety R-16. Przez liczne niedopatrzenia Związku Radzieckiego, zginęło do 200 osób. Po najwyższym dowódcy pozostał na miejscu wypadku jedynie zegarek. Na polecenie Nikity Chruszczowa, ZSRR przez pół wieku nie przyznawało się do wypadku. Z kolei 73 sekundy po starcie z przylądka Canaveral wahadłowca Challenger, po przekroczeniu prędkości dźwięku na wysokości 6 km doszło do innego katastrofalnego wypadku. Załoga przeżyła potężny wybuch, ale zginęła od uderzenia w ocean. Oto jedne z największych tragedii w historii podboju kosmosu.
Wiele mówi się o katastrofach lotniczych. Każdy incydent jest szeroko nagłaśniany przed media i wywołuje globalny niepokój. Tragiczne wydarzenia dotknęły jednak także pasażerów i obsługę lotów kosmicznych. Plamą na dumie Sowietów była eksplozja podczas startu rakiety R-16. Przez liczne niedopatrzenia Związku Radzieckiego, zginęło ok. 200 osób. Po dowódcy pozostał na miejscu wypadku jedynie zegarek. Na polecenie Nikity Chruszczowa, ZSRR przez pół wieku nie przyznawało się do wypadku.
Z kolei w USA 73 sekundy po starcie wahadłowca Challenger z przylądka Canaveral, po przekroczeniu prędkości dźwięku na wysokości 6 km doszło do innego katastrofalnego wypadku. Załoga przeżyła potężny wybuch, ale zginęła od uderzenia w ocean.
js / słk
ZSRR: Bajkonur. Najtragiczniejszy tego typu incydent
W roku 1960, na kosmodromie Bajkonur, znajdującym się wówczas na terenie ZSRR (dzisiaj Kazachstan), doszło do największej katastrofy w dziejach eksploracji kosmicznych, zwanej katastrofą Niedielina. Nie można nie wspomnieć, że Związek Radziecki aż przez ponad 25 lat ukrywała ten fakt. Czasy socjalistycznych republik to intensywne dążenie Moskwy do bycia najlepszą pod każdym względem. Taka miała też być rakieta R-16 (znana jakże jako SS-7). Nikita Chruszczow zażyczył sobie, aby ją odpalić jeszcze przed rocznicą rewolucji październikowej, która przypada na 7 listopada.
Prototyp rakiety był ustawiony na platformie startowej o numerze 41 na Kosmodromie Bajkonur, po czym rozpoczęto przeprowadzanie licznych testów, które są wymagane przed startem. Pierwsza konstrukcja miała być odpalona 23 października, ale w związku z technicznymi usterkami, program opóźniono. Z godziny na godzinę problemów przybywało. W końcu jednak zdecydowano się na start.
Tego, co stało się później nie przewidział nikt.
ZSRR: Po dowódcy pozostał tylko... zegarek
Daleką od ideału, według wielu niedopracowaną, nieukończoną i nieprzetestowaną tak jak należy rakietę odpalono w związku z tym 24 października 1960 roku. Załoga zignorowała fakt, że skorodowane zbiorniki paliwa się rozszczelniły. Doprowadziło to do wycieku dimetylohydrazyny niesymetrycznej i kwasu azotowego. Nakazano otwarcie korków w zbiornikach, co - jak się prędko okazało - było ogromnym błędem. Doszło do potężnej eksplozji, a kosmodrom stanął w płomieniach. *Związki chemiczne zawarte w paliwie wchodzą bowiem w reakcję, która jest katastrofalna w skutkach. Mówi się, że *ścianę płomieni było widać nawet z odległości 50 km! To tak, jakbyśmy obserwowali płonącą Gdynię z nadmorskiej miejscowości Władysławowo (w niej zaczyna się Półwysep Helski). Zginęło - w zależności od źródła - od 96 do 200 osób. Wśród ofiar znajdowało się wielu wojskowych, inżynierów i techników pracujących nad projektem. *Ci, którzy nie spłonęli, zatruli się oparami. *To największa katastrofa w historii operacji kosmicznych. Po
jednej z ofiar, Mitrofanie Nieddielinie, dowódcy strategicznych wojsk rakietowych, pozostał na miejscu katastrofy jedynie zegarek.
ZSRR jednak nie miało zamiaru dzielić się informacją o zdarzeniu ze światem.
ZSRR: Tajemnica Sowietów - "ofiary katastrofy lotniczej"
Całkowite utajnienie wydarzeń 24 października zostało zatwierdzone jeszcze wieczorem tego dnia przez Nikitę Chruszczowa. W oficjalnej wersji Niedielin został przedstawiony jako ofiara katastrofy lotniczej, a rodzinom innych ofiar katastrofy polecono mówić, że ich najbliżsi zmarli w taki sam sposób. Chruszczow zarządził także Leonidowi Breżniewowi powołanie komisji i udanie się na miejsce katastrofy celem zbadania sprawy. Wśród różnych wniosków komisja ustaliła między innymi, że w bezpośrednim miejscu katastrofy znajdowało się wiele osób, które nie powinny się tam znajdować; większość z nich powinna oczekiwać w bunkrach. Breżniew nalegał, by komisja nie szukała winnych w tej sprawie, tłumacząc, że: "Winni i tak już zostali ukarani". Gdy dokładnie trzy lata później na Bajkonurze doszło do kolejnego tragicznego wypadku (żołnierz wymieniający żarówkę spowodował spięcie i pożar w silosie pocisku balistycznego R-9A - zginęło 8 osób), 24 października został uznany za pechowy dzień dla kosmodromu i odtąd tego
dnia nie odbywają się żadne loty.
USA: Dziesiąty i ostatni lot wahadłowca Challenger
26 lat po katastrofie w Bajkonurze, dokładnie 28 stycznia 1986 roku, w ziemskiej atmosferze doszło do tragicznego w skutkach incydentu podczas lotu STS-51-L. Był to dziesiąty lat wahadłowca Challenger. Początek roku na przylądku Canaveral był bardzo mroźny. Oblodzona wyrzutnia zdaniem załogi nie była problemem, warunki miały pozwalać na pomyślne przeprowadzenie lotu. Tuż po starcie zaobserwowano białą chmurkę dymu, która wydostała się z pomocniczego silnika, ale i to nie zaniepokoiło operujących z ziemi astronautów. Powodem jej powstania był fakt, że pierścienie między niektórymi częściami silnika straciły swoją sprężystość. To spowodowało przenikanie do wnętrza silnika spalin rozgrzanych do poziomu kilku tysięcy stopni Celsjusza.
USA: Załoga nie zginęła podczas eksplozji
Po przekroczeniu prędkości dźwięku dało się zauważyć sporej długości płomień na wysokości około 7 km. Przepalona osłona, łączniki ze zbiornikami paliwa, mocowania to dopiero początek problemów. W końcu silnik przebił ścianę zbiornika paliwa, co poskutkowało gigantyczną eksplozją. Na niebie pojawiła się kula ognia, która rozerwała wahadłowiec na strzępy. Podczas śledztwa wykazano, że siedmioosobowa załoga nie zginęła w momencie eksplozji. Prowadzone poszukiwania szczątków maszyny doprowadziła badaczy do zużytych aparatów tlenowych. To dowód na to, że część załogi żyła, korzystała z aparatów podczas spadania na Ziemię, ale zmarła wskutek zderzenia z oceanem przy dużej prędkości. Według śledczych, umierali przez długi czas w cierpieniu. Zginęło siedem osób.
js / słk