Tłum robi zdjęcia, a zarabia gwiazda. Jak nie dać się nabić w fotograficzną butelkę

Polubiłeś ostatnio zdjęcie celebrytki lub blogera? Może się okazać, że autor nie miał nawet pojęcia, że użyto jego fotografii. Lajki się zgadzają, ich liczba idzie w tysiące. Ale fotografowie często nic z tego nie mają. Dlatego mówią "dość".

Tłum robi zdjęcia, a zarabia gwiazda. Jak nie dać się nabić w fotograficzną butelkę
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Grzegorz Burtan

- Polskie prawo dopuszcza kwestię fotografowania i publikowania wizerunku znanych osób w ramach pełnienia przez nich funkcji, z których są znani – mówi Marcin Watemborski, fotograf i redaktor naczelny serwisu Fotoblogia. - Z drugiej strony - gdy ktoś fotografuje jakąś gwiazdę w innej sytuacji, ta może się konkretnie zdenerwować i walczyć o swoją prywatność, ale to walka z wiatrakami – dodaje.

Niedawno portal Pudelek poinformował, że fotoreporterzy oskarżają największe polskie gwiazdy o kradzież. Część znanych osób uznaje, że skoro pojawiły się na stronie internetowej jakiejś stacji, mogą je skopiować na własny użytek i wykorzystać do budowania swojej marki. Nie są to zazwyczaj wybitnie dzieła – ot, po prostu celebryci pozują przed gąszczem obiektywów, a gdy natkną się na interesującą ich fotografię – skrzętnie to wykorzystują.

Te fotografie są całkowicie legalne

Taśmowe, ale czy niczyje?
Watemborski nie kryje tego, że często zdjęcia takie właśnie są - nastawione na ilość, nie jakość i mało artystyczne. Ale nie usprawiedliwia to swobodnego podejścia gwiazd do ich udostępniania.

- Zdjęcia na ściankach nie są niczym wyjątkowym. Znana osoba staje przed gronem wygłodniałych reporterów, ci natomiast trzaskają migawką jak na polu walki i tyle – opisuje. - Z mojego punktu widzenia, tu nie można mówić o jakiejkolwiek kreatywności. Mimo tego, w świetle polskiego prawa taki utwór już podlega ochronie. Ale to w gestii osoby publikującej jest zorientowanie się, kto jest autorem dzieła i wykupienie praw lub poproszenie twórcy o zgodę na wykorzystanie utworu – podkreśla.

W tej kwestii podobne zdanie posiada Aleksandra Maciejewicz, prawniczka z firmy LAWMORE. Pytana przez WP Tech odpowiada, że na zdjęciach muszą również pojawiać się odpowiednie zabezpieczenia, które będą również ważne dla serwisów, na których fotografie się pojawiają.

- Jeżeli fotograf lub agencja mają taką możliwość, powinny oznaczać zdjęcia znakiem wodnym. Nie tylko ze względu na ewentualną promocję. Facebook czy Instagram to tzw. hostingodawcy. To podmioty udostępniające platformę, której treści tworzą podmioty trzecie, czyli użytkownicy. Są "uwolnieni" od odpowiedzialności za te treści, dopóki nie posiadają pozytywnej wiedzy o ich bezprawności – mówi.

Oznacza to, że usługodawca nie może posiadać wiedzy o tym, że przechowywane przez niego dane są sprzeczne z prawem. Jeśli hostingodawca się o tym dowiaduje, na przykład przez otrzymanie wiarygodnej wiadomości od użytkownika, musi niezwłocznie zareagować. Inaczej będzie ponosić odpowiedzialność za naruszenie praw autorskich, dodaje.

Zatem w gestii takich gigantów jak Facebook czy Instagram, który do niego należy, powinno leżeć to, by na ich serwisach nie pojawiały się "pożyczone" treści. Często jednak starają się nie brać strony w sporze między celebrytą/celebrytką czy autorem/autorką. Dlatego Maciejewicz zaleca twórcom, by mieli oni jak najwięcej dowodów, że to właśnie ich fotografia została wrzucona bezprawnie.

- Wracając do znaków, dzięki nim fotografowie mogą łatwiej udowodnić, że to ich zdjęcie zostało wykorzystane. Często Facebook czy Instagram próbują się tłumaczyć, że nie są uprawnieni by oceniać, kto jest autorem – tłumaczy. - Przy prawach autorskich trzeba mieć jak najwięcej dowodów na to, że wykonało się daną fotografię i posiada się do niej prawa
autorskie. Wówczas, jeśli fotografowi nie zależy, by iść do sądu i dostawać odszkodowania, prościej jest uruchomić procedurę "notice and takedown" – zgłoszenia i usunięcia materiału – opisuje.

Obraz
© Pudelek.pl

Jak mówi ekspertka, istnieją już prywatne firmy, które projektują specjalne oprogramowanie. Podmioty, które współpracują z taką firmą, przekazują jej zdjęcia, których poszukiwanie w internecie ma ona prowadzić. Z pomocą oprogramowania wyszukują one, gdzie fotografie pojawiły się w internecie.

Później wysyłają zapytanie autora lub jego agencji, czy fotografia ta została udostępniona za jego zgodą. Jeżeli nie, mówi prawniczka, to czy mają doprowadzić do jej usunięcia lub do zawiązania odpłatnej licencji. Dlaczego?

Bo często podmioty, które otrzymają takie wezwanie wolą uiszczać większą lub mniejszą opłatę za wykorzystanie zdjęcia, niż je od razu usuwać. Maciejewicz dodaje, że po stronie takiej firmy pracują prawnicy z różnych krajów, którzy wysyłają dziesiątki wezwań do zaprzestania naruszeń dóbr w imieniu twórców oraz z propozycją udzielenia licencji.

Watemborski argumentuje, że w niektórych sytuacjach lepiej jest, kiedy zdjęcie zostaje wrzucone z podpisem autora. Chodzi po prostu o budowanie swojej marki.

- Czasem większy zysk dla fotografa wynika z tego, że to właśnie jego zdjęcie zostanie udostępnione z podpisem niźli zdjęte z publikacji. Fotografowie to bardzo specyficzna grupa, bardzo dumna i pełna pychy. Czasem trzeba jednak myśleć długoterminowo - zamiast jednorazowo zarobić kilkaset złotych, lepiej wypracować swoją markę, nazwisko i w przyszłości dzięki temu zarabiać regularnie większe kwoty – tłumaczy. Dla wielu fotografów to błahe, ale naprawdę udostępnianie zdjęć przekłada się na rozpoznawalność. Gdyby na przykład Anja Rubik udostępniała moje zdjęcia, to zdecydowanie bym się nie obraził – przyznaje.

Zdjęcie Marcina Watemborskiego, które później zostały opublikowane z oznaczeniem autora.

Samoobrona fotografa
Nie każdy fotograf pragnie jednak robić zdjęcia, których wykonanie może zwrócić się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Maciejewicz tłumaczy, jak można ubiegać się o swoje prawa.

- Zrzeszeni fotografowie mogą zwrócić się o pomoc również do ZPAF (Związek Polskich Artystów Fotografików – przyp. red.) lub do agencji. W sieci można też znaleźć szablony z prośbą o zaprzestanie wykorzystywania danego materiału – wylicza prawniczka. - Z doświadczenia jednak wiem, że niestety istnieją na tyle aroganckie przypadki, że ignorują wszelkie pisma, których nie wysłała kancelaria prawna – konkluduje.

Mało tego, prawniczka podkreśla, że na walkę z "kradzieżą" fotografii nie ma złotego środka. Są nawet skrajne przypadki, kiedy autorzy zdjęć idą na policję. Mają taką możliwość, bo prawa autorskie są chronione przepisami karnymi. Policja, nawet jeśli umorzy postępowanie, wezwie osobę wykorzystującą zdjęcia na przesłuchanie. To dla większości wystarczy, by przestać wykorzystywać czyjeś zdjęcia. Są to jednak pojedyncze, bo skrajne właśnie, przypadki.

Również z ciekawą, choć nieco odmienną interpretacją, jak traktować zdjęcia ze "ścianki", wychodzi zapytany przez WP Tech Dr Arkadiusz Michalak, radca prawny z Centrum Praw Własności Intelektualnej im. H.Grocjusza.

- Fotografia nie jest oczywistym przedmiotem ochrony prawa autorskiego i nie istnieje założenie, że każda fotografia jest twórcza. Przeciwnie, sądy przyjmują, że fotografia rejestracyjna nie jest utworem i nie podlega ochronie. Z pewnością znaczna część zdjęć robionych celebrytom na przykład na "ściankach", nie ma twórczego charakteru – tłumaczy. - A zatem nie jest utworem i nie można zakazać celebrycie posługiwania się takim nietwórczym zdjęciem, na którym jest utrwalony wizerunek tego celebryty w mediach społecznościowych. Możliwe są jednak przypadki, gdy zdjęcie celebryty wykonane przez fotografa poprzez na przykład sposób kadrowania, ujęcie czy uchwycenie jakiegoś tła, może być twórcze. W takim przypadku na wykorzystanie zdjęcia przez celebrytę na swoim portalu potrzebna będzie zgoda (licencja) udzielona przez fotografa będącego autorem tego zdjęcia. W przypadku publikacji przez celebrytę zdjęcia będącego utworem bez zgody fotografa możemy mieć do czynienia z naruszeniem autorskich praw majątkowych i osobistych – wyjaśnia.

Wygląda na to, że nie ma jedynej słusznej interpretacji. Na koniec jednak prawniczka z LAWMORE sugeruje fotografom, którzy dość często spotykają w sieci własne zdjęcia, żeby rozważyli ewentualną metodę zniechęcania celebrytów i celeberytek do pożyczania ich zdjęć.

- Jeżeli jesteś fotografem, którego zdjęcia są popularne i każdego miesiąca wielokrotnie wykorzystywane bez twojej zgody, dobrym pomysłem jest współpraca z kancelarią, która za miesięczny ryczałt wysyła wezwania do zaprzestania naruszania praw autorskich – tłumaczy. W ten sposób wśród odpowiednich osób, prawdopodobnie szybko rozejdzie się wieść, że lepiej nie wykorzystywać twoich zdjęć bez zgody – konkluduje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)