[TEST] Nothing Ear (2): Pod większością względów - lepsze
Ale udało się też coś zepsuć.
Małe, buntownicze firmy składające buńczuczne deklaracje przeważnie nie są w stanie dostarczyć tego, co obiecały i szybko kończą karierę, bankrutując, albo zostając połknięte przez większych graczy. Ta firma jest inna.
Cześć, oglądacie TL;DR, ja nazywam się Kostek Młynarczyk, a bohaterami dzisiejszego odcinka są Nothing Ear (2), a więc druga już iteracja dousznych słuchawek firmy, która choć nazywa się "nic", pokazała, że zdecydowanie ma coś do powiedzenia. Czy ich ostatnie dzieło jest dobre, złe, czy brzydkie?
THE GOOD: Cechy dobre
Listę cech dobrych zaczynamy od wyglądu - te słuchawki są nie do pomylenia z żadnymi innymi. Co ważne, taki efekt udało się osiągnąć nie przez bezsensowne udziwnienia, ale pomysłowe rozwiązania, które są wizualnie spójne z innymi projektami Nothing. Ten, jak to się ładnie mówi, język projektowania widać wyraźnie zarówno w wyglądzie etui, jak i samych słuchawek: zastosowanie przejrzystości, dominacja bieli z akcentami czerwonego, widoczne elementy elektroniki - to wszystko przypomina zarówno wcześniejszą edycję słuchawek Ear, jak i wypuszczone później Sticks (1) oraz oczywiście telefon Phone (1). Podoba mi się to podejście, te czyste linie i użycie liternictwa w charakterze ornamentów, więc zdecydowanie daję plus.
Firma Nothing zapowiedziała, że projektując Ear (2) skupili się na poprawie jakości dźwięku i jestem gotów im uwierzyć, bo ich nowe słuchawki brzmią naprawdę dobrze, z solidnymi basami i szeroką sceną, oraz całkiem niezłą dynamiką. Słucha się naprawdę przyjemnie, a ogólne brzmienie jest adekwatne do ceny, którą trzeba za nie zapłacić, a więc naprawdę dobre.
Podoba mi się też ergonomia Ear (2). Słuchawki są niewielkie, lekkie i bardzo wygodne, łatwo zapomnieć, że ma się je w uszach, a etui - już w poprzedniej wersji pozwalające na bardzo łatwe wyjmowanie i odkładanie słuchawek - teraz zostało jeszcze poprawione w kilku kwestiach, na przykład w Ear (2) matowe elementy chronią teraz przejrzysty plastik przed porysowaniem.
Zmienił się - na lepsze - system obsługi słuchawek. Zamiast czułych na dotyk powierzchni, mamy teraz czujniki nacisku, więc zamiast stukania, żeby zatrzymać utwór czy przejść do następnego ściskamy, czy "szczypiemy" słuchawkę. Ten sposób sterowania znamy z AirPodsów czy Huawei Buds Pro - ma on tą zaletę, że znacznie trudniej przypadkiem aktywować jakąś funkcję poprawiając włosy albo wkładając czy wyjmując słuchawkę z ucha. Więc - to dobra cecha.
I następny plus, na pokładzie jest system ANC, czyli tłumienia hałasu, który radzi sobie całkiem nieźle i ma możliwość dostrajania do indywidualnych potrzeb i odczuć. Jest też jego lustrzane odbicie, czyli tryb uwagi, przepuszczający dźwięki otoczenia, który nie także zasługuje na pochwałę - odczucie nienaturalności i sztuczny szum, typowe dla tego rodzaju systemów w większości modeli słuchawek są tu stosunkowo niewielkie.
Plusik także za obecność ładowania bezprzewodowego, które naprawdę często się przydaje.
Wreszcie rzecz, na brak której narzekałem recenzując Nothing Ear (1), czyli funkcja multipoint. W "Drugim uchu" multipoint jest, można połączyć je z telefonem i tabletem czy tabletem i komputerem, co tam kto chce. Brawo, o to chodzi!
THE BAD: Cechy złe
Niestety, zastanawiając się, co złego można znaleźć w tych słuchawkach nie mogę powiedzieć, że "nothing". Po pierwsze, nie podoba mi się fakt, że po zmianie systemu sterowania funkcjami słuchawek, żadna z domyślnych akcji nie pozwala na zmienianie głośności - coś bardzo podstawowego, moim zdaniem. W aplikacji można samemu skonfigurować przypisanie funkcji regulacji głośności, ale nie można jej przypisać do najprostszej możliwej akcji, czyli pojedynczego szczypnięcia. Efekt? Zmiana głośności bezpośrednio ze słuchawek Ear (2) jest możliwa, ale bardzo niewygodna. Duży minus.
Kolejny minus za fakt, że nietypowe etui słuchawek jest wyraźnie większe i mniej poręczne do noszenia w kieszeni, niż u większości konkurentów.
Na tle całkiem niezłego brzmienia Ear (2) negatywnie odbija też zakres wysokich tonów, w którym słuchawki brzmią zbyt metalicznie.
THE UGLY: Cechy brzydkie
Recenzując Ear (1) chwaliłem je za bardzo dobry stosunek możliwości do ceny. Wraz z nową wersją pojawiły się nowe możliwości i nowe funkcje, ale zmieniła się też cena. Niestety, wzrosła. Wiadomo, inflacja, kryzys, globalne napięcia… No ale, wzrost ceny o połowę? Brzydko.
PODSUMOWANIE
Nothing pozostaje wierne swojemu wizerunkowi i pomysłowi na siebie: ich najnowsze słuchawki są niezwykłe, unikalne i nietypowe, a jednocześnie Ear (2) oferują większość potrzebnych funkcji, z których każda jest na co najmniej dobrym poziomie. Podziwiam konsekwencję i kibicuję, z niecierpliwością czekając, co dalej!
Konstanty Młynarczyk, dziennikarz WP Tech