Ten polski wiatrakowiec wyznacza trendy na świecie. Ludzie chcą go kupować na pniu
Wydawać by się mogło, że polski przemysł lotniczy prawie nie istnieje. Okazuje się jednak, że pomysłowi Polacy są w stanie stworzyć i rozwinąć autorskie koncepcje statków latających i tym samym zawojować świat. Kiedy firma Aviation Artur Trendak pokazała swój najnowszy model T6 zachwyceni klienci chcieli zamawiać swoje egzemplarze, mimo że maszyna nie przeszła jeszcze nawet pełnych prób w locie. Nic dziwnego - to jedyna tego typu maszyna na świecie.
Wiatrakowce to statki powietrzne, które swoim wyglądem przypominają śmigłowce. Są od nich jednak mniejsze, prostsze w budowie i zdecydowanie tańsze. Inaczej niż w helikopterach, główny wirnik nie jest napędzany silnikiem, a wykorzystuje efekt autorotacji. Napędzane są jedynie śmigła (lub jedno śmigło) pchające zamontowane z tyłu maszyny. Wiatrakowce nie zmieniają także kąta natarcia łopat wirnika i startują w odmienny sposób. Nie są w stanie unieść się w miejscu i podobnie do samolotów potrzebują rozbiegu, aby wprawić wirnik w rotację.
Co jest zatem takiego specjalnego i wyjątkowego w maszynie skonstruowanej przez Polaków? Jako pierwsi na świecie stworzyli wiatrakowiec, który wymyka się poza ramy tego typu pojazdów. Z reguły wiatrakowce traktowane są jako maszyny turystyczne, przewożące najczęściej dwie osoby. Teraz stworzono model, który jest w stanie przewieść aż sześciu ludzi. Oznacza to, że powstała realna alternatywna dla śmigłowców, kosztująca tylko ułamek ich ceny. To z kolei daje ogromny potencjał dla wielu przewoźników, którzy do tej pory inwestowali w drogie i skomplikowane helikoptery. Tanie wiatrakowce mogą też stać się wygodnym środkiem dla lotów turystycznych, krajobrazowych czy jako środki szybkiego i masowego transportu. Do tej pory ich ograniczenia na to nie pozwalały, jednak za sprawą Polaków teraz to się zmienia. Eksperci zgodnie orzekli, że T6 wyznacza zupełnie nowe trendy w lotnictwie cywilnym.
Co potrafi maszyna? Jak na ten typ statku powietrznego - całkiem sporo. Przede wszystkim może się rozpędzić do prędkości aż 19. km/h i przelecieć na jednym zbiorniku paliwa około 690 km. Zbiornik mieści 150 litrów, dzięki czemu maszyna może przebywać w powietrzu przez 3 godziny i 45 minut. Do napędu służą dwa silniki Rotax – każdy o mocy 144 KM – które zostały opracowane przy współpracy inżynierów z Politechniki Lubelskiej. Tu również spotkamy innowację, ponieważ w przeciwieństwie do większości innych wiatrakowców, silniki polskiej maszyny napędzają także wirnik. Takie rozwiązanie jeszcze bardziej upodabnia polski projekt do śmigłowców i ich możliwości, jednak nadal pozostaje znacznie tańszą opcją.
Strukturę nośną wykonano z metalu, ale już do budowy pozostałych części kadłuba wykorzystano lekkie materiały kompozytowe. Maksymalna masa startowa T6 wynosi aż 120. kg, co z powodzeniem pozwala na zabranie na pokład pięciu osób oraz pilota. Długość maszyny to 7,2 metra, szerokość 3,2 metra, a jej wysokość to 3 metry.
Przed polską maszyną jeszcze długa droga do prawdziwych lotów i komercyjnego sukcesu. Nie wynika to z jakichkolwiek problemów, a z długotrwałego procesu prób w locie i certyfikacji. Należy tutaj wspomnieć, że T6 dopiero w marcu 201. po raz pierwszy wzbił się w powietrze, wykonując tak zwany „podskok”. Przed inżynierami stoi teraz ogromne zadanie, polegające na sprawdzeniu i określeniu osiągów maszyny, charakterystyki lotnej, a także szczegółowej dokumentacji dla pilotów i służb technicznych. Do tego firma musi opracować szczegółowe przepisy, dotyczące warunków eksploatacji i – co jeszcze ważniejsze – ustalić warunki, na podstawie których piloci będą mogli zdobyć licencję na ten typ maszyny. Muszą także powstać odpowiednie regulacje prawne, a to zazwyczaj zabiera urzędnikom sporo czasu. Z reguły takie prace zajmują od 2 do 4 lat. To jednak nie wydaje się zbyt wiele, kiedy powstaje zupełnie nowy rodzaj statku powietrznego, mogącego śmiało konkurować ze śmigłowcami i cywilnymi samolotami typu awionetka.
Leszek Pawlikowski