Tak umiera wolny internet

Internet, jedno z najbardziej demokratycznych, współczesnych narzędzi niebawem stanie się kolejną domeną kontrolowaną przez garstkę najpotężniejszych korporacji. Pierwszy krok w tę stronę postawiła wczoraj amerykańska Federalna Komisja Łączności.

Tak umiera wolny internet
Źródło zdjęć: © Fotolia | ronstik
Bolesław Breczko

15.12.2017 | aktual.: 15.12.2017 09:40

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wyobraźmy sobie internet jako sieć autostrad, którymi możemy dojechać w każde miejsce na świecie. Dziś operatorzy tych autostrad (czyli dostawcy internetu) pobierają opłaty za to, że nimi jeździmy. W zamian za to remontują je i rozbudowują. Nie mogą jednak dyktować różnych cen w zależności od tego gdzie jedziemy. Tzn. jeśli raz w miesiącu zapłacimy za wjazd, to możemy jeździć do dowolnych miejsc na świecie. Tak samo jest w internecie. Płacąc co miesiąc rachunek mogę odwiedzać dowolne strony i korzystać z dowolnych usług.* Operator nie może ani pobierać dodatkowych opłat za odwiedzane przeze mnie strony, ani ograniczać do nich dostępu* (przez spowalnianie "dojazdu" do nich). To jest właśnie tzw. neutralności internetu (ang. net neutrality).

Amerykańscy giganci internetowi tacy jak np. Verizon czy Comcast od lat lobbowali nad zniesieniem tych przepisów. Oznaczałoby to dla nich wymierne zyski. Po pierwsze mogliby wymóc na swoich klientach kupowanie pakietów dostępu do konkretnych stron lub typów stron (np. dodatkowa opłata za serwisy wideo jak Youtube czy Netlfix, dodatkowa za media społecznościowe itd.). Tak jest np w Meksyku czy Portugalii.

Obraz
© Domena publiczna

Jeśli ktoś nie chciałby zapłacić to taki *dostawca mógłby zablokować albo poważnie "spowolnić" *(ang. throttling) dostęp do tych serwisów, co w przypadku streamingu wideo (np. na Netlifksie) oznaczałoby, że w ogóle nie dałoby się z niego korzystać.

Odwołanie zapisu o neutralności internetu pozwoliłoby korporacjom skutecznie eliminować konkurencje. W USA dostawcy internetu są często częścią dużych firm mediowych (jak np. Time Warner). Te firmy oferują własne serwisy streamingowe, które z oczywistych względów wolałby, aby użytkownicy korzystały z ich stron, a nie np. Netlfiksa. W przypadku odwołania neutralności internetu mogą po prostu zablokować dostęp do konkurencji.

Eksperci wieszczą także koniec ery start-upów jeśli dojdzie do wycofania neutralności internetu. Większość z nich powstaje właśnie dzięki powszechności internetu (Facebook, Tinder, Instagram, PayPal). Bez net neutrality dostawcy *mogą ograniczyć dostęp do start-upów, ukraść ich pomysły i wprowadzić jako "swoje". *

Do tej pory amerykańska Federalna Komisja Łącznośći (ang. Federal Communications Commision – FCC) utrzymywała zapisy dotyczące neutralności internetu przewagą głosów 3-2. Wraz z wyborem Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych zmienił się szef FCC, którym* został Ajit Pai, wcześniejszy prawnik Verizonu* – jednego z największych dostawców internetu w USA. Pai od początku zapowiadał "uwolnienie internetu" poprzez… zniesienie przepisów o jego neutralności. Spotkało się to z ogromnymi protestami ze strony internatutów, 83 proc. Amerykanów jest temu przeciwne. Ajit Pai stał się symbolem chciwości korporacji. Czarę goryczy przelało wideo, które opublikował w przeddzień głosowania nad net neutrality, w którym próbuje uzasadnić jego zniesienie.

14 grudnia FCC przegłosowała wniosek o zniesienie neutralności internetu większością głosów 3-2. Nie jest to jeszcze jednoznaczne z całkowitym oddaniem internetu w ręce korporacji. Teraz sprawa trafi do amerykańskich sądów i Kongresu, jednak pierwszy krok został uczyniony.

Komentarze (23)