Tajemnica PRL. Katastrofa samolotu pod Tuszynem
We wsi Górki Duże w województwie łódzkim 15 listopada 1951 r. doszło do katastrofy lotniczej z udziałem samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT Lisunow Li-2. Przyczyną wypadku miały być złe warunki atmosferyczne i błąd pilota, ale w przestrzeni publicznej pojawia się także druga wersja, która przedstawia to wydarzenie nieco inaczej.
15.11.2024 | aktual.: 15.11.2024 08:07
15 listopada 2024 r. to 73. już rocznica jednej z najbardziej tajemniczych katastrof lotniczych ostatnich kilkudziesięciu lat. Wypadek w Górkach Dużych pod Tuszynem w okresie PRL był trzymany w tajemnicy, a w samych archiwach PLL LOT nie było o nim żadnej wzmianki.
Katastrofa chwilę po starcie z lotniska
Wspomniany Li-2 o znakach SP-LKA pilotowany przez pilota Mariana Buczkowskiego (ojca aktora Zbigniewa Buczkowskiego) odbywał 15 listopada lot na trasie Szczecin-Kraków z międzylądowaniami w Poznaniu i Łodzi. Choć oba międzylądowania przebiegły sprawnie, maszyna nie doleciała już do krakowskiego portu lotniczego. Tuż po starcie z lotniska w Łodzi po godz. 10 samolot rozbił się, przelatując zaledwie 20 km, a jako bezpośrednią przyczynę katastrofy uznano zaczepienie o linię wysokiego napięcia, a w efekcie upadek na ziemię i pożar.
Oficjalna propaganda PRL podawała, że przyczyną katastrofy były złe warunki atmosferyczne. Ponadto miał zawinić pilot Buczkowski, który źle ustalił wysokość lotu. Komisja badająca katastrofę ustaliła, że stan samolotu nie wskazywał na jakiekolwiek usterki. Te czynniki miały sprawić, że Li-2 zahaczył o linię wysokiego napięcia i niedługo po starcie rozbił się w Górkach Dużych. Na miejscu zginęli wszyscy przebywający wówczas na pokładzie – czterech członków załogi oraz 12 pasażerów. Łącznie katastrofa pochłonęła życie 16 osób.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inna wersja i awaria silnika w samolocie
Propaganda w PRL przedstawiała swoją wersję, w którą nie wierzą rodziny załogi. W jej opozycji stoi relacja naocznego świadka zdarzenia. Wynika z niej, że po wylądowaniu w Łodzi Buczkowski zgłosił obsłudze lotniska awarię silnika w samolocie. Maszyna miała być niezdolna do lotu, wobec czego pilot odmówił kolejnego lotu w kierunku Krakowa. Buczkowski miał jednak zostać zmuszony do startu przez funkcjonariusza UB pod groźbą broni.
Maszyna wystartowała z łódzkiego lotniska, ale pokonała tylko 20 km. Krótko po starcie jeden z motorów przestał działać, a to poskutkowało natychmiastową utratą siły nośnej, a w dalszej kolejności – zahaczeniem o linię wysokiego napięcia.
Choć oficjalna wersja pozostaje niezmieniona i mówi o nieodpowiednich warunkach atmosferycznych, rodziny ofiar katastrofy nie wierzą w te ustalenia – wynika z rozmów, które w 2013 r. przeprowadzała z nimi łódzka "Wyborcza". Mimo upłynięcia już 73 lat od katastrofy, cały czas jest ona owiana tajemnicą.
Utrata siły nośnej w samolocie i przeciągnięcie
Warto jednak przyjrzeć się zjawisku utraty siły nośnej (tzw. przeciągnięcie), która mogła nastąpić po awarii silnika. Jak podaje portal dlapilota.pl, wspomniane przeciągnięcie wynikające z utraty mocy silnika w latach 1980-1989 odpowiadało za ok. 12 proc. śmiertelnych wypadków. W latach 1989-2008 było to już 45 proc.
Wyjaśnijmy, że przeciągnięcie to zjawisko, które następuje, kiedy gwałtownie spada siła nośna, a jednocześnie gwałtownie przyrasta opór aerodynamiczny – na skutek zbyt dużego kąta natarcia skrzydła. W zależności od tego, jak duży jest wspomniany kąt natarcia, może wystąpić chwilowa, częściowa lub całkowita utrata sterowności.
Należy wyjaśnić, że siłę nośną wytwarzają skrzydła samolotu – i to własnie ona utrzymuje samolot w powietrzu. Zmienia się ona w zależności od kąta natarcia. Poniżej krytycznego kąta natarcia jego wzrost powoduje wzrost siły nośnej, a co za tym idzie – samolot może się unieść ku górze.
Natomiast po osiągnięciu kąta krytycznego, wzrost kąta natarcia skutkuje spadkiem siły nośnej, a to z kolei oznacza, że samolot samoczynnie opada. Opadanie z kolei powoduje dalszy wzrost kąta natarcia, co nadal negatywnie wpływa na siłę nośną. Samolot gwałtownie traci wysokość, pozostając w samowzmacniającym się przeciągnięciu. Im więc niżej się znajduje, tym trudniej wyprowadzić maszynę z tego zjawiska.
Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski