Systemy rezerw osobowych i ich szkolenie w Siłach Zbrojnych RP – mit, czy rzeczywistość? [OPINIA]

Długo zastanawialiśmy się, czy kwestię systemu rezerw Sił Zbrojnych RP wprowadzać do debaty publicznej. Z pomocą w tym względzie przyszedł nam jednak sam Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Lech Majewski, który rozstrzygnął nasz dylemat.

Systemy rezerw osobowych i ich szkolenie w Siłach Zbrojnych RP – mit, czy rzeczywistość? [OPINIA]
Źródło zdjęć: © defence24 | Paweł Malicki

W wywiadzie dla jednego z większych portali internetowych oznajmił bowiem: Mamy gotowe plany operacyjne na wypadek działań zbrojnych na terytorium Polski. Takie plany, zwłaszcza dotyczące obrony, istnieją w każdym państwie, lecz mają najwyższą klauzulę tajności. Niewiele osób je widziało i nikt poważny o nich publicznie nie rozmawia. Stąd mój wniosek, że opinie kwestionujące gotowość wojska i systemu obronnego Polski wysuwają osoby, które nie mają na ten temat wiedzy lub robią to celowo.

Warto podkreślić, że Pan Generał nie jest jedynym decydentem wojskowym, który w kategorycznym tonie wymaga od społeczeństwa wiary w istnienie skutecznego, choć naturalnie skomplikowanego systemu rozwinięcia mobilizacyjnego Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej. W podobnym tonie wypowiadali się również inni generałowie rezerwy, tacy jak były rektor Akademii Obrony Narodowej Bogusław Pacek czy też szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej.

Szef BBN w Ostrowcu Świętokrzyskim, w trakcie spotkania z przedstawicielami organizacji proobronnych, mówił wręcz o potrzebie dyskusji na temat zmiany owego "tajemnego planu", która uwzględniłaby pododdziały, składające się z organizacji pozarządowych skupionych wokół Kampanii Społecznej "Odbudujmy Armię Krajową" i innych projektów stowarzyszenia ObronaNarodowa.

Nie wiemy, w jakiej Europie żyją Panowie Generałowie, skoro usiłują nam sugerować, że posiadamy tajemniczy potencjał, utrzymywany wbrew postanowieniom międzynarodowym, takim jak OBWE, w tajności. Czy są to siły militarne tajne dla polskich obywateli, którzy choć łożą na nie znaczne pieniądze, to jednak nic o nich nie wiedzą? Kto jak kto, ale generałowie powinni mieć świadomość, że wojska obrony terytorialnej – w przeciwieństwie do wojsk operacyjnych o charakterze uderzeniowym - nie podlegają ograniczeniom międzynarodowym. Tym rodzajem sił zbrojnych pochwalić się może wiele narodów europejskich. Mają je Estończycy (Kaitseliit - tj. Siły Obrony), Łotysze (Zemessardze - tj. Gwardia Narodowa) czy Litwini (Krasto Apsuagos Savanoriskos Pajegos – KASP - tj. Narodowe Ochotnicze Siły Obrony). Mają je również inne państwa Europy, chociażby Szwajcaria, czy Szwecja.

Posiadanie terytorialnego komponentu sił zbrojnych o obywatelskim charakterze jest dla nich wszystkich powodem do dumy. Chwaląc się nimi publicznie pokazują jednocześnie, że tworzenie bezpieczeństwa militarnego powinno być udziałem wszystkich obywateli, że za zapewnienie bezpieczeństwa odpowiedzialność ponosi cały naród. Dlaczego zatem w Polsce ta sprawa owiana jest swoistą tajemnicą? Czyżby zakładano, że wojska Obrony Terytorialnej w Polsce będą tajne na tyle, że nawet społeczeństwo nie ma prawa o nich widzieć? Więc jak one mają wspomagać wójtów i starostów? Może tylko w czasie wojny? Jedno jest pewne: to złe podejście, które prowadzi donikąd. Supertajny system szkolenia supertajnych rezerw osobowych, których nikt nigdy nie widział i o których nikt nigdy nie słyszał – takie opowieści budzą nie tylko nasze zażenowanie, ale przede wszystkim niepokój o to, co przyniesie przyszłość, kiedy nieprzyjaciel powie w końcu: "sprawdzam".

Nowa Strategia Bezpieczeństwa Narodowego: nic konstruktywnego

Niestety, mimo medialnego szumu wokół idei odbudowy Obrony Terytorialnej (Armii Krajowej) oraz mimo wypowiedzi kilku ważnych decydentów widać już wyraźnie, że panowie od wojsk operacyjnych oraz główni stratedzy RP nie zamierzają w tej kwestii zrobić praktycznie nic. W projekcie nowej "Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP" [2014] nie ma nic konstruktywnego o wojskach obrony terytorialnej, o działaniach nieregularnych, czyli głównym bojowym argumencie tych wojsk podczas wojny.

Mimo jednoznacznego wskazania przez Prezydenta RP – Najwyższego Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP kierunków działania dla polskiej armii - ograniczenia jej zaangażowania w działania poza granicami kraju i skupieniu się na odbudowie jej zdolności obronnych - w najnowszej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego w dalszym ciągu dominuje zewnętrzna funkcja wojsk operacyjnych, a w wydatkach - zaspokajanie potrzeb tychże wojsk głownie w oparciu o zakupy zewnętrzne, zagraniczne.

Można przypuszczać, że wojskom Narodowych Sił Rezerwowych, mającym zostać przekształconymi w quasi-wojewódzkie formacje, oraz młodzieży skupionej w różnych organizacjach proobronnych i stowarzyszeniach "strzeleckich" - której sugerować się będzie, że NSR to właśnie Obrona Terytorialna o którą tak walczyli - przypadnie stary i kosztowny w utrzymaniu sprzęt po wojskach operacyjnych, którego do tej pory Agencja Mienia Wojskowego nie zdążyła sprzedać. Przysłuży się on nowotworzonym formacjom niczym kula u nogi.

Rozmawiajmy o faktach

My, którzy tworzymy środowisko skupione wokół inicjatywy "Obrona Narodowa", kiedy podejmujmy dyskusję nad stanem Sił Zbrojnych RP, nie mamy żadnych celów ukrytych. Naszym jedynym celem pozostaje troska o dobro Ojczyzny. Przyznać trzeba, że większość z nas nie ma dostępu do informacji niejawnych i nie widziała planów operacyjnych przygotowywanych na wypadek działań wojennych. Ale dostrzegamy fakty. A one mówią same za siebie. Na naszej wschodniej granicy wciąż są likwidowane wojska operacyjne, na miejsce których nie powstaje nic w zamian. Jakiekolwiek poważne jednostki, które mogłyby zostać użyte do obrony ludności i terytorium, mieszczą się np. dopiero w Szczecinie. Wielkość polskich wojsk operacyjnych, nawet ewentualnie wzmocnionych przez dodatkową, kilkutysięczną "szpicę" NATO, na tle ewentualnego zagrożenia prezentuje się wyjątkowo mizernie.

Korzystając zatem z ogólnodostępnych informacji, wykorzystując własne obserwacje i doświadczenia oraz doświadczenia naszych kolegów – żołnierzy rezerwy – przeanalizowaliśmy system szkolenia rezerw. Z analizy wyciągnęliśmy zaś konkretne wnioski, które przedstawiamy w niniejszym artykule. Postanowiliśmy się skoncentrować przede wszystkim na żołnierzach rezerwy znajdujących się poza Narodowymi Siłami Rezerwowymi /NSR/, aczkolwiek do systemu szkolenia żołnierzy NSR nawiążemy kilkakrotnie, ze względu na to, że gros patologii i budzących wątpliwe uczucia działań w obszarze szkolenia rezerw zachodzi również w tej strukturze.

Dwie strony tego samego zwierciadła

System szkolenia rezerw to odzwierciedlenie stanu obronności państwa. Musimy powiedzieć to wprost: tak jak nigdy nie została przeprowadzona reforma Sił Zbrojnych RP (lub trwa ona od 25 lat, jak stwierdził gen. Anatol Wojtan na spotkaniu z Parlamentarnym Zespołem ds. Wojska Polskiego), tak nie została nigdy przeprowadzona reforma systemu szkolenia rezerw. Co więcej, w latach 2009 – 2012 poza NSR nie szkolono żadnych rezerwistów, albowiem w 2009 roku ze względu na reorganizację armii ćwiczenia zostały zawieszone. Zmiany związane z łączeniem jednostek i profesjonalizacją armii wymagały od dowódców mnóstwa pracy organizacyjnej i uznaliśmy, że nie jest to najlepszy moment na szkolenie żołnierzy rezerwy – mówił dla "Polski Zbrojnej" płk Marek Orzechowski z Wydziału Sztabu Generalnego P15.

Dopiero w ubiegłym roku Ministerstwo Obrony Narodowej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przypomniało sobie o potrzebie szkolenia rezerw. W roku 2013 na ćwiczenia powołano 2571 rezerwistów, a w 2014 roku obowiązkowe szkolenie przejdzie ok. 7000 żołnierzy.

Obraz
© Obrona Narodowa

Analizując jej zawartość, nie sposób nie odnieść wrażenia, że ogłaszane przez MON tegoroczne intensywne szkolenia to kropla w morzu tego, co było realizowane w SZ RP przed 2009 rokiem. Wygląda na to, że po trzyletniej przerwie Sztab Generalny i MON będą chciały wrócić przynajmniej do praktyk z lat 2005 – 2008.

W tym momencie warto zastanowić się, czy liczba powołanych na szkolenia rezerwy w latach 2013 – 2014 oraz planowana do powołania w latach kolejnych jest wystarczająca. Armia czasu "P" jest w stanie rozwinąć się na czas "W" dwu lub nawet trzykrotnie. Gen. Waldemar Skrzypczak wspominał w jednym z wywiadów, że współczynnik rozwinięcia Sił Zbrojnych RP wynosi 2,1 czyli Siły Zbrojne RP czasu "P" rozwiną się do około 250 000 żołnierzy. Te e możliwości implikowane są liczbą jednostek wojskowych/ośrodków szkoleniowych na bazie, których pododdziały rezerwowe będą się rozwijały. Ale zanim to nastąpi uzupełnienie mobilizacyjne będzie musiało zasilić pododdziały zawodowe’ z których kilka (jak np. 34 Brygada Kawalerii Pancernej, 20 Bartoszycka Brygada Zmechanizowana, 9 Braniewska Brygada Kawalerii Pancernej czy 2 Brygada Zmechanizowana), jest na tą chwilę ukompletowane zaledwie w dwudziestu kilku procentach, a 10 tys. żołnierzy NSR rozsianych po całych SZ RP nie zapewni pełnego ich rozwinięcia.

Drugi istotny problem związany z ograniczoną liczbą jednostek wojskowych/ośrodków szkoleniowych na bazie których rozwijane są jednostki rezerwowe to ich umiejscowienie. Większość rezerwistów z racji migracji w rejony zurbanizowane/miejskie zmienia swoje miejsca zamieszkania (patrz rysunek 1) co powoduje, iż w rejonach, gdzie nie ma w pobliżu większych jednostek wojskowych (np. rejon aglomeracji śląskiej) jest nadmiar potencjału osobowego z przeszkoleniem wojskowym. Efekt jest taki, iż np. w miejscu zamieszkania jednego z autorów tj. rejon Wrocławia autorzy znają wielu żołnierzy rezerwy, którzy nie mają nadanych przydziałów mobilizacyjnych. Sytuację powyższą ilustrują rysunek 1 i 2 zestawiające powyższe sytuacje socjologiczno – organizacyjne.

Obraz
© Obrona Narodowa
Obraz
© Obrona Narodowa

Jako ciekawostkę warto przytoczyć, że autorom znany jest przynajmniej jeden przypadek oficera rezerwy z GROM, który sam dopytywał się o przydział mobilizacyjny. Niestety, WKU dla jego specjalności nie było w stanie niczego zaproponować. W środowisku znany jest również przypadek generała broni w rezerwie, który publicznie mówi, że nie nadano mu przydziału mobilizacyjnego. Niedawno zaś w jednym z pułków artyleryjskich, w tzw. zielonym garnizonie, gdzie ćwiczenia odbywał jeden ze znajomych autorów artykułu, była spora grupa marynarzy (sic!), którzy pierwszy raz w życiu widzieli zestawy Langusta i inne środki artyleryjskie.

Kolejna kwestia to wykorzystywanie cywilnych i wojskowych umiejętności kandydatów przy nadawaniu przydziałów mobilizacyjnych oraz kwalifikacji rezerwistów. Praktycznie nie są znani autorom żołnierze rezerwy, którzy byliby obsadzani na etaty tożsame z posiadanym wykształceniem i doświadczeniem zawodowym. Co więcej, znane są autorom przypadki, że nadany przydział mobilizacyjny niewiele ma wspólnego z posiadaną specjalnością wojskową i przebytymi kursami w rezerwie. Dla przykładu, żołnierz rezerwy i kwalifikowany ratownik medyczny (również po kursach w Wojskowym Centrum Medycznym w Łodzi organizowanych dla jednej z organizacji pozarządowych) ma nadany przydział kryzysowy w ramach struktur NSR, jako kancelarzysta (sic!). Pytanie, dlaczego administracja wojskowa nie jest w stanie wykorzystać potencjału żołnierzy rezerwy, którzy niejednokrotnie są świetnymi specjalistami w swoim fachu (np. informatycy, specjaliści ochrony, logistycy, inżynierowie, instruktorzy strzelectwa sportowego)? Czy tak wygląda ta tajna specjalność wojska, o której mówi Dowódca Generalny Rodzaju Sił Zbrojnych?

Skutecznie? Efektywnie? A może byle jak...

Następny problem o charakterze zasadniczym, to system szkolenia rezerwistów i jego efektywność. W całym systemie szkolenia rezerw można odnieść wrażenie, że od lat próbowano przykładać szablon żołnierza wojsk operacyjnych do żołnierzy rezerwy i że system szkolenia rezerw budowano właśnie według tego szablonu. Od 1 stycznia 2010 roku szablon ten rozszerzono dodatkowo o zawodowstwo żołnierzy wchodzących w skład wojsk operacyjnych. Warto mieć świadomość, że użyty na określenie żołnierza przymiotnik "zawodowy" implikuje cały szereg konsekwencji. Pomiędzy tą grupą żołnierzy a ludźmi wchodzącymi w skład rezerw osobowych na czas wojny istnieje bowiem diametralna różnica. Szkolenie specjalisty we wszystkich branżach i sektorach gospodarki, jest długotrwałym i złożonym procesem.

Tym bardziej cecha ta jest immanentna dla współczesnych wojsk operacyjnych, gdzie obsługa danych środków walki, czy środków technicznych wymaga wielogodzinnego przeszkolenia oraz wielorazowych powtórek, celem utrwalenia umiejętności. Realizacja tego rodzaju szkolenia w przypadku żołnierzy rezerwy, na szkolenie których czasu nigdy nie ma w nadmiarze, jest szczególnie trudna. Za dobry przykład może posłużyć swoista ewolucja czasu trwania zasadniczej służby wojskowej /ZSW/ w SZ RP. Przy każdym skróceniu ZSW, zawodowi żołnierze utyskiwali na problematykę poziomu wyszkolenia żołnierza służby zasadniczej. Aż tu nagle w roku 2009 ktoś wymyślił, że Służba Przygotowawcza do NSR będzie trwała 4 miesiące, w tym 3 miesiące szkolenia podstawowego i jeden miesiąc szkolenia specjalisty (sic!), który w razie potrzeby będzie musiał uzupełnić wolny, specjalistyczny etat.

Obecnie zaś w ramach szkolenia rezerw powoływani są żołnierze rezerwy, którzy nie są w NSR. Co prawda służyli kiedyś przez 1,5 roku, następnie 12, czy 9 miesięcy, ale to było co najmniej 6 lat temu. Dziś powołuje się ich na 10 dni przeszkolenia. Wyjaśnił to w 2013 roku ówczesny rzecznik Sztabu Generalnego płk Tomasz Szulejko, tłumacząc cel takiego szkolenia w następujący sposób: Trzeba dobrać umundurowanie, zapoznać z bronią; w ostatnich latach zmieniło się wyposażenie osobiste i sprzęt, jakim dysponują jednostki – mówił płk Szulejko w wywiadzie dla dziennika "Rzeczpospolita". Wyjaśnił, że niektórzy z powoływanych na ćwiczenia znają starsze typy karabinków niż obecnie używany Beryl, inni służyli w jednostkach zmechanizowanych, które używały bojowych wozów piechoty BWP – 1, a dziś są wyposażone w KTO Rosomak7. Słowa Pana Pułkownika tłumaczą wszystko – w ciągu tych 10 dni niewiele więcej da się zrobić. Ktoś, kto był działonowym operatorem BWP – 1, nie jest w stanie opanować w ciągu 10 dni tej samej funkcji w KTO Rosomak.

Podobnie ma się sprawa z kierowcą BWP – 1, którego chciano przekwalifikować na kierowcę Rosomaka. W tym reżymie czasowym można co najwyżej pokazać rezerwiście, jak nowy wóz wygląda i czym się różni od BWP-a. Warto jednocześnie zwrócić uwagę na podejście do szkolenia zarówno samych szkolonych – rezerwistów, jak i szkolących – kadry zawodowej. Ci pierwsi z reguły nie za bardzo rozumieją, w jakim celu znaleźli się na takich szkoleniach. Traktują je raczej jako odskocznię od codziennych trudów, podczas której można co nieco wypić i się "zabawić". Pytanie, jak można zdyscyplinować i zmotywować takiego żołnierza rezerwy? W jednej z jednostek dowódca próbował wyjść z impasu informując rezerwistów, iż w przypadku problemów dyscyplinarnych napisze list do pracodawcy (sic!). Dla tych drugich – żołnierzy zawodowych - pobyt rezerwistów w koszarach to same kłopoty. Od problemów logistycznych rozpoczynając (gdzie to wojsko spać położyć, jak z sal, z chwilą wejścia armii zawodowej, wynieść łóżka i szafki) przez problemy szkoleniowe aż po dyscyplinarne.

Chcielibyśmy w tym miejscu przytoczyć kilka przykładów, obrazujących rzeczywisty obraz obecnie realizowanego systemu szkolenia rezerw:

  • JW XXXX - kadra jednego pododdziałów otrzymała zadanie przygotowania zajęć z taktyki "organizacja i przeprowadzenie zasadzki". Gdy na przygotowane zajęcia dotarli żołnierze rezerwy, okazało się, że nie mają ze sobą etatowej broni, bo w opinii jednej z osób odpowiedzialnych za żołnierzy rezerwy, z wydawaniem broni jest za dużo kłopotów a poza tym zawsze może się zdarzyć jakiś wypadek. Warto więc dmuchać na zimne i żołnierzom "jakiejś rezerwy" broni po prostu nie wydawać. Jakież to proste…
  • Centrum Szkolenia X - po pobraniu przez żołnierzy rezerwy broni i amunicji, pododdział został przetransportowany na strzelnicę piechoty. W tym dniu zaplanowano strzelanie amunicją bojową. Gdy pierwsza zmiana pojawiła się na linii otwarcia ognia, rozpoczęto strzelanie. Po wystrzelaniu przydziałowej ilości amunicji rezerwista pyta, czy będą mogli sprawdzić efekt strzelania. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma na to czasu, gdyż zbyt dużo ludzi jeszcze czeka na swoją kolej. Nigdy się zatem nie dowiedział, czy w ogóle trafił w tarczę…
  • Centrum Szkolenia Y - zajęcia taktyczne z rezerwistami. Prowadzący zajęcia wydając środki pozoracji pola walki (wyłącznie amunicję ślepą) uprzedza, że każda próba wystrzelenia pocisku szkoleniowego będzie surowo karana. Po zakończeniu zajęć rezerwiści zostają ustawieni w tyralierę na drodze utwardzonej, po czym pada rozkaz wystrzelania całego zapasu amunicji ślepej. Uzasadnienie ze strony instruktora jest znane wszystkim z szeregów Wojska Polskiego: łatwiej będzie pozbierać łuski i rozliczyć środki pozoracji z zajęć (sic!).

Oprócz powyższych przykładów, można przywołać również fakt, iż szkolenia rezerwistów nie mają wpływu na ogólną ocenę pododdziałów podczas ćwiczeń i certyfikacji. Z czysto administracyjnego punktu widzenia dowódcy pododdziału, rezerwiści to - jak widać - same problemy. Jednocześnie zaś niosą ze sobą duże ryzyko odniesienia spektakularnej porażki, ze względu na ich niski poziom wiedzy i umiejętności, dodatkowo skutecznie stępionych przez czas, dzielący ich od momentu opuszczenia koszar. Podsumowując, skuteczne i efektywne szkolenie dla powołanych rezerwistów, nie przynosi żadnych wymiernych korzyści w sensie szkoleniowym i wizerunkowym dla pododdziału żołnierzy zawodowych. Po co więc szkolić skutecznie i efektywnie? Wystarczy byle jak.

Podchorąży zawsze zdąży czyli antyteza szkolenia przyszłych dowódców

Ostatnim aspektem szkolenia rezerw na potrzeby mobilizacyjnego rozwinięcia Wojska Polskiego, który chcielibyśmy poruszyć w niniejszym artykule, jest szkolenie kadr dowódczych spośród absolwentów/studentów wyższych uczelni. Od momentu zawieszenia poboru praktycznie zlikwidowano szkolenie ochotnicze studentów – podchorążych. A przecież wcześniej funkcjonowało ono jako bardzo proste rozwiązanie – szkolenie ochotnicze w trybie sześciotygodniowym.

Takie praktyczne szkolenie poprzedzały zajęcia teoretyczne na uczelniach wyższych. Całość cyklu szkoleniowego była skierowana wyłącznie do ochotników, a jej podsumowanie ukazało bardzo dużą popularność tego rozwiązania. Dopiero od zeszłego roku w trybie pilotażowym uruchomiono szkolenie NSR tylko dla studentów. Co ciekawe, połowa z 200 miejsc dedykowana była dla studentów z Akademii Obrony Narodowej, druga zaś połowa dla studentów z pozostałych uczelni w kraju. Niestety założenia szkolenia – kurs podoficerski NSR – powodowała, że kończący go studenci nie mieli szans uzyskać stopnia podchorążego, jak ich koledzy 6 lat wcześniej. Szkolenie to podzielono na dwa etapy:

Etap pierwszy stanowiła część ogólna, dla wszystkich ochotników. Odbyła się ona w Zegrzu w Centrum Szkolenia Wojsk Łączności i trwała 3 miesiące. Etap ten odbył się w okresie wakacyjnym. W trakcie jego trwania realizowano program podstawowy: musztra, wychowanie fizyczne, przepisy prawne i regulaminy WP, taktyka indywidualna żołnierza na polu walki, budowa, obsługa i zasady prowadzenia ognia z realizacją strzelań nr 1 i nr 2 z kbk AKMS, topografia i terenoznawstwo, podstawowe szkolenie medyczne, OPBMAR, podstawy Łączności i tajnego dowodzenia, rozpoznania, międzynarodowego prawa humanitarnego i konfliktów zbrojnych.

Etap drugi to część określona mianem "specjalistycznej", która odbyła się w roku bieżącym (2014) w 5 różnych centrach szkoleniowych i trwała 2 miesiące. W programie tego etapu szkolenia znalazł się zakres dowodzenia drużyną w zależności od specjalności i zakończony był praktyką w jednostkach wojskowych, która trwała….7 dni (sic!).

Taki system szkolenia studentów – ochotników to w ocenie autorów opracowania cofnięcie się co najmniej o dekadę. Kontrprzykładem mogą tu być szkolenia tzw. Szkół Podchorążych Rezerwy, które były realizowane w latach 90 – tych. Przeszkolenia te trwały 6 miesięcy i zasadniczo dzieliły się na dwa etapy. Etap pierwszy stanowiło trzymiesięczne szkolenie, na którym realizowano program począwszy od szkolenia podstawowego, poprzez szkolenie w zakresie dowodzenia drużyną do momentu opanowania podstaw dowodzenia plutonem (włączając w to cały program opisany powyżej w charakterystyce nowego programu przeszkolenia studentów). Etap drugi stanowiła praktyka na stanowisku dowódcy plutonu lub dublerów/pomocników dowódcy plutonu w jednostkach wojskowych. Ten etap trwał kolejne 3 miesiące.

Nasuwa się więc pytanie, co się zmieniło przez ostatnie 13 lat? Niestety, na pewno nie taktyka i nie sprzęt, zaś studenci NSR w ramach specjalizacji w Poznaniu dalej np. uczyli się na BWP-ach (na Rosomakach owszem też w zależności od grupy, jej specjalności i po trosze od żołnierskiego szczęścia.

Co dalej z tą rezerwą?

Podsumowując, autorzy właściwie wracają do punktu wyjścia, a więc przywołania tezy, z której wywodzi się geneza działalności Stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl– Ruch na Rzecz Obrony Terytorialnej. Siły Zbrojne nowoczesnego państwa powinny się składać z dwóch komponentów:

  • Niewielkiego, ale wysoce specjalistycznego i w pełni profesjonalnego komponentu operacyjnego.
  • Rozbudowanego komponentu terytorialnego, przeznaczonego do prowadzenia działań obronnych o charakterze przestrzennym, działającego zgodnie z zasadą "zawsze gotowi, zawsze na miejscu".

Jednocześnie nie ulega wątpliwości, że ów komponent terytorialny, składać się będzie w dużej części z rezerwistów, którzy chcą by pozwolić im działać i robić znacznie więcej, niż tylko raz na kilka lat sprawdzać rozmiar munduru i poznawać nowy typ karabinka piechoty.

W kwestii komponentu operacyjnego wyraźnie widać, iż utrzymywanie obecnego systemu szkolenia rezerw implikuje marnotrawienie środków finansowych i wysiłku wielu ludzi, a także powoduje zniechęcenie do jakiejkolwiek aktywności szkoleniowej rezerwistów, którzy niejednokrotnie chcieliby brać udział w procesie szkoleniowym i mają ku temu wiele zapału. Trzeba wyraźnie podkreślić, że nie można w okresie szkolenia typowym dla wojsk obrony terytorialnej szkolić rezerw dla wojsk operacyjnych, jak to się usiłuje realizować obecnie. Tu poniekąd znajduje się też odpowiedź, dlaczego Narodowe Siły Rezerwowe są tak nieefektywne i reforma, która zmieni je w pododdziały zwarte (w wojskach operacyjnych), będzie tylko działaniem częściowym. Owszem, to krok w dobrym kierunku, ale nie do końca przyniesie pożądaną ewolucję tej formacji.

W ten sposób nie wchodząc w żadne "tajności", przy pomocy faktów i logiki, można wyprowadzić wniosek, że drogi do uzupełnienia rezerw osobowych w wysoce wyspecjalizowanych wojskach operacyjnych są dwie. Pierwsza z nich to pozyskanie na etaty rezerwy (NSR) byłych żołnierzy zawodowych – tak jak się dzieje to w wielu armiach świata (Regularna Rezerwa/RegularReserve/ w armii brytyjskiej czy Armia Rezerwowa w armii amerykańskiej). Pozostaje jednak otwarte pytanie, w jaki sposób zachęcić byłych żołnierzy zawodowych, aby służyli w "aktywnej rezerwie", kiedy twórcy kolejnych budżetów państwa już dawno zakwalifikowali żołnierzy do tzw., służb mundurowych, gdzie traktuje się ich jak...

Druga droga, to otwarcie niezależnej od NSR Służby Przygotowawczej do armii zawodowej. Taka Służba Przygotowawcza trwałaby minimum 9 miesięcy i w opinii autorów, popartej wieloletnią pracą z młodzieżą przedpoborową, w jej ramach byłaby szansa wyszkolenia specjalisty. Najlepsi dostawaliby się na etaty w jednostkach wojskowych wojsk operacyjnych, natomiast pozostali stawaliby się "aktywną rezerwą" w ramach NSR - skomasowani w zwartych pododdziałach. Taki aspekt ryzyka podejmowania decyzji o rozpoczęciu służby przygotowawczej byłby dodatkowym sitem selekcji, które eliminowałoby nie do końca zdecydowanych, czy służba w wojsku jest tym, co w życiu chcieliby naprawdę robić.

Rezerwy dla Armii Krajowej

Osobną kwestią jest pozyskanie i szkolenie rezerw w ramach komponentu terytorialnego. Podstawowym zagrożeniem dla systemu szkolenia rezerw w komponencie terytorialnym, opisywanym w powyższym artykule, jest próba formatowania go według wzorca wojsk operacyjnych. Komponent terytorialny musi wypracować własny wzorzec szkolenia rezerw. Jego budowę należy rozpocząć od stworzenia "ducha korpusu" nawiązującego do ideałów Armii Krajowej. Rezerwiści wojsk terytorialnych nie potrzebują wielogodzinnych zajęć z musztry, regulaminów, budowy wozów bojowych, choć oczywiście elementy te, choćby w stopniu orientacyjno-informacyjnym mogą być wprowadzane. W pierwszej kolejności są im jednak potrzebne do egzystencji szkolenia taktyczne, typowe dla funkcjonowania wojsk obrony terytorialnej. Najważniejsze czynniki determinujące system szkolenia komponentu terytorialnego to celowość i efektywność szkoleń oraz obywatelskie zaangażowanie.

Trzeba natychmiast doprowadzić do zmiany myślenia odnośnie systemu szkolenia tego typu wojsk! Postulujemy, aby szkoleniowcami w formacjach terytorialnych byli albo żołnierze sił specjalnych (byli lub obecni) albo żołnierze rezerwy, którzy rozumieją specyfikę armii terytorialnej. Są to już jednak nieliczne wyjątki. Niech za przykład koniecznej zmiany sposobu myślenia w zakresie realizacji toku szkolenia wojsk o nieoperacyjnym charakterze posłuży przykład historyczny. Otóż jednym z elementów szkolenia legendarnych "Cichociemnych" było pozbycie się niepotrzebnych nawyków wojskowych (sic!). Ciekawostką jest również fakt, że większość "Cichociemnych" stanowili żołnierze rezerwy. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że szkoleni sami powinni być zdeterminowani do służby. Najlepszy materiał stanowią zatem ochotnicy. Doświadczenia ostatnich walk na Ukrainie pokazują, iż podstawą oporu i determinacji do walki zbrojnej stały się formacje ochotnicze – bataliony obrony terytorialnej. W dalszej kolejności można się zastanawiać nad organizacją systemu szkolenia i programem – ile powinien trwać, w jaki sposób przebiegać, na jakie etapy powinien być podzielony, na jakie elementy powinien być położony szczególny nacisk. Przecież te sprawy już kilkanaście lat temu były dyskutowane, opisano je i zweryfikowano. To wszystko jest - wystarczy sięgnąć do jakie niedawnej jeszcze historii, zweryfikować i zastosować. Ale bez udziału wojsk operacyjnych.

W tej kwestii mamy swoje doświadczenia, wypracowane także w ramach systemu szkolenia Obrona Narodowa.pl. Mamy coś, czego nie ma współczesna armia zawodowa w Polsce. Jednak dowódcy operacyjni wciąż chcą nas wtłaczać w jedyne znane sobie wzorce i próbują organizować obronę terytorialną po operacyjnemu. Nie znają przy tym w żadnym stopniu specyfiki wojsk obrony terytorialnej, chcą budować je na wzorzec radzieckich wojsk wewnętrznych lub rezerwowych wojsk operacyjnych. I twierdzą jeszcze przy tym, że to właśnie Obrona Terytorialna. Ale to już temat na osobny artykuł.

Autorzy: por. rez. Grzegorz Matyasik, kpr. podchor. rez. Stanisław Drosio

Źródło artykułu:Defence24
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (69)