Susza w Polsce. Ekspert prognozuje, co może się stać
Zimowe opady śniegu mogą przynieść korzyść w pozostałej części roku. Będą one miały wpływ na lepszą sytuację hydrologiczną w kraju. Niestety, obfite opady na początku roku nie pozwoliły na spłacenie "długu" pod postacią deficytu wód podziemnych.
Po zimie, która właśnie dobiega końca, sytuacja hydrologiczna w kraju wydaje się być lepsza niż w poprzednich latach. Opady deszczu i śniegu uzupełniły stan wody w rzekach i w glebie, co jest dobrym znakiem. Możemy mieć więc małe powody do zadowolenia, jeśli chodzi o tematykę suszy w Polsce.
- Sytuacja powierzchniowa uległa poprawie. Tereny zalewowe, które przez ostatnie lata były niedostatecznie zalewane, wróciły do swojego naturalnego rytmu - powiedział dr Szklarek w rozmowie z Nauką w Polsce. Ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN w Łodzi jest również twórcą popularnonaukowego bloga "Świat wody".
- W ostatnich latach na przełomie marca i kwietnia, kiedy zaczyna się okres wegetacyjny, już było za sucho, aby rośliny mogły bez problemów wyrosnąć. Teraz, nawet jeśli w najbliższych tygodniach nie będzie padać, rośliny dadzą sobie radę, ponieważ mają zapas wody i wilgoci zgromadzony w glebie – wyjaśnił dr Szklarek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedna jaskółka wiosny nie czyni
Dr Szklarek twierdzi jednak, że mimo obfitego w opady początku roku, nie możemy spać spokojnie. Za kilka miesięcy sytuacja może ulec pogorszeniu. Choć susza nie dotknie nas najpewniej tak szybko, jak w ubiegłych latach, nadal możemy z jej powodu ucierpieć. Ze względu na rosnącą średnią temperaturę, nawet większe opady mogą nie poprawić sytuacji hydrologicznej - więcej ciepła, to więcej wody, która "ucieka" do atmosfery.
Ekohydrolog podkreślił również, że pomimo poprawy warunków wilgotnościowych tej zimy, należy spojrzeć na sytuację w szerszej, wieloletniej perspektywie.
- Deficyt wód podziemnych w Polsce pogłębia się od lat – kilka mokrych miesięcy nie poprawi tej sytuacji. Jeszcze w styczniu Państwowy Instytut Geologiczny wskazywał w raporcie, że miejscami w wodach podziemnych nadal występuje zagrożenie suszą. Obecnie ta sytuacja się nieco poprawiła. Kolejno następujące po sobie mokre miesiące zmniejszają obszar kraju zagrożony suszą hydrogeologiczną – podał badacz.
Dr Szklarek przypomniał, że wody podziemne potrzebują znacznie więcej czasu na odtworzenie niż wody powierzchniowe, ponieważ gleba musiałaby być wilgotna przez dłuższy czas, aby woda przeszła w jej głąb. Poziom wód gruntowych wpływa m.in. na stan rzek – w Polsce są one zasilanego głównie z tego źródła.
Naprawmy błędy z przeszłości
Naukowiec zwrócił uwagę na potrzebę retencji, czyli naturalnego magazynowania wody opadowej w gruncie, co opóźnia jej odpływ z danego terenu. Dr Szklarek uważa, że jednym z wyzwań w tym temacie jest potrzeba większej retencji na terenach rolniczych, które zajmują ponad połowę powierzchni Polski.
- Przez wiele lat administracja zachęcała rolników do zwiększania powierzchni ziemi uprawnej, co skutkowało m.in. zasypywaniem oczek wodnych na polach czy likwidacją strefy roślinności na granicy pól i rzek – są to jednak czynniki sprzyjające zatrzymywaniu wody. Może nadszedł czas na zachęcanie do działań w drugą stronę, aby przywrócić te elementy. One, owszem, zmniejszają nieco areał, ale wszystkie badania naukowe na ten temat wskazują, że dzięki zatrzymywaniu wody, plony będą większe, a skutki susz – mniejsze. Nie wspominając o tym, że nadmiar wody, który regularnie będzie wpływał w głąb ziemi, odtworzy zasoby wód podziemnych. Korzyści są tu niepodważalne i dla wszystkich – podkreślił ekohydrolog.
- Próba zatrzymania zmian klimatu m.in. poprzez ograniczenie emisji dwutlenku węgla to jedna sprawa. Inną jest potrzeba adaptacji do tych zmian m.in. poprzez wspomnianą retencję na terenach rolniczych. Tym bardziej, że patrząc na dane z ostatnich lat widzimy trend, że zimy będą coraz cieplejsze i raczej mokre, a lata – gorące i suche, z chwilowymi, obfitymi opadami – podsumował dr Sebastian Szklarek.