Stary hangar wojskowy zamienili w powierzchnię Marsa. Jedyne takie miejsce w Europie

Stary hangar wojskowy zamienili w powierzchnię Marsa. Jedyne takie miejsce w Europie

Stary hangar wojskowy zamienili w powierzchnię Marsa. Jedyne takie miejsce w Europie
Źródło zdjęć: © Matt Harasymczuk | Matt Harasymczuk
Bolesław Breczko
12.07.2018 12:33, aktualizacja: 13.07.2018 13:23

Na starym lotnisku wojskowym w Pile stoi budynek jedyny w swoim rodzaju. To marsjańska baza na Ziemi. Tutaj "analogowi astronauci" odbywają misje na "innych planetach". To jedyne takie miejsce w Europie.

Projekt nazywa się Lunares, od połączenia łacińskich wyrazów Luna - Księżyc i Ares - Mars. Osoby, które mieszkają w nim podczas dwutygodniowych "misji", nazywają siebie analogowymi astronautami. Próbują maksymalnie odwzorować warunki, w jakich będą musieli żyć i pracować przyszli kolonizatorzy Księżyca i Marsa.

- Tego rodzaju symulacje uwydatniają problemy, jakie mogą przydarzyć się podczas prawdziwej misji - mówi w rozmowie z WP Tech Matt Harasymczuk, uczestnik trzech misji w habitacie Lunares. Habitat to miejsce o specyficznych warunkach środowiska. - Dzięki temu możemy przewidzieć problemy i wypracować standardy działania, które będzie można wykorzystać w przyszłości.

Obraz
© Lunares.space | Anna B. Gregorczyk

Czwartego dnia misji doszło do "tragedii"

Matt jest weteranem misji w habitacie Lunares. Był już oficerem medycznym, zastępcą dowódcy i inżynierem odpowiedzialnym za systemy podtrzymywania życia. Jednak podczas ostatniej wyprawy przydarzyła się "tragedia". W trakcie wyjścia na zewnątrz jego skafander się rozszczelnił. Matt został pierwszą "ofiarą" misji na Marsa.

Obraz
© Lunares.space | Anna B. Gregorczyk

- Oczywiście nie umarłem naprawdę, bo teraz byśmy nie rozmawiali. Nagła sytuacja rodzinna zmusiła mnie do opuszczenia Lunaresa zaledwie po czterech dniach misji. To jednak był dobry moment, aby sprawdzić jak z taką symulowaną śmiercią poradzi sobie reszta załogi. Nagle musieli w piątkę wykonywać zadania zaplanowane dla sześciu osób. Chociaż pracy mieli więcej, to poradzili sobie świetnie. Najbardziej zaskoczył mnie lekarz, który już po 10 minutach zajął się mną i "zutylizował" moje ciało. Było to dość surrealistyczne.

Samo mieszkanie i pracowanie przez dwa tygodnie w zamkniętym pomieszczeniu z pięcioma innymi osobami według Matta nie jest przesadnie uciążliwe. - Jest trochę jak w akademiku - mówi analogowy astronauta. - Tylko że w Lunaresie wszyscy poświęcają się pracy i eksperymentom.

Obraz
© Lunares.space | Monica Alcazar Duarte

Czas ziemski przestaje mieć znaczenie

Co w takim razie było największym zaskoczeniem dla Polaka? Mówi, że szybkość, z jaką przyzwyczaił się do nowego czasu. Członkowie misji nie działają bowiem zgodnie z ziemskim zegarem i dzienno-nocnym rytmem, a zgodnie z tym, który panuje tam, gdzie teoretycznie się znajdują. Dzień na Marsie jest dłuższy o ok. 40 min. od tego liczonego na Ziemi.

- Dosłownie kilka godzin po zamknięciu w habitacie straciłem zainteresowanie ziemskim czasem i datą – mówi Matt. – Było to dla mnie tak samo nieistotne, jak to, która godzina jest teraz np. w Australii.

Jedyny taki projekt w Europie

Habitat Lunares, którego właścicielem jest firma Space Garden, to jedyne takie miejsce w Europie, ale nie jedyne na świecie. Najbardziej znanym jest prawdopodobnie habitat na Hawajach - Hi-SEAS (Hawaii Space Exploration Analog and Simulation). Tam analogowi astronauci pozostają przez okrągły rok. Najdłuższe misje w Lunares trwały zaledwie dwa tygodnie. Jednak organizatorzy polskiej bazy (do których należy też Matt Harasymczuk) nie chcą wcale rywalizować z innymi projektami tego typu.

Obraz
© Lunares.space | Monica Alcazar Duarte

- Chociaż nie mamy problemów finansowych [Lunares sponsoruje anonimowy fundator - przyp. red.], to nie zależy nam, żeby robić to samo co w Hi-SEAS - mówi Matt. - Oni mają dostęp do hektarów wulkanicznej skały imitującej powierzchnię Marsa, my mamy hangar na nieużywanym lotnisku. Jednak to nie oznacza, że nasza praca jest mniej wartościowa. Przed potencjalną misją załogową na Marsa lub Księżyc trzeba przetestować tyle scenariuszy i rozwiązań, że pracy starczy dla dziesięciu habitatów.

Nawet jeśli inni wydadzą miliony, to oni byli pierwsi

- W tym momencie skupiamy się na praktycznych testach życia w takich warunkach - kontynuuje Harasymczuk. - Niedługo będziemy robić też bardziej wymagające eksperymenty. Planujemy postawienie laboratorium, w którym będziemy hodować rośliny przy zwiększonym ciśnieniu (1,3 atm). Z tego co wiem, to będziemy pierwsi na świecie z takim eksperymentem. Poza tym nawet jeśli jakaś agencja kosmiczna postawi własny habitat za miliony dolarów, to my i tak już mamy doświadczenie, a tego nie da się po prostu kupić. Trzeba swoje przepracować.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)