Spędził cztery tygodnie pod wodą. Nurek opowiada nam o pracy w ekstremalnych warunkach

Spawanie i montowanie żelaznych konstrukcji wykonuje się nie tylko na powierzchni ziemi. Te zadania trzeba również wykonywać pod wodą. Profesjonalny nurek, Artur Rosołowski, opowiada WP Tech o ekstremalnych zanurzeniach.

Spędził cztery tygodnie pod wodą. Nurek opowiada nam o pracy w ekstremalnych warunkach
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Grzegorz Burtan

24.08.2018 | aktual.: 26.08.2018 17:51

Swoją przygodę z nurkowaniem rozpoczął pod koniec lat 80. Wtedy nieco trudniej było zostać płetwonurkiem, a dodatkowo Artut miał problem z powodu krzywej przegrody nosowej. Aby móc przejść szkolenie, niezbędny był chirurgiczny zabieg.

Obraz
© Archiwum prywatne

Od przegrody do ustawy

- Początek lat 90. to kolejne kursy płetwonurkowe i moje początki przygody z pracami podwodnymi. W tamtych latach, szczególnie na śródlądziu, nie było dużych różnic między nurkiem a płetwonurkiem. Kto miał sprzęt i potrafił nurkować, często zajmował się drobnymi pracami podwodnymi. Sytuacja diametralnie się zmieniła w 2003 roku z wejściem w życie ustawy o wykonywaniu prac podwodnych. Od tej pory nurek zajmuje się pracami podwodnymi, a płetwonurek rekreacją - podkreśla Rosołowski.

Ustawa wprowadziła też stopnie nurkowe - uprawnienia i wymogi, jakie stawiano kandydatom na poszczególne szczeble. Sporządzono wykazy sprzętu niezbędnego do wykonywania prac podwodnych i wiele, wiele innych wymogów i przepisów. Mniej lub bardziej potrzebnych, jak tłumaczy Rosołowski. On sam od 2002 roku prowadzi klub Uninur w Gliwicach, szkoli także nowych nurków i przeprowadza prace podwodne oraz wysokościowe. W 2012 roku podjął się bodaj jednego z najambitniejszych przedsięwzięć w swojej karierze.

Obraz
© Archiwum prywatne

40 080 minut

- Moje największe wyzwanie w pracy nurka to prawie 28 dni jednorazowo spędzone pod ciśnieniem. Było to nurkowanie saturowane, realizowane z kompleksu nurkowego AF-2 w Bałtyku. Przez ten okres przebywaliśmy w komorze hiperbarycznej dwuprzedziałowej, składającej się z przedziału mieszkalnego o objętości 7,5 metra sześciennego i przedziału transferowego 3,8 metra sześciennego. Dodam, że było nas tam czterech rosłych mężczyzn. Więc jeśli ktoś ma problemy z przebywaniem w ciasnych pomieszczeniach, szczerze odradzam - mówi Rosołowski.

Nieprzypadkowo komora ma dwa przedziały. Przedział transferowy umożliwia przejście pary nurków do dzwonu, którym byli transportowani do pracy. W przedziale transferowym znajduje się również węzeł sanitarny i suszarnia skafandrów - w tym przypadku skafandrów mokrych ogrzewanych wodą. Ciśnienie jakie panowało w komorze odpowiadało głębokości 75 metrów, a prace wykonywane były w granicach 84 metrów.

- Jako czynnika oddechowego używaliśmy helioksu – mieszaniny tlenu z helem. Przy czym helu było w granicach 94 procent - wspomina nurek. - Chyba każdy wie jak brzmi ludzki głos w czasie oddychania helem. My mieliśmy tak przez 28 dni. 28 dni piszczenia. Głos był tak zniekształcony, że ciężko było mam się porozumieć z obsługą - opisuje.

Jak wcześniej wspomniał Rosołowski, w trakcie prac ekipa nurkowała w skafandrach ogrzewanych wodą. Na dużych głębokościach w naszej strefie klimatycznej panują bardzo niesprzyjające warunki. Woda ma zaledwie kilka stopni Celsjusza, a dookoła panuje ciemność. Para nurków zjeżdża do pracy na 8 godzin. Na zewnątrz dzwonu pracuje jeden nurek, drugi jest w tym czasie nurkiem dzwonowym. Po 4 godzinach następuje zmiana.

Obraz
© Archiwum prywatne

- Jest to chyba najbardziej ekstremalna z prac w tym zawodzie. Tak długie przebywanie w kompleksie nurkowym pod tak
dużym ciśnieniem gazów, czy wykonywanie pracy w lodowatej wodzie wymaga od zespołu nurków i obsługi hartu ducha, cierpliwości i wzajemnego zaufania - podkreśla rozmówca.

Nie dla samotnych wilków

Z tak dużym bagażem doświadczeń Artur Rosołowski wie nie tylko, jakie cechy charakteru są niezbędne do pracy, ale które też dyskwalifikują potencjalnego członka załogi.

- Nurkowanie zawodowe to nie stowarzyszenie indywidualistów, tutaj liczy się zespół – nurków, kierowników prac podwodnych, operatorów systemów nurkowych - wylicza Rosołowski. - W czasie tego typu nurkowań nie ma miejsca na błędy. Dodam, że aby wyjść z komory podczas nurkowania saturowanego trzeba przejść trzydniową dekompresję, więc w razie jakiegokolwiek wypadku można liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Oczywiście w skład kompleksu nurkowego wchodzi komora ratunkowa, a na pokładzie statku, czy platformy znajduje się lekarz nurkowy, ale możliwości ratunku są znacznie ograniczone - zaznacza.

Obraz
© Archiwum prywatne

Każda z wymienionych osób pełni ważną rolę na wodzie, podkreśla Rosołowski. Nurkowie i kierownicy prac podwodnych zajmują się nurkowaniami, a operatorzy systemów nurkowych dbają o bezpieczeństwo w komorze i dzwonie nurkowym. Systemy podtrzymywania życia stale filtrują mieszaninę oddechową, aby zapewnić odpowiednią atmosferą. Dzięki specjalnej śluzie w przedziale mieszkalnym dostarczane jest nam jedzenie i potrzebny sprzęt, opisuje.

Dużym problemem są również sytuacje, kiedy jedna osoba stara się pomóc za bardzo.

- Wystarczy nam zagrożeń spowodowanych nadgorliwymi operatorami dźwigów i innych maszyn, którzy współpracują z nami. Takie sytuacje w których operator dźwigu wypuszcza 200 metrów liny na głębokość 80 metrów to nie rzadkość. Tylko jeśli tyle zostało wypuszczone, a jej jeszcze nie ma na 80 metrach, to zapewne gdzieś się zawiesiła i za chwilę wszystko runie na dno - wyjaśnia nurek. - Taki kawał liny może narobić dużo złego. Innym razem w czasie wyciągania statku Białej Floty operator zdecydował się wyciągnąć ponad lustro wody jednostkę, która była wypełniona wodą. Plan był taki aby unieść statek na tyle żeby udało się z niego wypompować wodę. Woda w wodzie nie waży, natomiast w momencie wyciągnięcia nad lustro wody zaczyna ważyć tyle ile zalega jej we wnętrzu. Tym razem zerwał tylko zawiesia. Statek ponownie opadł na dno i całą operację trzeba było powtórzyć - konkluduje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Woda wzywa

To zaledwie skraweczek prac wykonywanych przez nurków, zapewnia mnie Rosołowski. Ogrom prac wykonywany jest również w portach, przy przeglądach, naprawach statków, naprawach nabrzeży, na rzekach czy obiektach hydrotechnicznych – nomen omen temat rzeka, wyjasnia. Dlatego to takze ciężki kawałek chleba, bo wymusza częste wyjazdy po całym kraju. A to oznacza brak czasu dla siebie i bliskich. Jest jednak coś w tym zawodzie, że ludzie pomimo wielu przeciwności chcą pracować pod wodą, mówi mi Rosołowski, który sam jest tego najlepszym przykładem.

- Mógłbym tak jeszcze długo, tylko pewnie nie ma czasu - mówi Rosołowski. Niestety ma rację, bo ja z chęcią również posłuchałbym jeszcze więcej podwodnych opowieści. Mam tylko nadzieję, że będzie jeszcze okazja.

internetnureknurkowanie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)