Snajperzy na dachach i plan rozpisany co do sekundy. Jak zabezpiecza sie wizytę prezydenta USA?
Snajperzy na dachach, tajni agenci, urządzenia zagłuszające sygnał telefonów komórkowych, żołnierze w pełnym rynsztunku gotowi do każdej akcji i plan rozpisany co do sekundy. Tak od strony zabezpieczenia będzie wyglądała wizyta Donalda Trumpa. Podczas wizyty prezydenta USA w obcym kraju nic nie jest pozostawione przypadkowi.
04.07.2017 | aktual.: 05.07.2017 08:49
Na świecie standardem jest, że za bezpieczeństwo głowy państwa podczas zagranicznej wizyty odpowiada gospodarz. - Jednak w przypadku Amerykanów wygląda to inaczej – mówi WP były oficer GROMu, Andrzej Kruczyński z Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego – podczas wizyty Donalda Trumpa w Warszawie polskie służby będą raczej pełnić rolę drugoplanową, a pełną kontrolę będzie miała Secret Service czyli agencja odpowiadająca za bezpieczeństwo prezydenta USA. Agenci Secret Service przejmują cały ciężar ochrony a reszta musi się do nich dostosować.
Amerykanie lubią sami wszystko kontrolować. Mogą pojawić się na miejscu nawet kilkanaście tygodni wcześniej żeby rozpocząć przygotowania. Co nie znaczy, że nie zdarzają im się wpadki. Tak było np. w 2011 roku podczas wizyty w Irlandii Bestia, czyli pancerna limuzyna prezydenta USA, zawisła na wyjeździe z ambasady. – Po tym na pewno w Secret Service poleciały głowy – mówi Andrzej Kruczyński. Nie zmienia to faktu, że jest to prawdopodobnie najlepsza agencja tego typu na świecie z ogromnym doświadczeniem i praktycznie nieograniczonymi środkami. W końcu na bezpieczeństwie przywódcy wolnego świata nie można oszczędzać.
Plan wizyty prezydenta USA jest bardzo dokładnie rozpisany, czasem nawet z dokładnością co do sekund, zwłaszcza podczas publicznych wystąpień. Dokładnie wiadomo w którym momencie wychodzi na scenę, gdzie staje, z kim się wita i ile przemawia. Choć zwłaszcza z tym ostatnim ciężko jest być dokładnym dlatego agenci muszą też umieć improwizować i dostosowywać się do sytuacji. Każde odejście od planu, każda nieprzewidziana akcja jest dla ochrony zawsze dużym wyzwaniem. – Jeśli VIP zachowuje się inaczej niż było to ustalone może dojść do niebezpiecznej sytuacji – mówi WP Andrzej Kruczyński – tak jest np. z wychodzeniem w tłum żeby się przywitać czy zrobić selfie. "Najgorszy" w tej kwestii jest papież Franciszek – żartuje były oficer GROMu – jego chętne witanie się z wiernymi to jedna z najtrudniejszych sytuacji dla ochrony.
W trakcie wizyt ważnych osobistości częstym widokiem są snajperzy na dachach budynków. - Zazwyczaj są oni specjalnie usytuowani tak żeby było ich widać – mówi Andrzej Kruczyński – jest to aspekt psychologiczny, który ma odstraszyć ewentualnych zamachowców. Oprócz tego są też tacy, których nikt nie zauważy nawet jeśli bardzo by się starał. Chociaż snajperów wystawiają służby kraju gospodarza, w tym wypadku prawdopodobnie BOR, to *nie jest niczym niezwykłym, że towarzyszą im agenci Secret Service "tak na wszelki wypadek". *Ewentualność, że to ktoś z ochrony dokona zamachu nie jest już tylko fikcją. W zeszłym roku turecki ochroniarz zastrzelił w Ankarze rosyjskiego ambasadora. Biorąc pod uwagę kontrowersyjność Donalda Trumpa amerykanie chcą ograniczyć takie ryzyko do minimum.
Co się dzieje jeśli dojdzie do ewentualnego ataku lub zagrożenia? - Wtedy akcja zaczyna być prowadzona dwutorowo – wyjaśnia Andrzej Kruczyński. Po pierwsze należy jak najszybciej ewakuować VIP-a. W trakcie planowania wyznacza się specjalne "strefy bezpieczne" do których można się wycofać, może to być sprawdzony i odpowiednio chroniony hotel. W przypadku dużego incydentu, jak np. wybuch improwizowanego ładunku wybuchowego,* docelowym "miejscem bezpiecznym" jest prezydencki samolot Air Force One.* Jest to w końcu jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Jest wyposażony w szereg systemów bezpieczeństwa, a w sytuacjach zagrożenia jest dodatkowo ochraniany przez myśliwce.
Drugim celem podczas ewentualnego ataku jest neutralizacja zagrożenia, czyli zatrzymanie lub zabicie atakujących. To zadanie policjantów, tajnych agentów w cywilnych ubraniach (zarówno BOR jak i SS), snajperów oraz specjalnych grup interwencyjnych złożonych z żołnierzy lub funkcjonariuszy uzbrojonych w długą broń i środki pozwalające do wykonania prawie każdej akcji. Takie grupy interwencyjne mogą znajdować się w śmigłowcach albo bezpośrednio w okolicy VIP-a, w samochodzie za prezydencką limuzyną.
Czy polskie służby dorównują poziomem tym z USA? – Nasze służby wielokrotnie pokazały, że są w stanie zabezpieczyć wizyty ważnych osobistości *– mówi WP Andrzej Kruczyński – było tak chociażby w przypadku wizyt poprzedniego prezydenta USA, papieża czy szczytu NATO. To co jest niewskazane w pracy służb takich jak BOR to częste zmiany personalne. Wyszkolenie dobrego agenta to kwestia lat a nie tygodni – mówi Kruczyński – a do tego potrzebne jest też doświadczenie.* - Mam nadzieje, że w BORze został ktoś ze starej gwardii żeby podzielić się doświadczeniem z młodymi agentami – podsumowuje były oficer GROM.