WAŻNE
TERAZ

Lewandowski zagrał kapitalny mecz. Strzelił 3 gole i został bohaterem

Sat-Okh. Polski Indianin z AK, który... nigdy nie istniał?

Polski Indianin w AK? Mężczyzna, którego matka była Polką, a ojciec - prawdziwym Indianinem? O takich niesamowitych opowieściach mówi się, że to "historia jak z filmu". W przypadku Sat-Okha to powiedzenie może mieć dużo prawdy: jego losy są tak tajemnicze, że niektórzy sugerują, że je po prostu zmyślił. A inspiracją były filmy o Indianach.

Sat-Okh - zdjęcie z okładki książki "Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha” Dariusza Rosiaka
Źródło zdjęć: © Czarne.com
Adam Bednarek

“W akcje to mnie pierwszego zwykle wysyłali” - opowiadał Stanisław Supłatowicz. A właściwie to Sat-Okh, czyli “Długie Pióro”, syn Polki i… Indianina. Z powodu swej odwagi dorobił się w AK pseudonimu “Kozak”, głośno było też o jego okrucieństwie. Zabijał Niemców rzucając w nich nożami - nie dość, że po cichu, to jeszcze z daleka. “Można było z piętnastu metrów zgładzić człowieka” - opisywał ten styl działania Sat-Okh.

Gdy trzeba było wysadzić most, Sat-Okh nurkował, a jego w torbie były ładunki wysmarowane łojem bydlęcym, żeby nie zamokły. Oczy syna Indianina przyzwyczajone były do ciemności, więc nocą bez problemu unikał strażników i podkładał ładunki. Gdy tylko nadjeżdżał pociąg uruchamiał je i po chwili uciekał z miejsca zdarzenia.

“Zawsze jakieś pięćset metrów od mostu miał konia ukrytego – takie rzeczy o Sat-Okhu opowiadał choćby Jan Kłodziński” - czytamy w książce Dariusza Rosiaka, “Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha”.

Skąd tytułowe tajemnice? Bo nie wiadomo, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy zostało zmyślone. Na przykład towarzysze broni Sat-Okha opowiadali, że nauczył ich chodzić do tyłu: żeby ślady zmyliły pościg.

kowboje, Indianie
© WP.PL | Świat na dłoni

Osoby, które kwestionowały pochodzenie i historię Sat-Okha, sugerują jednak, że ta opowieść w życiorysie pojawiła się dopiero po 1954 roku. Po tym, jak Supłatowicz obejrzał “Ostatnią walkę Apacza” z Burtem Lancasterem w roli głównej. Z kolei inną opowiadaną anegdotę - o tym, że został usunięty ze szkoły oficerów politycznych za wrzucenie kucharza do gara z zupą - wziął najprawdopodobniej z “Czterech pancernych i psa”.

Jak to się w ogóle stało, że syn Indianina i Polki trafił do Polski, a następnie brał udział w walkach z Niemcami jako członek Armii Krajowej?

Stanisława Supłatowicz, matka Stanisława, udała się za mężem, Leonem Supłatowiczem, na syberyjskie zesłanie. Choć pojawiła się taka wersja, to matka Sat-Okha nie była skazana za działalność przeciwko carowi - to zarzucano mężu, ona po prostu do niego dołączyła. Jej losy mają wiele luk i nieścisłości, ale według opowieści przez Cieśninę Beringa trafiła do Kanady w 1917 roku. Tam, wycieńczoną, znajdują ją miejscowi Indianie i zaczynają się nią opiekować. Traktowana jest jak swoja, a wodzowi rodzi dzieci. Najmłodszym był właśnie Sat-Okh.

Zrządzenie losu sprawiło, że trafili do Polski. Jeszcze gdy byli za oceanem do obozu Indian przyniesiono rannych białych. Zaatakował ich niedźwiedź, miejscowi zdążyli ich obronić. Okazało się, że* jeden traperów mówił był Polakiem i po polsku przekazał matce Sat-Okha informację o niepodległej Polsce*. Stanisława Supłatowicz chciała odwiedzić ojczyznę, spotkać się z bliskimi. Ojciec jej dzieci wyraził zgodę i polecił, by zabrała ze sobą najmłodszego syna, który miał się czegoś od białych nauczyć.

Sat-Okh z matką nie mieli zostać w Polsce na stałe, ale ich losy pokrzyżowała wojna. Kiedy dokładnie przybyli do kraju? Nie wiadomo. Tak jak i tego, kiedy urodził się Sat-Okh. Miał różne daty urodzenia. I miejsca urodzenia. Na przykład po wojnie, w wojskowych dokumentach, wpisywał: “15 kwietnia 1925, a w rubryce miejsce – Aleksiejewka lub Aleksiejewsk, gubernia irkucka, obwód Kireńsk”. Czy to ziarno prawdy, czy tylko stworzenie bezpiecznej wersji własnej historii - prawda w okrutnych czasach mogła być przecież bardzo niewygodna. Za dużo pytań i wątpliwości.

Wojenne losy Sat-Okha to również wielka niewiadoma. Z dokumentów AK wynika, że na pewno brał udział w akcji “Burza” w 1944 roku. Wcześniejsze wydarzenia do pewnych nie należą.

Szucha 25, gestapo
© Wikimedia Commons CC BY

Stanisław Supłatowicz opowiadał, że w 1941 roku został aresztowany przez gestapo, bo czytał gazetki podziemne. Problemem był też jego niearyjski wygląd.

Owszem, dokumenty potwierdzają, że Sat-Okh znalazł się w radomskim więzieniu. Jednak dokumenty zdradzają inny powód zatrzymania: *zwykłą kradzież. *

Czy brawurowo wyskoczył z pociągu jadącego do Oświęcimia? Nie wiadomo, a wiele osób opowiada różne wersje tej historii zasłyszanej rzekomo od Sat-Okha, a w każdej ucieczka przypomina film akcji. Czy skończył tajne komplety, jak przekonywał? Byłoby o to bardzo trudno, tym bardziej że nie znał zbyt dobrze języka polskiego, co sam zresztą przyznawał. Losy polskiego Indianina w AK są tak tajemnicze i niejasne, że nawet nie wiadomo, czy jego korzenie rzeczywiście sięgają za ocean.

Leszek Michalik, jeden z członków Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, od wielu lat kwestionuje pochodzenie Sat-Okha. W książce Dariusza Rosiaka powołuje się na jednego z Indian żyjących w Niemczech, z którym rozmawiał w latach 70. XX wieku:

“I kiedyś Billy mówi: U was tam jest jakiś rzekomo Indianin. Czytałem jego biografię po niemiecku. Ziemia Słonych Skał rzeczywiście wyszła po niemiecku kilka lat wcześniej. Tam, mówi Billy, nic się nie zgadza. Jacy Szaunisi w Kanadzie? Te niby sąsiednie plemiona też pozmyślane. I, mówi, sprawdzę ci tego Sat-Okha. Napisał do Departamentu do spraw Indian i dostał odpowiedź – pokazywał mi ją zresztą – że nie ma w ich rejestrach takiego Indianina jak Stanisław Supłatowicz czy Sat-Okh, nigdzie nie jest zarejestrowany”

Przywołuje się też jedną z wpadek - w latach 90. w gazecie ukazały się zdjęcia, na których rzekomo widać ojca Sat-Okha. Okazało się, że to klasyczne fotografie wykonane przez Edwarda Curtisa. Sat-Okh tłumaczył się w prosty sposób: “dałem redakcjom zdjęcia Indian, ale nie twierdziłem, że przedstawiają mojego ojca”.

Obraz
© Materiały prasowe

Ale Sat-Okh miał też swoich zwolenników. Czemu Sat prawie nie miał zarostu? Czemu łysiał jak Indianin - czyli liniał w całości, a nie “plackowato”, jak biali? Czemu alkohol źle na niego działał? Genetyki się nie oszuka, wystarczy na niego spojrzeć, żeby zobaczyć Indianina - twierdzą rozmówcy Dariusza Rosiaka, którzy chcą obalić oskarżenia o wielką mistyfikację.

Sat-Okh w Polsce znany jest z książek o Indianach. Nie napisał ich jednak samemu, to ghostwriterzy odpowiadali za ich styl - współpraca z nimi często kończyła się nieporozumieniami i kłótniami. Uważany za jednego z pionierów ruchu indianistów w Polsce, współtwórcę i czołową postać nieformalnego Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, zmarł 3 lipca 2003 roku w Gdańsku. Nawet ci, którzy wątpią w prawdziwość jego losu, zgadzali się z tym, że swoją niedopowiedzianą historią Sat-Okh nie wyrządził nikomu krzywdy. Wręcz przeciwnie - pokolenia zyskały barwne opowieści o Indianach, które napisał jeden z nich.

W swojej książce Dariusz Rosiak zadaje jedno ciekawe, współczesne pytanie:

“Czy los człowieka, który wydaje oszczędności życia na podróż ciężarówką przez Saharę, potem płynie w przepełnionym pontonie przez Morze Śródziemne, wpada do wody i tonie, zostaje wyratowany przez straż przybrzeżną, ląduje we włoskim albo greckim szpitalu, w którym nikogo nie zna, a na koniec odnajduje rodzinę w Niemczech, albo Szwecji, to wymysł czy prawda? Jak będzie brzmiała jego historia za pięćdziesiąt lat? Czy powstanie z niej legenda miejska, czy stanie się typowym opisem doświadczenia tysięcy ludzi, którzy uciekają dziś z Afryki i Bliskiego Wschodu? Czy ich historie są bardziej wiarygodne od życia Sat-Okha, czy mniej?”

Podważający historię Sat-Okha przypominają, że nikt jego opowiadań nie sprawdzał, nie weryfikował. Zresztą nie było jak - nie było internetu, wiedza o Indianach dopiero raczkowała. Ale czy dziś rzeczywiście bylibyśmy mądrzejsi? Wierząc w Muzułmanów, którzy porywają Polki na rynkach miast? O planowanych zamachach w metrze czy galeriach handlowych? W Polaków, którzy biją uchodźców, a dowodem na to są zdjęcia syryjskiej rodziny z 2013 roku? Jak wiele osób kwestionowało tragedię uchodźców tylko dlatego, że posiadali telefony komórkowe. Czy mamy pewność, że współczesne fake-newsy za 50 lat nie staną się prawdą i każdy będzie znał kogoś, kto był świadkiem tych wydarzeń?

Czy rzeczywiście dzisiaj, mając tyle narzędzi do weryfikacji, jesteśmy w stanie łatwo określić, czy coś jest prawdą, czy nie? Może za kilkanaście lat takich Sat-Okhów będzie więcej, a “źródłem wiedzy” o nich będą media społecznościowe? Pozwalające wykreować taką wersję siebie, jaką chce się oglądać.

Wybrane dla Ciebie
Obiecano im pracę w hotelu. Afrykanki zwabione przez Rosję
Obiecano im pracę w hotelu. Afrykanki zwabione przez Rosję
Ukraińcy nie musieli go atakować. Rosyjski Ka-226 rozbił się w Rosji
Ukraińcy nie musieli go atakować. Rosyjski Ka-226 rozbił się w Rosji
Rosja promuje Su-57. Nikt nie chce "najlepszego samolotu świata"
Rosja promuje Su-57. Nikt nie chce "najlepszego samolotu świata"
Rosjanie zrobili to celowo. Zaatakowali konwój humanitarny
Rosjanie zrobili to celowo. Zaatakowali konwój humanitarny
Problemy z rosyjskimi czołgami. Sami Rosjanie narzekają na ich jakość
Problemy z rosyjskimi czołgami. Sami Rosjanie narzekają na ich jakość
Odparowuje wszystko co żywe. Rosjanie zaczęli demontować potężną broń
Odparowuje wszystko co żywe. Rosjanie zaczęli demontować potężną broń
Najstarsze powietrze w historii. Było uwięzione w 6-milionowym lodzie
Najstarsze powietrze w historii. Było uwięzione w 6-milionowym lodzie
Sprawdzono ją w Ukrainie. Polska chce nią zwalczać drony
Sprawdzono ją w Ukrainie. Polska chce nią zwalczać drony
Chiny mają nowy okręt. Rzuca wyzwanie największym mocarstwom
Chiny mają nowy okręt. Rzuca wyzwanie największym mocarstwom
Nie tylko Koreańczycy. Ujawniono, kto jeszcze walczy za Rosję
Nie tylko Koreańczycy. Ujawniono, kto jeszcze walczy za Rosję
Mówią, że są lepsze niż F-35. Będą produkowane w Ukrainie
Mówią, że są lepsze niż F-35. Będą produkowane w Ukrainie
Lotnicze marzenie Ukraińców. Chcą je składać u siebie
Lotnicze marzenie Ukraińców. Chcą je składać u siebie