Salony z grami mogą powrócić dzięki VR. W Polsce już jest kilka takich miejsc, a będzie więcej
Salony z grami to relikt przeszłości? Niekoniecznie. Choć automaty do gier raczej nie powrócą, to do “kafejek” będziemy chodzić dla gogli VR.
Salony z grami błyskawicznie kojarzą się z latami dziewięćdziesiątymi. Były nie tylko jedną z wakacyjnych atrakcji, ale też szansą na to, by zapoznać się z nowymi technologiami. To właśnie na automatach można było zagrać w hity, które później trafiały na konsole czy pecety. W dobie pierwszych komputerów, które nie były potężnymi maszynami, automaty oferowały znacznie lepszą grafikę, a o konsolach często się tylko marzyło, bo były zbyt drogie. Z czasem jednak stały się nieco bardziej przystępne, aż w końcu granie w nowe gry przeniosło się do domów. Salony, podobnie jak kafejki internetowe, przestały być potrzebne. Dziś na automaty można gdzieniegdzie jeszcze trafić, ale są co najwyżej ciekawostką, a nie jedynym źródłem cyfrowej rozrywki.
I kiedy wydawało się, że wszystkie nowinki technologiczne możemy mieć w domach, pod ręką, salony z grami mają szansę odżyć. A to za sprawą wirtualnej rzeczywistości.
Salony gier powracają
HTC - firma, która wraz z Valve stworzyło gogle HTC Vive - w Chinach i na Tajwanie otworzyła już kilka punktów, w których grać można w goglach do wirtualnej rzeczywistości. HTC obiecuje, że podobne miejsca pojawią się w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Salony z grami rozwiązują kilka problemów wirtualnej rzeczywistości. Często zwraca się uwagę na to, że gogle VR są drogie, a jeszcze droższy jest sprzęt, który tę technologię uciągnie. Wprawdzie dzięki PlayStation VR na cenę możemy narzekać mniej, to jednak jest to wydatek - gogle od Sony kosztują około 1700 zł. Kolejne 1300 zł trzeba wydać na konsolę, jeśli jeszcze jej nie macie. Zatem salony gier znowu mają sens, bo jak kiedyś, pozwalają zapoznać się z drogą technologią i korzystać z niej.
Wirtualna rzeczywistość wymaga też miejsca. To kłopot szczególnie dla HTC, bo ich Vive potrzebuje większej przestrzeni niż konkurencyjne rozwiązania. O ile korzystając z Oculus Rift czy PSVR możemy siedzieć, to HTC Vive pokazuje swoją moc dopiero, gdy można chodzić, odwracać się, kucać.
HTC Vive u wielu zostało wykreślone z listy zakupów nie tylko przez cenę, ale również ze względu na brak miejsca. Salony z grami VR tego problemu nie mają, tam można się wyszaleć. Zresztą zobaczcie, jak wyglądają chińskie “kafejki”. Każda gra ma osobne stanowisko, nawiązujące do rozgrywki. Dodawane są specjalne akcesoria pozwalające lepiej wciągnąć się w grę. To też istotne - wirtualna rzeczywistość to nie tylko gogle VR, ale również dodatkowe gadżety, takie jak kamizelki czy bieżnie. W domu z podobnych urządzeń korzystać nie możemy, bo są za drogie i za duże, tymczasem raz na jakiś czas w salonie - czemu nie?
Możemy to porównać do chodzenia do kina. Ludzie wciąż oglądają filmy na wielkim ekranie, mimo że mają telewizję i usługi VOD. Ważniejsze są jednak efekty. W salonach VR te zapewniać mają nie tylko wspomniane wcześniej gadżety, ale i gogle lepszej jakości. Jak StarVR - gogle VR od firmy Starbreeze - których kąt widzenia i rozdzielczość są znacznie większe niż u konkurencji. Właśnie z tego powodu Starbreeze współpracuje z siecią IMAX, która chce stworzyć w kinach specjalne sale, gdzie filmy będzie się oglądać właśnie przy użyciu gogli StarVR. To pozwoli wykorzystać wirtualną rzeczywistość lepiej niż w domu.
Salony gier VR w Polsce
W Polsce mamy już kilka salonów z grami VR. Na specjalnych stanowiskach zagrać można w gry na Samsung Gear, Oculus Rift czy HTC Vive. Sesja na te ostatnie kosztuje najwięcej - za pół godziny zabawy trzeba zapłacić mniej więcej 25-35 zł, w zależności od miasta. Z listy na portalu vrhunters.pl wynika, że salony z grami VR znajdziemy m.in. w Warszawie, Białymstoku, Poznaniu, Wrocławiu oraz Łodzi.
2017 rok może być zatem wielkim renesansem salonów z grami - w nieco innej wersji, ale o bardzo podobnych założeniach. Będziecie chodzić?