Szczęścia i nie­szczęś­cia niemiec­kiego przemysłu zbroje­nio­wego

Rosyjska napaść na Ukrainę to prawdziwe błogosławieństwo dla przemysłu zbroje­nio­wego. Zamówienia zaczęły się sypać jak z rękawa, kursy akcji przedsiębiorstw z branży stale rosną, cały czas pojawiają się informacje o spodziewanych kontraktach długoterminowych albo kontraktach stulecia. Sytuacja nie jest jednak różowa, o czym przekonują się niemieccy potentaci.

Niemiecki Leopard 2 A7V
Niemiecki Leopard 2 A7V
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | CC BY-SA 3.0 DE

17.11.2024 15:09

U naszych zachodnich sąsiadów wszystko jest bardziej skomplikowane ze względów poli­tycz­nych. Przykład Niemiec zarazem obrazuje szerszą sytuację europejskiego przemysłu zbrojeniowego. Weźmy pierwszy z brzegu przykład Rheinmetalla.

Koncern z Düsseldorfu stale rozwija moce produkcyjne. Nowe fabryki powstają na Węgrzech i w Ukrainie, a niedługo dołączą do nich zakłady we Włoszech prowadzone wspólnie z Leo­nardo. Na koniec czerwca bieżącego roku firma mogła pochwalić się portfelem zamówień o wartości 48,6 miliarda euro. Do końca roku wartość zamówień ma osiągnąć 70 miliardów. Wartość akcji wzrosła od początku roku o przeszło 70%, a zarząd koncernu spodziewa się, ze tegoroczne przychody sięgną 10 miliardów euro.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Problemy wewnętrzne…

O znaczeniu Rheinmetalla może świadczyć chociażby przygotowywanie przez rosyjskie służby zamachu na Armina Pappergera, prezesa koncernu. Jak już jednak wielokrotnie pisaliśmy, największym wrogiem niemieckiego przemysłu zbrojeniowego jest nie zagraniczna konku­ren­cja, ani nawet służby wrogich państw, lecz niemiecka klasa polityczna, zwłaszcza lewicowa. Kanclerz Olaf Scholz, zasłaniając się własnymi pacyfistycznymi przekonaniami, nie tylko blokuje na przykład przekazanie Ukrainie pocisków manewrujących Taurus, ale ma także swój udział w wolniejszej niż potrzeba odbudowie zdolności przemysłowych. Z powodu niewys­tar­cza­ją­cych działań na polu obronności Niemcy stały się w ostatnich tygodniach obiektem krytyki ze strony NATO.

Bojowy wóz piechoty Marder.
Bojowy wóz piechoty Marder.© US Army Europe Visual Information Specialist Markus Rauchenberger | Markus Rauchenberger

Trzeba jednak oddać Berlinowi, że nawet jeśli aż nazbyt często działa połowicznie, stara się podchodzić do problemów kompleksowo. Na początku października zapowiedziano powołanie specjalnego funduszu mającego zabezpieczyć dostawy metali ziem rzadkich dla niemieckiego przemysłu. Obecnie aż dwie trzecie tych surowców Niemcy sprowadzają z Chin. Jak jednak zwraca uwagę Matthias Wachter ze Związku Niemieckiego Przemysłu, zależność od Chin w tej dziedzinie jest w ogólnym rozrachunku większa niż była od Rosji w imporcie gazu. Jest sporo do zrobienia. Na początku tego roku okazało się, że większość nitrocelulozy potrzebnej do produkcji amunicji jest sprowadzana właśnie z Chin.

Jest więc sporo do zrobienia. Na szczęście w samych Niemczech odkryto złoża kobaltu, indu i galu. Specjalny fundusz może pomóc w uruchomieniu ich eksploatacji i przetwarzania. Szkopuł w tym, że zarządzany przez publiczny bank KfW fundusz wart jest zaledwie miliard euro. Trudno oczekiwać, aby za tę kwotę przekazywaną firmom w postaci pożyczek i inwestycji kapitałowych udało się rozruszać sektor surowców strategicznych.

Niemiecki kołowy transporter opancerzony Boxer.
Niemiecki kołowy transporter opancerzony Boxer.© Maciej Hypś, Konflikty.pl | MACIEJ_HYPS

Jako się jednak rzekło, największym zagrożeniem dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego są niemieccy politycy, zwłaszcza lewicowi. Martin Schirdewan, przewodniczący Die Linke, zaproponował nacjonalizację branży i poddanie jej ścisłej kontroli parlamentu.

– Czerpanie prywatnych zysków ze zbrojeń jest nie tylko moralnie wątpliwe – mówił w rozmowie z dziennikiem Rheinische Post Schirdewan, wciąż szef Partii Lewicy. – Tworzy również podmioty, które nie mogą być zainteresowane rozbrojeniem i kontrolą zbrojeń. A im większy staje się ten sektor, na przykład ze względu na rosnący budżet Bundeswehry, tym większa jest jego niezależność polityczna i wpływ na politykę zagraniczną i bezpieczeństwa.

Schirdewan krytykuje także liczący 100 miliardów euro Sondervermögen, specjalny fundusz na reanimację Bundeswehry. Jego zdaniem to ogromny pakiet stymulujący dla przemysłu zbrojeniowego, pieniądze, które lepiej byłoby wydać na pogramy socjalne, edukację, służbę zdrowia czy transformację ekologiczną. Zupełnie pomija fakt, że duża część Sondervermögen trafi do amerykańskich koncernów w związku z kupnem samolotów bojowych F-35A i śmigłowców transportowych CH-47F.

Eurocopter Tiger niemieckich wojsk lądowych.
Eurocopter Tiger niemieckich wojsk lądowych.© Jim.van.de.Burgt | C.J. van de Burgt

Zdaniem polityka lewicy po nacjonalizacji przemysł zbrojeniowy powinien produkować wyłącznie "uzbrojenie obronne", pozwalające na zachowanie zdolności do obrony Niemiec. Schirdewan nie precyzuje jednak, co by to miało oznaczać, a zarazem zapomina, że Bundeswehra jest niezdolna do wypełniania swojego podstawowego obowiązku, jakim jest obrona kraju.

Przykład Japonii pokazuje, że definicja "uzbrojenia obronnego" może być bardzo uznaniowa. Przez dekady bombowce i pociski manewrujące uznawano za uzbrojenie ofensywne, ale okręty podwodne i wojska powietrznodesantowe już nie. Oczywiście znacjonalizowany przemysł zbrojeniowy nie mógłby nawet rozwijać systemów ofensywnych. Niemcy już raz w swojej historii przerabiały taki zakaz, skończyło się na przeniesieniu ośrodków badawczo-roz­wo­jo­wych za granicę, w tym do Rosji.

A skoro o Rosji mowa. Jeżeli dla części Szanownych Czytelników postulaty Schirdewana brzmią jak spełnienie marzeń Kremla, to nie powinno budzić to zdziwienia. Die Linke powstała z mariażu różnych zachodnioniemieckich grup lewicowych, dobrze spenetrowanych przez radzieckie służby, z pozostałościami wschod­nio­nie­miec­kiej SED.

Na koniec pytanie: czy postulat nacjonalizacji przemysłu zbrojeniowego ma umocowanie prawne? Według Schirdewana – tak. Polityk powołuje się na artykuł 14 niemieckiej konstytucji, pozwalający na wywłaszczenie dla dobra ogółu.

…i zewnętrzne

Problemy, z jakimi boryka się niemiecki przemysł zbrojeniowy, nie mają tylko charakteru wewnętrznego, lecz są częścią szerszego problemu europejskiej branży zbrojeniowej. Björn Müller, jeden z czołowych niemieckich dziennikarzy zajmujących się kwestiami militarnymi, wyróżnił pięć głównych problemów wewnątrz Unii Europejskiej. Pomimo trwającej już ponad dwa i pół roku wojny rosyjsko-ukraińskiej państwa Starego Kontynentu są niezdolne wypra­co­wać wspólną strategię dla przemysłu zbrojeniowego. Co gorsza, europejskie firmy cały czas produkują głównie na eksport.

Kolejne dwa problemy to rozdrobnienie i brak standardów. Jedynym przykładem współpracy w skali europejskiej jest Airbus. Mający być jego lądowym odpowiednikiem KNDS boryka się z ciągłymi francusko-niemieckimi tarciami. Poza tym dominują narodowe firmy, grupy i konsorcja działające w myśl zasady "każdy sobie rzepkę skrobie". Innym ciosem był Brexit i wyjście brytyjskich firm ze wspólnego rynku. Müller zastanawia się dlaczego znane ze swoich regulacyjnych zapędów instytucje unijne do tej pory nie są w stanie wypracować wspólnych standardów w dziedzinie wojskowej.

Ostatni problem to podział na linii wschód–zachód. Müller zwraca uwagę, że państwa wschod­niej flanki NATO, takie jak Polska, Czechy i Rumunia, też mają przemysły zbrojeniowe, które chcą modernizować i rozwijać. Tymczasem nawet w unijnych projektach w ramach EDA firmy z tych państw spychane są na bardzo daleki plan. Nawet jeżeli polskie ambicje są przesadzone, to niemiecki brak konsekwencji prowadzi do zgarniania intratnych kontraktów przez Koreańczyków i Amerykanów. Te przywary niemieckich i francuskich decydentów dotyczą nie tylko Polski i innych państw naszego regionu. Podobne były przyczyny zerwania rozmów między Leonardo a KNDS.

Radar Hensoldt TRML-4D będący częścią systemu przeciw­lot­ni­cze
Radar Hensoldt TRML-4D będący częścią systemu przeciw­lot­ni­cze© Konflikty.pl | MACIEJ_HYPS

Wnioski, do jakich dochodzi Müller, niewiele różnią się od tych przedstawionych przez Action Group Zeitenwende, projekt zainicjowany przez Niemiecką Radę Polityki Zagranicznej (DGAP) i Kiloński Instytut Światowej Gospodarki – w interesie Berlina jest budowa bardziej partnerskich relacji z państwami Europy Środkowej.

Nie tak całkiem źle

Wiele problemów wizerunkowych Niemiec wynika nie tyle z zaniechań i "samoodstraszania", lecz z fatalnej polityki PR‑owej. Całkiem sporo dzieje się z dala od błysku fleszy. Ciekawym przykładem jest Battle Tank Dismantling GmbH Koch z turyngijskiej Rockensußry. Przez lata firma specjalizowała się w złomowaniu wycofanych ze służby wozów bojowych Bundeswehry. Leopardy 1, Mardery, Gepardy przybywały do Rockensußry, aby dokonać żywota.

Teraz na scenę wchodzą wszędobylskie satelity. Dostarczone przez nie zdjęcia pokazują, że od roku 2022 zakłady Battle Tank Dismantling GmbH Koch zostały rozbudowane, na ich terenie pojawiła się nowa hala. Co jeszcze bardziej istotne, nie widać intensywniejszego złomowania starych wozów. Wręcz przeciwnie, najprawdopodobniej Rockensußra przestawiła się na remontowanie wozów bojowych przeznaczonych dla Ukrainy. Konto OSINT‑owe Just BeCause doliczyło się na terenie zakładów ponad setki Gepardów, przeszło 130 Marderów i ponad 90 Leo­par­dów 1. Czyżby więc, niemiecki przemysł wreszcie, bardzo, niezmiernie wręcz powoli, przestawiał się na tryb wojenny?

Źródło artykułu:konflikty.pl
Zobacz także
Komentarze (3)