Chiny eksperymentują (ponownie) z ciężką artylerią
Jednym z najlepiej widocznych rezultatów wojny rosyjsko-ukraińskiej jest renesans artylerii. Siły zbrojne jak świat długi i szeroki ponownie zwróciły uwagę na "królową pól bitewnych". Wbrew pokojowej retoryce Chiny nie popełniły tego samego błędu co Zachód i przez ostatnie trzy dekady stale inwestowały w rozwój artylerii, tak lufowej, jak i rakietowej. Ale najwyraźniej w wyniku doświadczeń z Ukrainy ktoś w Pekinie zaczął zastanawiać się nad działami kalibru większego niż 155 milimetrów.
20.06.2023 13:16
W marcu tego roku chińska agencja zamówień wojskowych opublikowała na swojej stronie komunikat w sprawie przyznania kontraktu na testy działa kalibru 203 milimetry. Komunikat usunięto w następnym miesiącu, jednak w Internecie nic nie ginie. Informacje są bardzo ogólnikowe, aczkolwiek wyłania się z nich interesujący obraz. Próby mają dotyczyć pocisków o masie 85 kilogramów poruszających się z prędkością 920 metrów na sekundę. Testy mają objąć również zdolności penetracji, a chociaż nie podano jakich celów, można spekulować, że chodzi o cele umocnione.
Jeszcze ciekawsze są gestor i zwycięzca przetargu. Piszący dla serwisu Defense One Ma Xiu i Peter W. Singer zadali sobie trud i sprawdzili cały łańcuszek powiązań. Kontrolę nad projektem sprawuje oczywiście Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza, jednak nie wojska lądowe, jak należałoby się spodziewać, lecz powołane 31 grudnia 2015 roku Siły Wsparcia Strategicznego. Wbrew pozorom nie jest to takie dziwne. Wprawdzie SWS odpowiadają za działania w nowych domenach, czyli cyberprzestrzeni, kosmosie i spektrum elektromagnetycznym, jednak z racji swojej "futurystyczności" nadzorują wiele ośrodków badawczych i perspektywicznych projektów, z rozwojem broni hipersonicznej na czele.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontrakt na próby artylerii kalibru 203 milimetry przyznano Nankińskiemu Uniwersytetowi Nauki i Techniki. Tu także nie ma zaskoczenia. Uczelnia zaczynała funkcjonowanie we wczesnych latach 50. jako wydział inżynierii artylerii instytutu inżynierii wojskowej ChALW. Mimo kolejnych zmian nazwy i przejścia pod zwierzchnictwo ministerstwa przemysłu i technologii informatycznych związki z wojskiem i artylerią w szczególności pozostały silne, wydział inżynierii artylerii funkcjonuje nadal i projektuje nowe systemy. Właśnie w Nankinie powstała kołowa haubica kalibru 155 milimetrów PCL-181, której eksportowa wersja SH15 oferowana jest w brazylijskim programie VBCOAP.
Naprawdę interesująco robi się dopiero przy instytucji koordynującej cały projekt. Nie jest ona wymieniana wprost, jednak dane teleadresowe wskazują na Północno-zachodni Instytut Techniki Jądrowej z Xi’anu, znany też pod kryptonimem: jednostka 63672. Ma i Singer wskazują, że instytut jest jedną z dwóch znanych jednostek podległych SWS zlokalizowanych w wymienionej w kontrakcie dzielnicy Lintong. Na instytucję wskazuje też podany numer telefonu kontaktowego (029-84767993), co odpowiada znanym numerom telefonicznym jednostek Północno-zachodniego Instytutu Techniki Jądrowej, które mają format 029-84767XXX.
Czyżby wskazywało to, że wzorem Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego okresu zimnej wojny Chiny zdecydowały się na opracowanie artyleryjskiej amunicji jądrowej? Niekoniecznie. Jednostka 63672 oprócz badań nuklearnych zajmuje się szeroką gamą innych projektów, w tym laserów, elektroniki i nowych materiałów. Przegląd patentów zgłaszanych przez instytut wykazał także istnienie co najmniej jednego zespołu zajmującego się artylerią.
Dlaczego 203 milimetry?
Początkowo ChALW przyjęła radzieckie kalibry, jednak wraz z pogorszeniem się relacji z Moskwą oraz następującym później zbliżeniem ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami przestawiono się na zachodnie kalibry. W artylerii oznaczało to przejście ze 152 milimetrów na 155 milimetrów. Co ciekawe, zachowano kaliber 122 milimetry. Było to rezultatem tych samych czynników, które zapewniły ciągłą karierę czołgom lekkim. Działa ciągnione i samobieżne kalibru 155 milimetrów są często zbyt duże i ciężkie, aby swobodnie operować nimi w trudnym terenie, jakiego w Chinach nie brakuje.
Kaliber 105 milimetrów najwyraźniej uznano za zbyt mały dla artylerii wsparcia. Pojawienie się "strzelających ciężarówek" kalibru 155 milimetrów zmieniło sytuację, jednak stare przyzwyczajenia umierają długo, na wymianę sprzętu potrzeba czasu, a kaliber 122 milimetry jest najwyraźniej uznanwany za cały czas przydatny i skuteczny.
Co ciekawe, w Chinach nie przyjęły się cięższe kalibry. Nie jest to jednak aż tak dziwne. Po zakończeniu zimnej wojny generalnie zaczęto odchodzić od kalibrów większych niż 152/155 milimetrów. Z tego trendu wyłamała się Rosja, modernizująca działa samobieżne Pion kalibru 203 milimetrów do standardu 2S7M Małka, i kilku sojuszników USA, którzy zachowali działa samobieżne M110 tego samego kalibru. W Azji Wschodniej w tym gronie znalazły się Tajwan i Japonia.
Przyczyny odchodzenia od ciężkiej artylerii były różne. Pierwotnie jednym z jej ważniejszych zadań było prowadzenie ognia kontrbateryjnego spoza zasięgu artylerii wroga. Wraz z pojawieniem się pocisków wspomaganych rakietowo, postępami w rozwoju ładunków miotających i wydłużaniem luf dział kalibru 155 milimetrów ten atut jednak zniknął. Spójrzmy na osiągi przy strzelaniu pociskami wspomaganymi silnikiem rakietowym. Z taką amunicją 2S7M ma donośność 47 kilometrów, M110 – 30 kilometrów, PzH2000 – 67 kilometrów, a K9 – 54 kilometrów. Amunicja kalibru 155 milimetrów jest ponadto tańsza, a eliminacja innych kalibrów ułatwia logistykę. Do tego doliczyć trzeba niższą szybkostrzelność.
Niewątpliwym atutem kalibru 203 milimetry pozostała natomiast masa pocisku wynosząca blisko 100 kilogramów, dwa razy więcej niż w przypadku amunicji kalibru 155 milimetrów. Zaleta ta ujawniła się w trakcie wojny rosyjsko-ukraińskiej, szczególnie podczas walk w terenie miejskim i szturmowania umocnionych pozycji. Cięższy pocisk daje większe szanse szybszego wyeliminowania umocnień czy budynków i kryjących się w nich żołnierzy przeciwnika. Z tego powodu obie strony stosują różne wersje 2S7, a Rosjanie wyciągnęli nawet z magazynów moździerze samobieżne 2S4 Tiulpan kalibru 240 milimetrów, które notabene nigdy nie zostały całkowicie wycofane ze służby.
Czyżby więc dowództwo ChALW, stojąc w obliczu ewentualnych walk miejskich na Tajwanie, postanowiło zapewnić oddziałom młot torujący drogę poprzez budynki i umocnienia? Byłoby to najbardziej logiczne wyjaśnienie. Ma i Singer ostrzegają jednak przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków. Nawet jeśli próby działa kalibru 203 milimetrów zakończą się pomyślnie, nie oznacza to, że zostanie ono przyjęte na uzbrojenie. Chińskie wojsko nie pierwszy raz bowiem eksperymentuje z taką bronią.
Pierwsze podejście
W latach 80. Chiny szukały sposobu na zniwelowanie radzieckiej przewagi w artylerii. W tym celu Pekin wynajął genialnego kanadyjskiego konstruktora Geralda Bulla. Bull jest znany przede wszystkim z projektów superdział, jednak wymierny efekt jego prac to bardziej praktyczne armaty, wystarczy wspomnieć opracowaną w latach 70. dla RPA ciągnioną haubicę GC-45 kalibru 155 milimetrów. W Chinach Bull współpracował z Norinco, czego efektem była haubica ciągniona kalibru 155 milimetrów PLL-01. Haubica pozostaje w uzbrojeniu do dziś i posłużyła do opracowania haubic samobieżnych PLZ-45 i PLZ-05.
Chińczycy byli do tego stopnia zadowoleni ze współpracy, że zatrudnili Bulla do opracowania działa samobieżnego kalibru 203 milimetrów, oznaczonego W-90. Łatwo dopatrzyć się tutaj odpowiedzi na 2S7. Prace przerwała tajemnicza śmierć Bulla w roku 1990, być może z rąk izraelskich służb, chociaż lista jego wrogów była niezwykle długa. Chińczycy usiłowali samodzielnie kontynuować prace, jednak projekt w końcu porzucono. Przyczyny tej decyzji pozostają niejasne. Być może napotkano problemy techniczne, których nie udało się rozwiązać, albo ChALW zwyczajnie straciła zainteresowanie takim systemem. Norinco usiłowało pozyskać klientów eksportowych, jednak bezskutecznie.
Autor: Paweł Behrendt