Rzeczy, które robiliśmy w latach dziewięćdziesiątych. Nagrywanie na kasety, Tamagotchi, granie na automatach
19.10.2016 | aktual.: 21.12.2016 11:22
W latach dziewięćdziesiątych takie zachowanie było powszechne, dziś - to już tylko wspomnienie. Wy też tak robiliście? Sprawdźcie nasze zestawienie.
W latach dziewięćdziesiątych takie zachowanie było powszechne, dziś - to już tylko wspomnienie. Kafejki internetowe, telegazeta, budki telefoniczne były naszą codziennością. Pamiętacie to? Sprawdźcie nasze zestawienie.
Opiekowaliśmy się wirtualnym zwierzakiem
Możemy się spierać, czy idea stojąca za Tamagotchi umarła - w końcu podobnie działają facebookowe gry czy nawet ostatni mobilny hit, Pokemon Go. Nie da się jednak ukryć, że Tamagotchi były wyjątkowe. Wirtualne zwierzątka zamknięte w niewielkim pudełeczku z wyświetlaczem. Należało je karmić, zapewniać rozrywkę, spędzać z nimi czas. Do tych malutkich kwadracików, które składały się na kurczaka czy inne zwierzątko, łatwo było się przyzwyczaić. Pamiętam, jak mój wirtualny pupil zginął śmiercią tragiczną - Tamagotchi spadł ze stołu.
Czytało się telegazetę
Znam osobę, dla której telegazeta wciąż jest cennym źródłem informacji, ale to wyjątek. Telegazeta, czyli internet lat dziewięćdziesiątych, niby wciąż istnieje, ale większość do niej nie zagląda.
Wywoływało się zdjęcia
Cyk, zdjęcie zrobione i od razu gotowe do oglądania? Nie, kiedyś tak łatwo nie było. Należało zapełnić całą kliszę, następnie oddać ją do wywołania. Czekało się, a dopiero po odbiorze mogliśmy podziwiać zdjęcia. Cóż, trzeba przyznać, że to wyczekiwanie miało swój urok, ale chyba nikt nie chciałby do tego powrócić.
Dzwoniło się z budki telefonicznej
Komórki powszechne stały się dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, a nie każdy miał w domu telefon stacjonarny. Jeśli się dzwoniło, to z budek telefonicznych. Dziś takie jeszcze znajdziemy, ale to ostatnia szansa - w 2017 wszystkie mają być zdemontowane.
Nie dzwoniło się wieczorem
Technologiczny savoir vivre był wówczas inny. Raczej nie wypadało dzwonić do kogoś późnym wieczorem, szczególnie po 22. Przeszkadzać komuś w oglądaniu filmu, serialu czy meczu? Też raczej nie przeszło. Dzisiaj w dobie Facebooka zwykle się tym nie przejmujemy, ba, takie wydarzenia jak sportowe imprezy czy premiery odcinków komentuje się wspólnie w mediach społecznościowych.
Wysyłało się listy
Owszem, tradycyjne przesyłki jeszcze nie wyginęły - nadal listonosze przynoszą rachunki, pisma, dokumenty czy kartki świąteczne. Nie da się jednak ukryć, że pisanie listów nie jest tak powszechne jak w latach dziewięćdziesiątych. Mamy internet i telefony, więc rzadziej sięgamy po papier.
Grało na automatach
Kolejny relikt przeszłości. Kojarzą się z wakacjami, ale też szansą na to, by zobaczyć pierwsze gry na nowej konsoli - PSX. Nie wszyscy mogli pozwolić sobie na jej zakup, więc automaty do gier przychodziły z pomocą. Dzisiaj automaty również znajdziemy, jednak to ciekawostka, a nie podstawowe źródło rozrywki.
Chodziło się do kafejek internetowych
Internet nie był powszechny, więc korzystało się z kafejek internetowych. Wchodziło się na czaty - te wbrew pozorom przetrwały, ale lata świetności mają dawno za sobą - albo organizowało turnieje w grach. Dziś kafejki internetowe też istnieją, jednak służą jako ostatnia deska ratunku, a nie jedyna szansa, żeby zajrzeć do sieci. No i pełnią też inne funkcje - często to po prostu punkty ksero z dodatkowymi komputerami z dostępem do internetu.
Słuchało rosyjskiego dubbingu
To niezbyt chlubne wspomnienie, ale widok straganów, rynków czy stadionów pełnych handlarzy pirackimi materiałami kojarzy się z latami dziewięćdziesiątymi. Niedawno Cezary Pazura przyznawał, że pirackie kopie VHS filmu "Nic śmiesznego" spowodowały, że ten zyskał tak dużą popularność. W przypadku gier pirackie wydania były specyficzne, bo zawierały amatorski dubbing - nagrywany często przez Rosjan, którzy trochę po polsku, trochę po rosyjsku podkładali głos pod postaci.
Nagrywało się na kasety
Filmy, uroczystości rodzinne, seriale, programy na VHS, ale i audycje radiowe czy utwory piosenek utrwalało sie na kasetach magnetowidowych. W końcu premiera rzecz święta i jeśli chciało się czegoś posłuchać ponownie, to należało to nagrać. Nie mówiąc już o tym, że takie kasety po prostu się kupowało - co zresztą może się okazać niezłą inwestycją, bo ceny niektórych wydań rosną. Dzisiaj aż takiej potrzeby uwieczniania nie ma. Bo i po co, skoro wszystko jest w internecie i można bardzo szybko do tego powrócić?