Robią wirtualnego asystenta skrojonego pod polskie domy
Rzucają wyzwanie najbogatszym firmom na świecie. Kilkuosobowa firma z Polski chce jako pierwsza wypuścić na polski rynek wirtualnego asystenta głosowego. Nie udało się to do tej pory ani Google'owi, ani Amazonowi. Twórcy przekonują mnie że nie są tylko "kolejnym studenckim start-upem".
Przyszłość domów to wirtualni asystenci. Wskazują na to zarówno technologiczne trendy, jak i działania gigantów "wielkiej piątki" - Google'a, Amazona Apple'a, Microsoftu i Facebooka. Oprócz firmy Zuckerberga, każda z tych firm ma już swojego asystenta. Ale żaden z nich nie mówi po polsku. Mówi się, że najbliżej zaoferowania Polakom takiej usługi jest Google, może nawet jeszcze w tym roku.
Plotki pozostają jednak plotkami, a w wyścigu wielką piątką postanowiło wyprzedzić trzech Polaków z firmy KOGIFI. Budują w pełni rodzimego, polskiego wirtualnego asystenta. Pomysł na odległą przyszłość? Nie - twierdzą, że ich produkt znajdzie się na sklepowych półkach jeszcze przed tegorocznym Bożym Narodzeniem.
Bolesław Breczko, WP Tech: Wirtualnych asystentów budują giganci. Google, Amazon, Microsoft. Serio uważacie, że kilkuosobowa firma z Polski może się z nimi mierzyć?
Jakub Koba, Kogifi: Często słyszymy to pytanie, więc pozwól, że ci wytłumaczę. Gdybyśmy chcieli budować platformę od zera, czyli budować silnik, własne bazy danych, sieci neuronowe itd., to rzeczywiście byłoby to gigantyczne zadanie. My tego nie robimy, bo nie ma takiej potrzeby. W tym momencie na rynku dostępne są usługi, z których - przy odpowiedniej wiedzy - można złożyć własnego wirtualnego asystenta. Nie trzeba wcale od nowa wymyślać koła.
Założyciele Kogifi. Jakub Koba (z lewej), Maciej Ossowski (z prawej)
Czyli jak też mogę założyć firmę i szybko zrobić taki produkt?
Maciej Ossowski, Kogifi: To nie jest też aż tak łatwe. My nie kupujemy gotowego asystenta. Budujemy go z dostępnych usług i programujemy zgodnie z naszymi założeniami.
Jak to działa?
JK: Możemy to prześledzić wyobrażając sobie interakcję z asystentem. Najpierw użytkownik coś do niego mówi, więc asystent musi go usłyszeć. Czyli przetworzyć dźwięki na poszczególne słowa i je zapisać. Następnie musi z tych słów wyłapać sens wypowiedzi, tak żeby zrozumieć czego chce od niego użytkownik. Ten proces nazywa się przetwarzaniem języka naturalnego i np. tę usługę kupujemy do jednej z firm z wielkiej piątki. Następnie asystent musi użytkownikowi odpowiedzieć, to zadanie dla syntezatora mowy, które nie są niczym nowym.
*Na razie brzmi to jak szprzęt do odpowiadania na proste pytania o godzinę czy pogodę. *
MC: Masz rację. Dlatego naszym zamysłem nie jest zbudowanie robota do konwersacji, a takiego pomocnika, który odciąży użytkowników w codziennych obowiązkach. Już w tym momencie rozmawiamy z zewnętrznymi partnerami takimi jak sieci sklepów, dostawców jedzenia, kina, agencje taksówkarskie i z innymi usługodawcami, z którymi nasz asystent będzie współpracował. Chcemy, aby mógł on zrobić za nas zakupy, kupić bilet czy zamówić wizytę u lekarza – nad tym też już pracujemy.
I chcecie tego dokonać w Polsce? W Stanach Zjednoczonych, gdzie na początku byli rozwijani asystenci wielkiej piątki, była już masa usług dostępnych online. W Polsce będziecie musieli praktycznie tworzyć nowy rynek od zera.
MC: Rzeczywiście, chociaż rynek e-commerce w Polsce stale rośnie, to jest nadal mały. Firmy zdają sobie jednak sprawę, że w najbliższej przyszłości oferowanie swoich usług w internecie będzie dla nich koniecznością. My przychodzimy im z pomocą. Dajemy gotową platformę, do której mogą dołączyć. Poza tym nie jest u nas tak źle z tymi usługami internetowymi. Działka zamówień jedzenia online jest rozwinięta bardzo mocno. Myślę, że inne branże równie chętnie wejdą do świata sprzedaży elektronicznej. To także szansa dla sklepów, które nie będą mogły sprzedawać w niedzielę. Przez internet nadal będą mogły to robić. Jeśli połączymy to z systemem natychmiastowej dostawy, to "wolne niedziele" nie będą powodowały straty zysków.
Wygląda na to, że chcecie stworzyć ogólnopolską platformę e-commerce dla wielu branż. To brzmi jak zbyt wysoko postawione cele, które łatwo przestrzelić
JK: Nie ogólnopolską tylko ogólnośrodkowoeuropejską, jeśli można tak w ogóle powiedzieć. Kraje naszego rejonu są pomijane przy rozwijaniu akurat tej technologii. Widzimy w tym swoją szansę. Po Polsce naszego asystenta chcemy wprowadzić do Czech, na Słowację, Ukrainę, Węgry, Rosję, Białoruś. A co do doświadczenia i skali wyzwania, to mamy za sobą choćby stworzenie ogólnoświatowej automatycznej platformy marketingu marketingu w internecie – Coders Center. Największe globalne firmy chciały korzystać z naszych usług. Tamtą firmę z powodzeniem sprzedaliśmy. Teraz jesteśmy gotowi na kolejne wyzwania i chcemy skorzystać z naszego doświadczenia budując własny produkt.
Ok, czyli macie doświadczenie. A jak u was z dbaniem o bezpieczeństwo? Wirtualni asystenci to prawdziwa kopalnia prywatnych informacji o użytkownikach. Po aferze z Facebookiem to temat bardziej gorący niż kiedykolwiek w historii.
JK: Po pierwsze nie będziemy przechowywać prywatnych danych w chmurze. W ten sposób nawet jeśli doszłoby do włamania do naszych systemów, to hakerzy nie dostaną danych użytkowników. Tych po prostu tam nie będzie. Po drugie każdy będzie mógł zdecydować ile danych chce udostępnić asystentowi. Takie rozwiązanie zmniejszy też ryzyko ataku. Potencjalny haker musiałby atakować każde urządzenie osobno, aby wyciągnąć informacji. To nie będzie się po prostu opłacało.
Ale nie znaczy to chyba, że wasz asystent będzie działał bez podłączenia do internetu?
MC: Oczywiście, że nie. Nie ma takiej możliwości. Asystent musi łączyć się z siecią partnerów czy z siecią neuronową, która będzie przetwarzać komendy i polecenia. Tych jednak nie będziemy zapisywać na stałe. Będą one tylko wykorzystywane do rozwoju asystenta.
A jak ten rozwój będzie wyglądał. Podobno wirtualni asystenci potrafią nauczyć się przyzwyczajeń użytkownika. Wasz też będzie to potrafił?
MC: Tak, z czasem będzie rozumiał swojego właściciela coraz lepiej. Gdy już pozna gusta i zainteresowania użytkownika, to wystarczy będzie mu powiedzieć "jestem głodny", aby zamówił nasze ulubione danie, albo powiedzieć "nudzę się", aby zarezerwował nam bilet do kina na preferowany film.
*Brzmi to zarazem świetnie i przerażająco. *
JK: Jeśli opowiedzielibyśmy komuś sprzed 20-30 lat dzisiejsze możliwości smartfonów i internetu, to też by się to mu wydawało przerażające. Dla nas to codzienność i do asystentów też się przyzwyczaimy.
W jakiej formie wypuścicie asystenta? Skoro chcecie udostępnić go jeszcze w tym roku, to obstawiam, że będzie to przede wszystkim aplikacja na smartfony.
MC: Nie. Będzie to głośnik. Forma, która na świecie jest już ogólnie przyjęta. Asystent na smartfonach byłby używany głównie przed młodych ludzi i entuzjastów technologii. My chcemy trafić do przysłowiowego Kowalskiego, a także do ludzi starszych, wykluczonych cyfrowo. Oni lubią mieć fizyczny produkt. Zwłaszcza jeśli będzie to głos, który do nich mówi.
Czy już macie te głośniki?
MC: Pracujemy nad drugim prototypem
*Jak długo pracujecie już nad asystentem? *
JK: Myśleliśmy długo, ale w pełni zaczęliśmy się tym zajmować od początku roku.
I do końca roku chcecie wypuścić pełnoprawny produkt?
JK: Tak. Są duże szanse, że nam się uda. Rozmawiamy z dużym producentem elektroniki, którego nazwy nie mogę teraz zdradzić. Jednak sam głośnik nie jest dla nas najważniejszy. Najważniejszy jest sam asystent. Musi działać idealnie.
Pytanie na koniec. Jeśli chcecie zawojować polski rynek, to produkt musi być tani. Ile będzie kosztował wasz wirtualny asystent?
JK: Jeszcze nie mamy ceny, ale będzie to kilkaset złotych. Może nawet będziemy go dodawać do abonamentu telefonicznego. Rozmawiamy już o tym z jednym operatorem. Na pewno będziemy chcieli żeby sam głośnik był jak najtańszy. Zarabiać będziemy przede wszystkim na dostawcach usług, a nie klientach.