Punk-rock, "Space Invaders" i sekwencje DNA. Rozmawiam z Dexterem Hollandem z The Offspring
Słynny The Offspring był gwiazdą białoruskiego WG Fest - Dnia Czołgisty. Zostałem tam zaproszony, żeby obejrzeć z bliska niesamowity festiwal dla 260 tysięcy osób. W ostatniej chwili dowiedziałem się, że tuż przed startem imprezy pogadam z wokalistą kapeli.
Nie będę robił z siebie starego punkowca. Nie muszę. The Offspring nie był przecież niszową kapelą dla znawców gatunku tylko supergwiazdą świata rocka. A wydana w 1999 r. "Americana" była płytą mojego pokolenia. Ta przedziwna okładka z chłopcem na huśtawce (na odwrocie pożartym przez macki oraz homara rodem z książek Lovecrafta). I przede wszystkim te kawałki.
"Pretty Fly (for a White Guy)" czy "Why Don't You Get a Job?" leciały z walkmanów na tak zwanym "ripicie". Nie trzeba było też mieć telewizji kablowej i MTV, żeby obejrzeć teledyski - utwory były tak popularne, że leciały również w naziemnej telewizji. Nie dziwię się sobie, że teraz nie mogłem doczekać się występu w Mińsku, tego powrotu do dawnych lat. Ich hity się po prostu nie zestarzały.
I chociaż muzycznie drogi z kapelą z Kalifornii mi się rozeszły, gdy dowiedziałem się w ostatniej chwili, że dostanę kwadrans na spotkanie w cztery oczy z Dexterem Hollandem, wokalistą Offspringu, nogi mi lekko zmiękły. Temperaturę dodatkowo podniósł opóźniony przylot i rajd taksówką, w którym kierowca wcale nie brał udziału, bo po żołniersku przestrzegał ograniczeń prędkości. W ostatniej chwili wpadłem do mińskiego muzeum Wielkiej wojny ojczyźnianej niczym czołg T-34.
Barnaba Siegel, WP Technologie: Jesteśmy na imprezie WG Fest w stolicy Białorusi. Jak The Offspring się tu znalazł?
Dexter Holland, The Offspring: Cóż, po prostu nas zapytali, czy przyjedziemy. Graliśmy zresztą już dla nich parę lat temu. Teraz spytali się nas, czy chcemy stać się częścią gry wideo - "World of Tanks". To brzmiało jak fajny pomysł - powiedzieli, że nas zdigitalizują, zeskanują, zanimują i na bazie tego stworzą koncert wewnątrz gry! Nasze postaci będą grały, gracze usłyszą nasze kawałki. Super sprawa.
Skomponujecie specjalny utwór do gry?
Nie zostaliśmy o to poproszeni, ale bardzo podobała mi się współpraca z Wargamingiem i chciałbym współpracować z nimi w przyszłości.
Jesteście z Ameryki, popkultura w waszym kraju jest przesiąknięta grami wideo od wczesnych lat 80. Czy ty albo całe Offspring robiliście coś związanego właśnie z grami?
Nasze kawałki pojawiały się w wielu grach, np. "Crazy Taxi" czy "Tony Hawk's Pro Skater 4". Wydaje mi się, że energia muzyki The Offspring dobrze łączy się z energią płynącą z gier.
Zaczynaliście jeszcze w połowie lat 80. Mieliście mnóstwo hitów, świetnie oceniany album "Smash" czy "Americanę", bardzo ważną dla mojego pokolenia w Polsce. Tworzyliście dużo, ale czy sami mieliście czas na gry?
Sądzę, że każdy z nas tylko bardziej "dorywczo". W liceum wszyscy grali na arcade'ach - "Space Invaders", "Asteroid", "Galaga", wszystkie te hity. Mam dziś kilka tych maszyn w swoim garażu!
Być może nie miałeś też tyle czasu na granie, bo - poza muzyką - zajmowałeś się też nauką. Jesteś teraz doktorem biologii molekularnej.
Zgadza się. Poza studiami robię też sporo innych rzeczy. Mam na przykład firmę, która robi ostre sosy...
Ostre sosy?
Dokładnie. Nie słyszałeś o nich?
Niestety nie. Jakie macie smaki?
Firma nazywa się Gringo Bandito, a sosy są w stylu meksykańskim. Zobaczę, czy mamy ze sobą - wpadnij przed koncertem.
Dzięki! Ale powiedzmy, że gry wideo pasują do punk-rocka. Ostre sosy też. Ale ta biologia? Jak to się stało?
Nie brzmi, jakby szły w parze, co nie? Zacząłem studia jeszcze przed założeniem zespołu. Pomyślałem: "Hmm, granie w punk-rockowym zespole jest fajne, ale i tak nic z tego nie będzie, więc muszę mieć jakieś wykształcenie". Studiowałem równolegle z pierwszymi próbami i występami.
Kiedy zaczęło nam lepiej iść, odłożyłem naukę na długi czas. Ale ostatnio zdecydowałem, że trzeba ją dokończyć, bo w sumie zaszedłem całkiem daleko. Pięć lat zajęło mi zdobycie dyplomu.
Spotykamy się tu z powodu gry, ale z kolei ja na co dzień pracuję dla działu, który zajmuje się głównie technologiami. Powiedz mi, jak duża przepaść jest w nauce pomiędzy tym, co studiowałeś 20 lat temu i dzisiaj - na przykład w twojej działce, czyli biologii molekularnej i wirusach HIV.
Oczywiście rozwinęła się niesamowicie, głównie za sprawą dostępnej technologii. Zwłaszcza jeśli chodzi o ilość danych, które jesteśmy w stanie przetworzyć naraz - np. w technice sekwencjonowania DNA, czyli mojej działce.
Jeszcze na początku lat 90. odczytanie sekwencji ludzkiego genu trwało bodajże 5 lat. Dziś robi się to w 1 dzień. Niech to ci pokaże, jak daleko zaszliśmy.
A równie wiele zmieniło się w temacie HIV?
W miejscach takich jak Europa i Ameryka Północna sytuacja jest względnie pod kontrolą. Ale nie zdajemy sobie na co dzień sprawy z tego, że np. Afryce z powodu HIV umiera milion ludzi rocznie.
Dobra wiadomość jest taka, że mamy leki, które pomagają kontrolować sytuację. Zła - dalej nie ma leku na HIV. Wciąż jest sporo pracy do zrobienia.
Powiedz proszę na koniec, co się dzieje muzycznie w The Offspring. Krążą plotki o nowej płycie.
Zgadza się, 99% płyty mamy skończonej. Mamy teraz już wrzesień, więc mogłaby wyjść w grudniu, ale wtedy ludzie są zbyt zajęci. Celujemy raczej w wiosnę 2020.
Jaka będzie?
Supersroga. Punkowa. Świeża. Melodyczna.
Mam jeszcze jedno pytanie - dotyczące "Americany". Wspomniałem, że to był ważny w Polsce album, chyba pierwszy tak mocno promowany. Pamiętam, że wszyscy byli zafascynowani okładką - ten chłopiec na huśtawce, ten wielki homar, krew... To było przerażające, ale byliśmy już w wieku, kiedy jednocześnie nas to intrygowało. Muszę to wiedzieć - skąd mieliście taki pomysł? Pamiętasz jeszcze?
Jasne, że tak. Nazwałem album "Americana", bo dla mnie to była ówczesna amerykańska popkultura w pigułce. Mieliśmy te szalone programy w TV, był "Jerry Springer Show" i inne rzeczy.
Chcieliśmy naszą okładką oddać te wszystkie dziwne rzeczy dookoła. Chłopak ma stabilizator na nodze, są te macki. Jest tu z jednej strony niewinność, ale jak przypatrzysz się bliżej, to na spodzie pełza coś złego. To była właśnie moja metafora amerykańskiej kultury tamtych lat.