Przygoda z Colorado. Jak Garmin'a pływać uczono.

Przygoda z Colorado. Jak Garmin'a pływać uczono.
Źródło zdjęć: © Garmin

20.03.2008 13:37, aktual.: 20.03.2008 14:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W dziedzinie GPSów turystycznych na polskim rynku
Garmin praktycznie nie ma konkurencji. Bogata oferta tego producenta
powiększyła sie niedawno o urządzenia nowej serii - Colorado. Pierwszy
do naszych testów trafił model Colorado 300

Obraz

W dziedzinie GPSów ręcznych (turystycznych) na polskim rynku Garmin praktycznie nie ma konkurencji. Bogata oferta tego producenta powiększyła sie niedawno o urządzenia nowej serii - Colorado. Pierwszy do naszych testów trafił model Colorado 300.

Seria Garmin Colorado składa się obecnie z czterech modeli: 300. 400c, 400t i 400i. Modele 400 mają dużą pamięć wewnętrzną z fabrycznie wgranymi różnymi zestawami map. Model 300 ma “zaledwie” 384 MB pamięci wewnętrznej, do której użytkownik może wgrywać mapy, oraz slot kart SD. Dla porównania, wcześniejsze “ręczniaki” Garmina miały 115 MB pamięci wbudowanej lub slot kart microSD.

W Polsce Colorado jest sprzedawany z GPMapą wgraną do pamięci wewnętrznej lub tylko z mapą bazową. Może jednak korzystać z bardzo szerokiej gamy map samochodowych, morskich, lotniczych i turystycznych, jakich mnóstwo istnieje w formacie akceptowanym przez Garminy. Wiele znich to mapy darmowe.

Colorado 300. choć jest najniższym modelem w serii, może być porównywany jedynie z najwyższymi wersjami dotychczasowych turystycznych Garminów: 6oCSx, 76CSx i Vistą HCx. Pod względem ergonomii sporo czerpie również z popularnych samochodowych Garminów Nuvi. Urządzenie jest wyposażone w duży, jak na ręczniaka, 3-calowy ekran o rozdzielczości 240×400 pikseli. W dotychczasowych GPSach turystycznych Garmin stosował ekrany o przekątnych 2,1 (Vista HCx) lub 2,6 cala (60/76CSx), a więc nieznacznie mniejsze. Znacznie większa różnica jest widoczna w rozdzielczości, wynoszącej dotychczas 176×220 lub 160×240 pikseli. Ponad dwukrotnie większa rozdzielczość przy nieznacznie większych rozmiarach oznacza, że pojedynczy piksel się zmniejszył, co daje bardziej gładki wygląd linii na ekranie i możliwość ukazania bardziej szczegółowego obrazu.

Obraz

Trzeba przyznać, że jakość obrazu spełnia oczekiwania. Nie występują już problemy “zaciemniania”. mapy przez zbyt dużą ilość szczegółów, zwłaszcza napisów. Wszystko jest znacznie bardziej czytelne. Poprawiono też estetykę - przyciski menu są “trójwymiarowo” cieniowane, a cały ekran uzyskał “tapetę”. Tapet tych jest kilka - samochodowa, rowerowa, turystyczna itp., można tez dodawać własne. Wszystko to robi zatem bardzo dobre wrażenie.

Obraz
© Colorado 300 i wcześniejsze modele: eTrex Legend HCx i GPSmap 76CSx. Zdjęcie wykonano w pogodny dzień, w cieniu, bez podświetlenia ekranów.

Jednak nic nie jest za darmo. Ekran jest bardziej energożerny, co znacznie skraca czas pracy urządzenia. Zasilane ono jest tak jak poprzednie, z dwóch “paluszków”, więc jeśli przed dłuższą wyprawą pamiętamy o zabraniu stosownego zapasu baterii, nie będzie to duży problem. Na wszelki wypadek jednak Colorado broni się przed utratą zasilania, nie pozwalając na podświetlenie ekranu przy niskich poziomach naładowania baterii. Przy jeszcze słabszych bateriach wyłącza się także dźwięk. Rozumiem troskę o nawigację, ale graniczy ona z nadgorliwością. W ciemności trzeba przedwcześnie zmieniać baterie lub podświetlać ekran latarką.

Obraz
© Porównanie wyglądu ekranów w ciemności, przy pełnej mocy podświetlenia.
Obraz

Colorado wyposażony jest w wydajny procesor, który usprawnia przesuwanie i obracanie mapy. Bardzo szybkie jest też wyznaczanie tras z użyciem autoroutingu. Duża moc obliczeniowa pozwala stosować animowane menu i prezentować mapę w trybie 3D, jak w urządzeniach samochodowych.

Obraz

Najbardziej rewolucyjną zmianą, wprowadzoną w nowym Garminie, jest jego system sterowania. W seriach 6. i 76 było to osiem przycisków oraz czterokierunkowy joypad, a w eTrexach minijoystick i pięć przycisków po bokach obudowy. W Colorado główną rolę odgrywa tzw. Rock'n Roller, czyli kółko, które można obracać oraz naciskać na środku lub na brzegu. Jego funkcje zmieniają się zależnie od sytuacji. Na ekranie mapy obrót powoduje zmianę skali, a naciśnięcie brzegu przesuwa mapę. Na innych ekranach kółkiem możemy wybierać kolejne opcje z listy. Po obu stronach kółka znajdują się przyciski, których funkcje są określane przez napisy wyświetlane w górnych rogach ekranu. Prawy z tych przycisków, przytrzymany dłużej, zapisuje ekran z pliku graficznym. Na górze obudowy znajduje sie włącznik, który pozwala również kontrolować podświetlenie ekranu.

Obraz

Rock'n Roller, współpracujący z przejrzystym, kolorowym menu, wydaje się wygodnym kontrolerem urządzenia. Ja jednak wolę starsze rozwiązanie, stosowane w seriach 6. i 76. Tam np. przełączenie między ekranem mapy a ekranem kompasu wymaga jednego naciśnięcia przycisku. Łatwo go znaleźć nawet nie patrząc na GPS. Powrót na mapę to również jedno przyciśnięcie. W Colorado trzeba nacisnąć prawy przycisk, by wywołać menu wyboru ekranów, zakręcić kółkiem, by wybrać kompas i potwierdzić wciśnięciem środka kółka. Trzy ruchy, w dodatku wymagające obserwacji ekranu. Co prawda jedna z opcji pozwala zrezygnować z kółka i przewijać ekrany przyciskiem, ale w przeciwieństwie do 60-tek i 76-tek - tylko “do przodu”. Mniej wygodne jest też wpisywanie tekstów. W Colorado przewijamy cały alfabet kółkiem (jednowymiarowo), podczas gdy w starszych modelach mieliśmy ekranową “klawiaturę” z możliwością poruszania się po niej w dwóch wymiarach, co przeważnie pozwala na szybsze wpisywanie kolejnych liter.

Obraz
Obraz

Zwarta obudowa Colorado przypomina sylwetką odbiorniki serii 60. Bardzo dobrze leży w dłoni, a dostęp kciukiem do kółka i przycisków jest bardzo wygodny (czego nie można powiedzieć o przyciskach 60-tki, umieszczonych pod ekranem). Według producenta jest wodoodporna w standardzie IPX7 (zanurzenie do głębokości 1 m w czasie do 30 minut). Już na pierwszy rzut oka widać jednak, że nie dotyczy to wnęki baterii. Dźwignia odblokowująca pokrywę baterii jest nieszczelna i przez jej otwór woda bez przeszkód zalewa baterie. Stare rozwiązanie z “kluczykiem” było szczelniejsze. Dla sprawdzenia swoich przypuszczeń włożyłem Colorado do umywalki - głębokość 5 cm. GPS leżał na dnie ekranem w dół, a spod górnej części pokrywy baterii wydostawały się bąbelki powietrza. Trwało to ok. 5 minut. W tym czasie bąbelki wypuściła też górna część obudowy, co wskazywało na zalewanie elektroniki.

Obraz
© Colorado puszcza bąbelki
Obraz
© Zalany (od wewnątrz) wyświetlacz
Obraz

Po 5 minutach otworzyłem pokrywę baterii. O dziwo, baterie pozostały suche. Zawdzięczają to uszczelce otaczającej jej wnękę. Obszar wokół niej był jednak mokry. Dramat uwidocznił się po wyjęciu karty pamięci. Z wnętrza ciurkiem wylała się woda. W lewym dolnym rogu ekranu widać było kroplę. Potrząsanie GPSem powodowało wychlapywanie się wody przez slot karty.

Obraz
© Widoczna szczelina między pokrywą baterii a obudową przepuszcza wodę

Urządzenie nie działało przez ponad tydzień. Co prawda potem GPS stopniowo doszedł do siebie i zaczął działać prawidłowo, ale nie wiadomo, czy podtopienie nie spowodowało trwałych uszkodzeń, które ujawnią się w przyszłości. W każdym razie wodoszczelność Colorado to mit.

Obraz
© Klapka blokująca pokrywę baterii. M.in. tędy wlewa się woda
Obraz
Obraz

W zestawie Colorado znajduje się dodatkowy element mocowany na tylnej pokrywie. Jest do niego zamocowany solidny karabinek, pozwalający zawiesić GPS np. na szlufce paska lub taśmie plecaka. Moim zdaniem jest to przerost formy nad treścią. W starszych ręczniakach Garmina podobną funkcję pełni taśma, która prawie nic nie waży i nie utrudnia włożenia GPSu do kieszeni. Dodatkowo w 60-tkach i eTrexach można zastosować niewielki element mocujący urządzenie na pasku spodni. Element z Colorado też mógłby pełnić rolę “wsuwki”, ale szczelina, w którą pasek mógłby wchodzić, jest zbyt ciasna i znajduje się za nisko - montaż taki grozi uszkodzeniem GPSa. Całość jest zatem bez sensu. Pewnie dołączenie do zestawu firmowego karabinka miało podkreślić turystyczny charakter Colorado, ale jest to raczej tryumf marketingu nad zdrowym rozsądkiem.

Colorado jest pierwszym turystycznym Garminem, który potrafi korzystać z tzw. danych DEM, zawartych w mapach. Dzięki nim mapy nie są płaskie, lecz trójwymiarowe, odzwierciedlając (z niewielką rozdzielczością) rzeźbę terenu. Oglądając zatem mapę w trybie 3. (który jest typowy dla nawigacji samochodowej) widzimy góry. Przynajmniej teoretycznie, gdyż nie miałem okazji sprawdzić tego osobiście z powodu braku map wgrywalnych z DEM. Umieszczona w Colorado mapa bazowa zawiera co prawda te dane, ale nie pozwala na uzyskanie widoku 3D. Poza tym dane o wysokości terenu są wykorzystywane do cieniowania mapy (jak na mapach papierowych) i do wygenerowania profilu trasy.

Dokładność i czułość Colorado są zbliżone do innych współczesnych odbiorników ręcznych z serii 60. 76 i eTrex H, zarówno w teście statycznym, jak i w ruchu. Moduł odbiorczy radzi sobie z utrzymywaniem sygnału nawet w trudnych warunkach. Wielokrotnie udawało mu się nawet odbierać sygnał w budynku, ale wtedy wyznaczona pozycja znacznie różniła się od rzeczywistej, co nie powinno dziwić. Po poprawieniu się warunków obserwacji nieba Colorado szybko odzyskuje prawidłowy odczyt pozycji.

Obraz

W porównaniu z dotychczas dostępnymi GPSami turystycznymi Colorado oferuje inny sposób zapisu śladów. Starsze modele zapisywały tzw. ślad aktywny, zawierający kolejne pozycje wraz z czasem. Początkowo (do serii 12. była to pozycja 2D, później dodano informacje o wysokości. Liczba punktów śladu aktywnego była ograniczona zależnie od modelu - od 1024 do 10000. Odbiorniki miały również możliwość zapisywania śladów w 10 specjalnych komórkach pamięci (tzw. Saved Tracks).usb.jpg Zapisu takiego dokonywał użytkownik, wybierając zakres śladu aktywnego do zapisania. Saved Tracks zapisywane były jednak w uproszczeniu - z mniejszą gęstością punktów i bez informacji o czasie. Słabo zatem nadawały się do późniejszej analizy wyprawy, natomiast można było je wykorzystać w funkcji TracBack, czyli powrotu “po własnych śladach”.

Nieoczekiwanie jedna z aktualizacji firmware’ów GPSów z kartami TransFlash przyniosła trzeci sposób zapisu śladu - na kartę. Działa on równolegle z zapisem śladu aktywnego, ale ma praktycznie nieograniczoną pojemność - do wykorzystania jest cała wolna przestrzeń karty. Karta 12. MB (standardowo dołączana do GPSmap 76CSx w tamtym czasie)umożliwia zapis ok. miliona punktów śladu. Ślady zapisywane są w plikach GPX - po jednym pliku każdego dnia. Do plików tych można dostać się bezpośrednio z komputera (np. poprzez czytnik kart), co było niemożliwe w dwóch wcześniejszych metodach. Aby przesłać do komputera ślad aktywny i Saved Tracks, potrzebne było specjalne oprogramowanie, np. MapSource lub GPS Dump. W niektórych zastosowaniach okazywało się to zaletą, bowiem śladu aktywnego nie da się niepostrzeżenie zmodyfikować “ręcznie”, co pozwala używać go do dokumentacji w sporcie (np. w sportach lotniczych). Plik GPX natomiast można stworzyć sztucznie, więc nie może on być dowodem, że użytkownik pokonał prezentowaną
przez ślad trasę.

Obraz

W Colorado zrezygnowano ze starszych metod zapisu, pozostawiając tylko pliki GPX, przechowywane w pamięci wewnętrznej. Przy okazji ujawnił się brzydki efekt - jeśli zapiszemy dwa odcinki śladu, z których drugi nie jest kontynuacją pierwszego (gdyż pomiędzy nimi przemieściliśmy się z wyłączonym GPSem), to koniec pierwszego łączy się z początkiem drugiego długą prostą krechą. Większa liczba takich linii potrafi mocno zaciemnić mapę. Co prawda można wyłączyć wyświetlanie śladów, ale jest to wylewanie dziecka z kąpielą.

Obraz

Jeśli Colorado ma być zwiastunem nowej generacji odbiorników turystycznych, to ja pozostanę przy starej. Jest on bowiem bardziej atrakcyjnym gadżetem niż solidnym niezbędnikiem turysty. Owszem, w niektórych aspektach jest wygodniejszy w użyciu od poprzedników i pewnie początkującemu łatwiej opanować jego obsługę, niemniej moja dwuletnia 76-tka wzbudza większe zaufanie co do niezawodności. Chyba Garmin za mocno zbliżył odbiorniki turystyczne do prostych modeli Nuvi.

Obraz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także