"Bajki" o zarobkach programistów? Sprawdzamy, jak faktycznie wyglądają dziś perspektywy w branży
Programiści - pożądani jak deszcz na pustyni i opłacani jak menadżerowie. Prawda czy mit? W pesymistycznym artykule na "InnPoland" czytam, że to drugie. Tymczasem rozmawiam ze znajomymi, przeglądam oferty pracy i śladów mitu nie widzę ani trochę.
Od zawsze byłem przekonany, że programiści żyją jak pączki w maśle. Jak wynika ze statystyk serwisu "Wynagrodzenia.pl”, mediana zarobków polskiego programisty to ponad 4900 zł netto, co w odniesieniu do ok. 3500 zł netto średniej krajowej stanowi całkiem porządną sumę.
Nigdy nie spotkałem się też z programistą, który narzekałby na trudności w znalezieniu pracy. Wprost przeciwnie - serwisy takie jak "Pracuj.pl” czy "GoWork” wręcz ociekają ofertami dla różnych specjalistów IT.
Moje wyobrażenia próbował podważyć artykuł opublikowany na łamach "InnPoland”, w którym autor, Mariusz Janik, przedstawia historię niejakiego Pana Jacka. "Uwierzyli w gigantyczne pensje i zmarnowali masę czasu” - czytamy w tytule, jakby odnosił się do szerszego grona społeczeństwa, a nie tylko losów jednego, rozżalonego mężczyzny.
Pan Jacek opowiada o tym, jak przekwalifikował się z technika dźwięku na programistę tylko po to, by każdy kolejny pracodawca odsyłał go z kwitkiem. - Początkujący programista ma szansę dostać 3200 zł "na rękę", ale nie ma na rynku pracy jakiegoś wielkiego zapotrzebowania na początkujących programistów - tłumaczy. - Wysłałem kilkadziesiąt, może nawet setkę CV. Z tego wszystkiego wyszło kilka rozmów kwalifikacyjnych, na których się skończyło.
Jednak im dłużej czytałem, tym bardziej łapałem się za głowę. Pan Jacek rzeczywiście padł ofiarą "bajki o programiście”, jak sam określa swoją sytuację. Tyle że nie jest to bajka obowiązująca powszechnie, a stworzona w jego wyobraźni. Tłumaczę popełnione błędy.
Bycie programistą a bycie absolwentem programowania
Jak wynika z wypowiedzi pana Jacka, do przekwalifikowania skusiła go wizja gigantycznych zarobków w połączeniu z luką na rynku pracy. Ale nie wziął pod uwagę, że pożądany programista to taki, który cechuje się elastycznością, kreatywnością i umiejętnością radzenia sobie z nieszablonowymi problemami. Nie został programistą, ale ukończył studia. To zasadnicza różnica.
- Na studiach mnóstwo czasu pożera nauka rzeczy kompletnie w programowaniu nieprzydatnych, jak matematyka czy fizyka - ocenia pan Jacek. Tymczasem to absolutnie podstawowy błąd wielu młodych programistów. W programie każdy element wyrażony jest formułami matematycznymi, a pan Jacek nie nauczył się ich rozumieć, skoro uważa matematykę za "kompletnie nieprzydatną”.
Jako osoba, która również studiowała informatykę, dobrze wiem - bez zrozumienia matematyki można stawiać wyłącznie na wyuczone schematy. Te pozwalają zaliczyć studia, ale nie sprawdzą się w sytuacjach rzeczywistych. Nawet znając na pamięć tysiące podręczników, nie ma gwarancji, że cały czas programista operować będzie tylko na schematach.
- Jeśli pokażesz pracodawcy, że nie działasz w sposób logiczny i jesteś zwykłym "klepaczem kodu", to z miejsca jesteś skreślony - komentuje stanowczo Łukasz, znajomy, który od ponad dwóch lat zajmuje się tworzeniem oprogramowania w sektorze telekomunikacyjnym. - To zależy w czym programujesz, ale nie można powiedzieć, że matematyka jest zbędna. Uczy logicznego myślenia – dodaje Przemek, front-end developer, w branży od lat czterech.
Ale to nie jedyny problem. Pan Jacek rozważa, że o problemach ze znalezieniem pracy "być może zdecydowały luki w znajomości angielskiego". A przecież w czasach, gdy 90 proc. instrukcji i dokumentacji wydawanych jest właśnie w języku angielskim, jego znajomość to dla programisty kolejna podstawa. - Znajomość angielskiego jest nawet ważniejsza niż matematyka i fizyka – dodaje krótko Przemek.
Wniosek wydaje się jasny. Pan Jacek ukończył studia i otrzymawszy świadectwo, poczuł się wykwalifikowanym specjalistą. Zapomniał o tym, że edukacja obejmuje tylko pewne schematy, które później trzeba we własnym zakresie rozwinąć. Zbagatelizował środki, skupiając się tylko na efekcie.
Ogromna dysproporcja w zarobkach, premiowanie umiejętności
Osobną kwestię stanowią zarobki. Zarówno Łukasz, jak i Przemek potwierdzają, że 3200 zł netto jest pensją, jaką programista może otrzymać na początek. Nie zgadzają się jednak z brakiem zapotrzebowania na początkujących. Obaj bez problemu znaleźli pierwszą pracę. Co więcej, dość szybko zaczęli piąć się w górę.
- Pierwszą pracę dostałem na Politechnice i zarabiałem 3500 zł netto. Po dwóch latach byłem bliski 4000 zł - opowiada Przemek, dodając, że "w firmach prywatnych jest znacznie lepiej”. Pokazuje znalezioną w sieci ofertę pracy dla początkującego "web developera" w firmie zajmującej się monitoringiem internetu. Na start oferują od 5000 do 7000 zł.
Dzisiaj Łukasz i Przemek zbliżają się do stawek pięciocyfrowych. Choć wyraźnie zaznaczają, że tak szybki postęp osiągnęli ciężką pracą i regularnym samodoskonaleniem. Nie czują, aby ich czas był stracony.
Opowieści o topniejącym rynku można więc włożyć między bajki. A co można powiedzieć o sprawie pana Jacka? Cóż, wydaje się, że pomylił możliwość zrobienia kariery w branży IT ze stosunkowo łatwym i błyskawicznym sukcesem. Być może to osobisty błąd, być może nabranie się na reklamy uczelni, które mamią właśnie perspektywą błyskawicznej kariery. Pewne jest, że pracy nie brakuje, a zarobki należą do wysokich.