Powrót min do Polski. Są już pierwsi zainteresowani
W odpowiedzi na plany wycofania się Polski z tzw. konwencji ottawskiej pojawiają się już pierwsze pomysły dotyczące wznowienia produkcji min przeciwpiechotnych.
Polska była przez kilkanaście lat członkiem tzw. konwencji ottawskiej, traktatu ograniczającego wykorzystanie niektórych rodzajów lądowych min przeciwpiechotnych. Obecnie wycofuje się – choć powoli – z tego porozumienia, więc niektóre firmy postanowiły zareagować na nadchodzący trend, związany zapewne z lukratywnymi kontraktami. Miny przeciwpiechotne, tani i łatwy w produkcji środek bojowy, mają stanowić element umocnień, które odgrodzą państwa NATO od Rosji i Białorusi, stanowiących według NATO-wskich analityków potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli państw zachodnich.
Co wypowiemy?
Konwencja ottawska to określenie potoczne, faktycznie nosi ona nazwę "Konwencja o zakazie użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych oraz o ich zniszczeniu". Weszła w życie 1 marca 1999 r., zaś do 2019 r. ratyfikowały ją 164 państwa, w tym Polska w 2012 r. na wniosek ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha. Konwencja wymaga od państw członkowskich zaprzestania produkcji i rozwoju min przeciwpiechotnych (poza minami "inteligentnymi" czy zdalnie sterowanymi), zniszczenie zapasów tychże na przestrzeni czterech lat (poza zapasem do celów szkoleniowych) i oczyszczenie istniejących pól minowych w ciągu dekady. Polska zrealizowała zapisy Konwencji z nadzwyczajną wręcz skrupulatnością, usuwając nawet niektóre typy min nieobjętych zapisami traktatu (np. MON-100 czy PSM-1, które mogłyby być dostosowane do wymogów konwencji).
Ustawa o opuszczeniu Konwencji została przyjęta zdecydowaną większością głosów: 413 głosów poselskich za, 15 przeciw, kilka osób wstrzymało się od głosowania. Następnie ustawa trafi do Senatu, a jeśli i tam przejdzie, to na biurko prezydenta RP. W pół roku po ratyfikowaniu ustawy konwencja przestanie obowiązywać. Warto odnotować, że zgodnie z zapowiedzią z początku 2025 r., w maju i w czerwcu podobną drogę obrały Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia. Oznacza to, że granice Rosji i Białorusi mogą zostać zaminowane niemal od arktycznych wybrzeży po zbieg granic Polski, Białorusi i Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odzew producentów
Decyzja Sejmu wywołała natychmiastową reakcję producentów. Już 1 lipca ZSP Niewiadów z Grupy Niewiadów ogłosiła podjęcie "strategicznej decyzji w zakresie ponownego uruchomienia i rozwinięcia zdolności do wielkoskalowej produkcji min przeciwpiechotnych". Firma zadeklarowała również posiadanie dokumentacji technicznej i infrastruktury niezbędnej do realizacji tych zapowiedzi.
Zarząd ZSP Niewiadów spodziewa się, że odejście Polski od konwencji ottawskiej może przełożyć się na znaczne zwiększenie przychodów firmy. W swoim oświadczeniu firma podkreśla, że ma kompetencje do produkcji min w całości, od prasowania i elaboracji materiałów wybuchowych, aż po kompletację i montaż min. Rozwinięcie pełnych zdolności produkcyjnych ma zająć kilkanaście miesięcy. Warto dodać, że firma już dziś dostarcza do SZ RP środki saperskie, jak Uniwersalne Ładunki Kumulacyjne (UŁK; pozwalają np. na tworzenie ukryć strzeleckich w twardym gruncie), tarciowo-lontowe zapalniki inicjujące ZLT-50, a kilka dni temu otrzymała umowę na dostawę kilkudziesięciu tysięcy min sygnalizacyjnych Płomień.
W odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania wiceprezes ZSP Niewiadów Krystian Gąsior stwierdził, że "Grupa Niewiadów planuje skoncentrować się na masowej produkcji prostych, a zarazem skutecznych min przeciwpiechotnych. Ostateczny wybór konkretnych typów min będzie uzależniony od konsultacji z Agencją Uzbrojenia oraz wybranymi jednostkami Sił Zbrojnych RP, których potrzeby i wymagania będą kluczowe dla dalszych decyzji projektowych".
Podkreślił on również, że firma może wznowić produkcję min starszych typów, ale nie tylko. Gąsior powiedział bowiem, że "w ostatnim czasie, w ramach współpracy z Wojskowym Instytutem Techniki Inżynieryjnej, opracowane zostały imitatory min przeciwpiechotnych (należy zauważyć, iż aktualnie na wyposażeniu Wojska Polskiego nie ma żadnych imitatorów min przeciwpiechotnych) o działaniu naciskowym oraz odciągowym, których pierwsze egzemplarze zostały już przetestowane. Konstrukcja imitatorów pozwala w prosty sposób przekształcić je w bojowe miny przeciwpiechotne". Na konkretne efekty, w tym potencjalny eksport, przyjdzie nam jednak poczekać na okres po wypowiedzeniu konwencji ottawskiej, a więc ponad pół roku.
Ponadto w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej wchodzi spółka Belma. Zgodnie z deklaracją BKiP PGZ S.A., "spółka Belma posiada kompetencje i potwierdziła gotowość w zakresie zdolności produkcyjnych, zarówno min przeciwpancernych, jak i przeciwpiechotnych, zgodnie z zapotrzebowaniem jakościowym i ilościowym Polskich Sił Zbrojnych. Wolumeny w ramach rozwijanych zdolności produkcyjnych to od kilkuset tysięcy do kilku milionów rocznie." Biuro przekazało ponadto informację o tym, że PGZ jest w stałym kontakcie z MON i zgłosiło już gotowość do produkcji min. Rozważana jest produkcja min różnego rodzaju, w zależności od potrzeb, w tym także na eksport. Pierwszeństwo ma jednak otrzymać produkcja na rzecz polskiej armii.
Rodzaje min
Krótko można wskazać, że miny przeciwpiechotne dzielą się na kilka rodzajów: burzące (powodują oderwanie kończyn i udary kompresyjne wskutek działania fali uderzeniowej), odłamkowe (rany kłute i szarpane od odłamków) i kumulacyjne (przebicie celu przez strumień kumulacyjny). Zapalniki są zwykle dosyć proste, na ogół są to znane z filmów wojennych zapalniki naciskowe (zapalnik uruchamiany jest przez wejście nań) lub potykacze (inicjacja pracy zapalnika następuje wskutek szarpnięcia linki).
Miny mogą być zupełnie niewielkie, jak ważąca zaledwie ok. 80 g radziecko-rosyjska PFM-1 (słynny "płatek"), zrzucana z samolotów czy śmigłowców, albo nieco większe, jak mająca średnicę ok. 10 cm rodzina radzieckich i rosyjskich min PMN. Wśród specyficznych rodzajów można wyróżnić jeszcze dwa: miny "skaczące" i kierunkowe.
Te pierwsze mają dwa ładunki, z których pierwszy po inicjacji zapalnika wyrzuca właściwy ładunek w górę, by ten zdetonował na wysokości 1-1,5 m, rażąc cele nawet w promieniu 200 m. Należą do nich amerykańska mina M16 czy radziecka OMZ-72. Zapalnik to zwykle potykacz. Drugi typ ma ładunek bojowy zaprojektowany tak, by kierować energię wybuchu (i przeważnie również odłamki) tylko w określony sektor. Są też montowane na ogół nieco powyżej poziomu gruntu. Należą do nich m.in. radziecka MON-50 i słynna amerykańska M18 Claymore.
Kontrowersje
Niektórzy komentujący decyzje władz jednoznacznie wskazują, że będą one korzystne. Na przykład pragnący zachować anonimowość oficer SZ RP przekazał mi, że "wypowiedzenie konwencji zapewni Wojskom Inżynieryjnym większą swobodę w zakresie realizacji zadań z zakresu kontrmobilności wobec przeciwnika, zapewni wojskom własnym bardziej elastyczne formy ochrony elementów ugrupowania bojowego poprzez stawianie zapór minowych nie tylko przeciwpancernych, zapewni szersze uwzględnienie wniosków z konfliktu na Ukrainie (gdzie obie strony szeroko korzystają z min, choć Ukrainę ogranicza skutecznie konwencja – przyp. red.) oraz prace innowacyjne w zakresie rozwoju tej kategorii środków walki, jakimi są miny". Podkreśla on, że "daje to naszej stronie po prostu szersze pole do działania na wypadek kryzysu i wojny".
Nie wszyscy podchodzą do decyzji o powrocie najprostszych min z entuzjazmem. Na przykład kmdr. por. rez. Wiesław Goździewicz wskazuje, że miny i bez konwencji stanowią problem prawny, "jeśli zostałyby one uznane za broń inherentnie nierozróżniającą (żołnierza od cywila - przyp. red.) na gruncie norm ius cogens prawa międzynarodowego, no. przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości".
Dodaje on także, że "łatwość, niski koszt i masowość produkcji 'głupich' min przeciwpiechotnych nie przeważa w mojej ocenie kosztów społecznych i gospodarczych ich użycia, w tym zagrożenia, jakie stanowić one będą jeszcze wiele lat po zakończeniu konfliktu zbrojnego i kosztów rozminowania", ponieważ "z uzasadnienia rządowego projektu ustawy o wypowiedzeniu Konwencji wynika wprost, iż mają one być rozmieszczane zasadniczo na terytorium RP, więc będą stanowić zagrożenie głównie dla polskiej ludności cywilnej", a także dla dzikich (nierzadko chronionych) zwierząt.