Polska "umie w kosmos". Przed nami długa droga, ale już odnosimy sukcesy
W internecie krąży seria memów z Polandball – kulką w narodowych barwach, która reprezentuje wszystkie możliwe stereotypy w naszym kraju. Z powodu swojego rzekomego zacofania "Poland cannot into space" ("Polska nie umieć w kosmos"). Czy na pewno? Firma SENER udowadnia, że Polska nie tylko "can into space", ale może mieć swój wkład w przyszłość badań nad Marsem.
Wiatr zmian
SENER działa w Polsce od 2006 roku. Na początku firma zajmowała się inżynierią lądową, ale gdy Polska przystąpiła do ESA (Europejskiej Agencji Kosmicznej), podjęto decyzję o wejściu w przemysł kosmiczny. Była to jedna z pierwszych firm, które zdecydowała się na taki krok. Już po dziewięciu miesiącach zdobyli pierwszy kontrakt od ESA. Jak wspomina kierownik projektów SENER, Michał Szwajewski, firma musiała wykonać dużo organicznej pracy związanej z budową kompetencji, opracowaniem i wdrożeniem obowiązkowych w tej branży rygorystycznych procedur i rozwojem zespołu. Za to w ciągu pięciu lat urośli z trzech do czterdziestu osób. Szwajewski zdradza mi również, nad czym obecnie pracuje.
- Mam przyjemność prowadzić projekt "pępowiny" robota marsjańskiego, czyli mechanizmu, który łączy łazik z lądownikiem i zapewnia zasilanie. Robimy to w ramach misji ExoMars, pionierskiego europejskiego programu poszukiwania życia na Marsie. Doszliśmy już do przedostatniego etapu projektu. Przed nami jeszcze tylko testy urządzenia, a następnie wykonanie modelu, który poleci na Marsa w 2020 roku. Oczywiście to niejedyny projekt kosmiczny realizowany w Polsce. Z roku na rok nasz wkład w misje ESA się zwiększa – tłumaczy Szwajewski.
Spadające gwiazdy można obserwować bez pomocy specjalistycznych sprzętów
Projekt "pępowiny" nie jest jedynym, nad jakim pracuje SENER.
- Bierzemy udział w prestiżowym projekcie budowy europejskiego systemu dokowania IBDM. Zostanie on wykorzystany w amerykańskich wahadłowcach nowej generacji Dream Chaser, które NASA wybrała dla dostaw zaopatrzenia do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To bardzo trudny projekt. Musimy spełnić wszystkie wymagania związane z lotami załogowymi, a są one, co najmniej czterokrotnie bardziej wyśrubowane, niż loty bezzałogowe – opowiada Szwajewski.
Michał Szwajewski
Co istotne, IBDM jest zgodny z międzynarodowym standardem dokowania. Dzięki temu będzie mógł być wykorzystany w każdej przyszłej misji załogowej. Urządzenie to umożliwia przyłączenie mniejszych statków dowożących astronautów z Ziemi do dużych habitatów przystosowanych do wielomiesięcznych misji, na przykład na ostatni obiekt fascynacji Elona Muska, czyli Marsa.
Marsjańska ślepota
To naprawdę budujące, że w naszym kraju są przedstawiciele branży tak egzotycznej i kojarzonej z USA jak przemysł kosmiczny. Jednak składki, jakie Polska płaci do budżetu ESA na realizację programów, od 2016 roku wzrosły o 25 proc. i wynoszą 9 milionów euro. Dla porównania, Włosi zwiększyli je od zeszłego roku o 55 proc.w stosunku do 2015 i wyniosły 512 milionów euro. Łukasz Wilczyński, popularyzator przemysłu kosmicznego i członek Mars Society, tłumaczy mi, jak wygląda sytuacja Polski na tle innych państw.
- Jako kraj nie jesteśmy moim zdaniem w stanie zwiększyć naszego obecnego poziomu zaangażowania w misje marsjańskie, co wynika z dwóch istotnych powodów. Pierwszy zlokalizowany jest w USA. To NASA nadaje obecnie rytm wyprawom na Marsa. Jako agenda rządowa musi przede wszystkim realizować cele stawiane przez podatnika amerykańskiego a nie polskiego. Czyli wspierać przede wszystkim lokalny biznes – wyjaśnia. - A drugi leży w samej konstrukcji budżetu Europejskiej Agencji Kosmicznej, którego ułamek stanowi polski wkład. Oczywiście przy dalszym zwiększaniu składki na ESA będziemy w stanie otrzymywać coraz większe projekty kosmiczne do realizacji, przy zachowaniu oczywiście warunku wysokiego stopnia konkurencyjności i jakości prezentowanych rozwiązań. To jednak idzie w dobrym kierunku i coraz więcej osób, zarówno w rządzie jak i wśród opinii publicznej, przekonanych jest o konieczności zwiększania inwestycji w sektor kosmiczny, która przynosi wymierne efekty gospodarcze – mówi.
Zdjęcie z testów mechanizmów do montażu satelity Euclid
Jak wspomina Wilczyński, podczas niedawnej rozmowy z jednym z emerytowanych inżynierów ESA dowiedział się, że pierwszą trudnością do pokonania jest opracowanie nowych procedur bezpieczeństwa. Tłumaczy, że te, które obecnie istnieją (i są uważane jako najwyższe) są stosowane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i nie nadają się do zastosowania przy załogowych misjach na Marsa.
Powód? Odległość i długość misji. Na ISS jest możliwe praktycznie w ciągu kilku tygodni dowieźć zapasowe części. Astronauci zaś mają do dyspozycji dwa statki kosmiczne, którymi mogą uciec na Ziemię w przypadku poważniejszego zagrożenia (np. zderzenia z dużym odłamkiem satelity czy innym ciałem niebieskim). Obecnie planowane misje na Marsa nie zawierają też rozwiązania problemu negatywnego wpływu zerowej grawitacji na wzrok człowieka.
Po długoterminowych misjach na ISS wiadomo, że wzrok się pogarsza. Po wielu miesiącach podróży kosmicznej można go praktycznie utracić, tłumaczy Wilczyński. Rozwiązaniem byłoby zastosowanie statków kosmicznych wytwarzających sztuczną grawitację. Jednak nawet w najnowszej prezentacji Elona Muska dot. jego pomysłu na misję na Marsa, nie doszukał się takich konceptów. Dlatego uważa, że duże wyzwanie stoi również przed lekarzami czy biologami.
Szwajewski nie ma jednak wątpliwości co do roli jaką odegrają Polacy w tym pozaplanetarnym wyścigu.
- Czy jako naród mamy szansę zapisać się złotymi zgłoskami w historii badań kosmicznych? Jak najbardziej. Polacy mieli znaczący wkład w misję Rosetta, która wylądowała na komecie. Przykład generała Hermaszewskiego jest najgłośniejszy, ale my cały czas odnosimy swoje małe sukcesy. Jeśli sięgniemy głębiej, to okaże się, że Polacy często są konstruktorami kluczowych elementów misji kosmicznych. Cały czas wrzucamy kamyczki do tego ogródka – podkreśla. - Pamiętajmy jednak, że w każdym kraju wsparcie przemysłu kosmicznego przez rząd jest bardzo ważne. Płacone przez nasz kraj składki do ESA wracają w całości do przemysłu i jednostek naukowych. W ostatnim roku ta składka została nieznacznie zwiększona, ale to za mało, żeby móc znacząco rozszerzyć nasze kompetencje i wziąć odpowiedzialność za większe i ambitniejsze projekty – po części wtóruje Wilczyńskiemu.
Tych, którzy dalej się pytają, po co nam inwestowanie w przemysł kosmiczny, przypomnijmy o jednym: dzięki inwestycjom w ten sektor, możemy cieszyć się modułem GPS w smartfonie, ubierać się odzież termoaktywną, dzięki której się nie przegrzewamy czy smażyć nasze ulubione potrawy na teflonowych patelniach. Pomysły z kosmosu wracają na ziemię.