Polacy zostawili po sobie niechlubną pamiątkę. Symbol Islandii zdewastowany
Jedna z najpopularniejszych atrakcji na Islandii zniszczona przez Polaków. Jak zobaczycie na zdjęciach, nasi rodacy zostawili po sobie skandaliczny napis na wraku rozbitego, wojskowego amerykańskiego samolotu. Widzą to niestety setki turystów z całego świata, którzy każdego dnia odwiedzają to symboliczne miejsce.
Teledysk, na którym Justin Bieber na deskorolce śmiga po wraku samolotu, ma prawie 500 mln wyświetleń. Szczątki samolotu dobrze znają miłośnicy twórczości Sigur Rós - pojawiły się w filmie dokumentującym trasę grupy. A tak naprawdę zna je zapewne każdy, kto zafascynowany jest Islandią i jej niezwykłymi krajobrazami. Popularność miejsca ma jednak swoje wady. Wrak amerykańskiego samolotu Douglas Dakota C-117 odwiedzili turyści z Polski. Postanowili coś po sobie zostawić. Obrazują to zdjęcia, wykonane przez Agatę Zając z redakcji WP.
Bazgrołów jest więcej. Nawet jeśli nie wszystkie są dziełem Polaków, to i tak przykro, że nasi rodacy dołożyli cegiełkę do niszczenia jednego z symboli Islandii. Tym bardziej że to nie pierwszy raz, kiedy rodacy wystawiają nam złą opinię. "KSC", "KKS Sandecja" i "J**ć Wisłę" - to napisy, które w ostatni weekend pojawiły sięna jednej z plaż w miejscowości Srima na południu Chorwacji.
Wrak to jedna z atrakcji turystycznych Islandii. Jest położony w niezwykłym miejscu. Samolot rozbił się na Sólheimasandur – czarnej islandzkiej plaży.
Przez wiele lat wypadek rozbudzał wyobraźnie miłośników teorii spiskowych. Jak to się stało, że samolot spadł na ziemię, ale nikomu nic się nie stało? Rozwiązanie zagadki wcale sensacyjne nie jest. Historię wypadku opisała Anna Jastrzębska w WP Magazynie.
"Temperatura spadła do -10 st. C, arktyczny wiatr dął z siłą 60 mil na godzinę, a gaźnik C-117 zaczął zasysać lód. Po walce z turbulencjami oba silniki zamarzły i przestały działać. Samolot otoczony był przez tak gęstą mgłę, że żaden z pięciu pasażerów nie widział końców skrzydeł z okien" - pisał reporter Eliot Stein na podstawie wojskowych raportów. 26-letni niedoświadczony pilot, który 21 listopada 1973 r. postanowił przejąć ster samolotu w niełatwych warunkach, dokonał niemożliwego. Już miał lądować na oceanie - co dałoby większe szanse na przeżycie niż zderzenie z lodowcem - ale zauważył, że jest szansa, by wylądować na przypominającej powierzchnię Księżyca plaży.
Dlaczego Amerykanie nie zabrali ze sobą wraku ich samolotu? W ramach porozumienia o statusie sił zbrojnych między USA i Islandią ustalono, że w przypadku rozbicia amerykańskiego samolotu na wyspie, Stany Zjednoczone zobowiązują się zapłacić 85 proc. kosztów usunięcia wraku. Jako że Islandia nie jest zbyt tłoczna, nikomu leżący na pustkowiu wrak specjalnie nie przeszkadzał.
To wcale nie oznacza, że wrak leży na ziemi niczyjej. Właściciel działki, na której rozbił się C-117 najpierw zrobił z samolotu schowek, a potem… strzelnicę. Szczątki były rzecz jasna tarczą. Stąd ślady po kulach, które dla wielu były dowodem na to, że amerykańska załoga została zaatakowana. Prawda - jak to często bywa - okazała się banalna.
Dziś do wraku dotrzeć można pieszo, choć droga nie jest łatwa. Można też dojechać autobusem. I to najbezpieczniejsza opcja, bo jak zwraca uwagę blog wapniakiwdrodze.pl, wrak leży na najniebezpieczniejszej części Islandii. Bardzo często występują tam gwałtowne fale powodziowe.