Polacy coraz bliżej Marsa. Studencki lądownik ma szansę na wygraną w konkursie
The Mars Society i NASA organizują konkurs na lądownik, który zabierze ładunek na Marsa. Ma być prosty, bezpieczny i tani. Polacy mają pomysł i są już w finale. Brakuje jednak pieniędzy na wyjazd do Stanów Zjednoczonych.
22.05.2018 11:14
Polscy studenci z Koła Naukowego Pojazdów Niekonwencjonalnych Off-Road na Wydziale Mechanicznym Politechniki Wrocławskiej znaleźli się w finale konkrusu organizowanego z NASA. Rywalizować będą ze studentami z Francji, USA, a także ze wspólnymi projektami z Niemiec i Szwecji oraz Indii i Włoch. Cel: stworzyć lądownik, który zabierze na Marsa 10 ton ładunku.
– To spore wyzwanie, ponieważ dotychczas największym ładunkiem, jaki ludzkość dostarczyła na Marsa, był ważący około 1 tonę łazik Curiosity. Jednak bez stworzenia lądownika, który będzie w stanie przetransportować bezpiecznie na powierzchnię Marsa większy ładunek, niemożliwy będzie podbój tej planety – tłumaczy Justyna Pelc, wiceprezes Koła Naukowego Off-Road.
Nie chodzi tylko o ładowność. Organizatorzy konkursu wymagają, by lądownik był też prosty, bezpieczny i przede wszystkim tani. A przy tym muszą to być już dostępne lub możliwe do opracowania do 2026 r. technologie.
"W efekcie powstał projekt lądownika, który jako konstrukcję nośną wykorzystuje kadłub półskorupowy pozwalający na uzyskanie optymalnego stosunku wymaganej wytrzymałości do masy. Ładownia została umieszczona w dolnej centralnej części lądownika i jest jednocześnie windą towarową, co znacznie ułatwia proces rozładunku. Natomiast przestrzeń ładunkowa zaprojektowana jest w ten sposób, że moduł windy bez problemu może być wymieniony na inny, umożliwiający podtrzymanie życia dla ludzi" - opisują swój projekt twórcy.
Elektronikę chcą… wydrukować. Obecnie przy pomocy drukarek 3D już można stworzyć większość czujników używanych w branży kosmicznej, np. temperatury, wilgotności, ciśnienia, siły wiatru czy promieniowania UV. Takie układy są lżejsze, a przy tym tańsze w masowej produkcji.
Fakt, że polski zespół znalazł się w finale, nie oznacza, że droga do Stanów Zjednoczonych jest prosta.
– Od spełniania naszych marzeń i wzięcia udziału w finale konkursu, który odbywa się w Stanach Zjednoczonych, dzieli nas tylko spora suma pieniędzy. Potrzebujemy ich na lot i zakwaterowanie dla naszych członków. Obecnie szukamy osób i podmiotów, które chciałyby nas wesprzeć – przyznaje Justyna Pelc.
Byłoby szkoda, gdyby doceniony projekt, który dostał się do finału, nie został w nim oceniony tylko z powodu braku pieniędzy. Główną nagrodą w konkursie jest 10 tys. dolarów, zwycięzców poznamy pod koniec sierpnia.