Pokemon GO - odinstalujesz grę albo zaczniesz wydawać masę pieniędzy. Oto druga strona medalu
Pierwsze dni były bardzo ekscytujące, prawda? Nagłe podrywanie się zza biurka i wybieganie na dwór - tym razem nie za papierosem, tylko nieistniejącym stworem. Poczuliśmy, że nasze nogi jednak mają mięśnie, a psy miały powoli dość dziesięciu spacerów dziennie. Później przychodzi jednak już tylko irytacja i nerwy. Nie jesteś jeszcze na etapie znudzenia i bezsilności? To niedługo będziesz. Albo po prostu zaczniesz wydawać pieniądze. Oto ta druga, strona medalu z Pokemonem w roli głównej: Pokemon GO niczym nie różni się od setek tysięcy innych współczesnych gier mobilnych. Ich celem tak naprawdę jest jedynie pożerać wasze pieniądze i droższy od nich czas. Oto, w jaki sposób to nastąpi.
01.08.2016 | aktual.: 04.11.2016 16:37
Praktycznie każdy, kto dorastał w latach 90. XX wieku oraz na początku wieku XXI zna _ Pokemony _. Japońska seria filmów anime o młodym trenerze Ashu, jego przyjaciołach i poszukiwaniach stworków cieszyła się sporą popularnością również w naszym kraju. W Polsce nie wydano żadnej z serii gier przygotowanych przez Nintendo i popularność _ Pokemonów _opierała się głównie o animowane filmy. Przygody stworów, prócz telewizyjnego serialu, doczekały się również pełnometrażowych produkcji.
"Rekordowy rekord"
Fabuła kreskówki jest prosta - widzowie śledzą przygody młodzieńca Asha Ketchuma, który wyrusza w podróż, aby zdobyć tytuł Mistrza Pokemon. I w tym miejscu animowana seria łączy się grą Pokemon GO, która w ciągu zaledwie 19 dni od premiery został pobrana 50 milionów razy. Zaś tydzień temu analitycy z _ Sensor Tower _ podali, że aplikacja osiągnęła 75 milionów pobrań jedynie w Google Play.
Jak to możliwe, że jedna gra, bez większej kampanii reklamowej w ciągu niespełna miesiąca od premiery zdobyła dwukrotnie więcej fanów, niż Polska ma mieszkańców? Zapewne najsilniejszym czynnikiem jest nostalgia za minionymi bezpowrotnie latami młodości. Ale nie bez znaczeni (zwłaszcza dla osób, które na co dzień nie korzystają zbyt często z możliwości, jakie dają dzisiejsze urządzenia przenośne) jest zastosowanie w grze rzeczywistości rozszerzonej (AR). Wystarczającą przynętą okazuje się również umiejscowienie rozgrywki w bezpośrednim otoczeniu gracza.
Przez smartfona do portfela
Jeśli jednak odłożymy wszystkie zachwyty nad technologią oraz przełomowymi rozwiązaniami na bok, okazuje się, że te wszystkie _ wodotryski _ przykrywają bardziej mroczną stronę rozgrywki. Okazuje się bowiem, że pomijając fakt wyciągnięcia ludzi zza biurek i zmuszenia ich do poruszania nogami, Pokemon GO niczym nie różni się od setek tysięcy innych współczesnych gier mobilnych. Ich celem tak naprawdę jest jedynie pożerać wasze pieniądze i czas.
Największym problemem z Pokemon GO, jest fakt, że zwycięstwo nie jest uzależnione od umiejętności gracza. Głównym celem rozgrywki jest łapanie pokemonów, zdobywanie sal treningowych (gymów) oraz podwyższanie swojego poziomu. Do osiągnięcia żadnego z tych celów nie są potrzebne żadne umiejętności - wszystko opiera się o to, ile czasu możemy stracić na rozgrywkę. Mówiąc w skrócie - im więcej chodzisz, tym lepszym graczem jesteś.
Oczywiście, całe to chodzenie da się ominąć. Podobnie, jak w większości dzisiejszych gier z kategorii _ free-to-play _ (graj za darmo) za pomocą rzeczywistych pieniędzy da się znacznie przyspieszyć rozgrywkę. Taka jest właśnie rzeczywistość gracza w 2016 r. Nie ma się co oszukiwać - i tak nie macie szans wygrać w Pokemony. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie lepszy - wystarczy, że ma więcej czasu i pieniędzy. Właśnie z tego powodu przestaniecie grać w Pokemon GO. Od was zależy kiedy. Jedni radzą już teraz, zanim będzie zbyt późno. Inni prą do przodu, łudząc się, że nagła zmiana mechanizmu gry jest tylko chwilowa. Właśnie, zmiana mechanizmu. Przyjrzymy się temu, co za chwilę zauważycie albo co widzicie już, ale udajecie, że wszystko gra.
Pokemony uciekają, a pokeballi coraz mniej - o co chodzi?
Poziom pierwszy - znajdujesz swojego pierwszego pokemona, odkrywasz co to _ pokestop _, robisz pierwsze kilometry w poszukiwaniu animowanych stworów o supermocach. Poziom piąty - zaczynasz rozgrywki na arenach, jesteś częścią jednego z trzech zespołów, wciąż łapiesz coraz to rzadsze i ciekawsze pokemony. Poziom dziesiąty, piętnasty... - jeśli dotarłeś tu, to znak, że gra nieźle cię wciągnęła. Ale niedługo będziesz mieć jej dosyć.
Okazuje się nagle, że twoja ręka już nie jest tak sprawna jak kilka poziomów wcześniej, nie możesz trafić nawet w te pokemony, których na dobrą sprawę w swojej kolekcji nie potrzebujesz bo - podobnie jak inni - masz już ich kilkadziesiąt (_ Rattata _, _ Pidgey _, _ Spearow _, kolejny _ Zubat _…). Mało tego, okazuje się, że te najbardziej prymitywne ze wszystkich stworów zaczynają uciekać ci z pokeballa po kilka razy. Rzucasz, łapiesz, on ucieka. Rzucasz, łapiesz, on ucieka. Raz, drugi, piąty, siódmy... A ty, próbując złapać jednego pokemonowego szczura czy gołębia, tracisz 10-20 "pokemonowych piłeczek". Dziwne? Nie - bardzo dobrze i sprytnie przemyślane.
Zaczynasz używać greatballi, czyli tych niebieskich, tych _ lepszych _, które mają ułatwić ci schwytanie mniej skorych do współpracy stworów. Problem w tym, że raczej ten niebieski pokeball nie różni się specjalnie od zwykłego. Ba, nawet trudniej nim trafić chociażby w okolicę samego stwora. No cóż, ostatnia deska ratunku – razz berry. Próbujesz przekonać _ Jynxa _, _ Slowbro _ czy _ Kadabrę _ maliną. Powinien być milszy i łatwiejszy do schwytania. A jeśli rzucisz w niego niebieskim pokeballem, to sukces powinieneś mieć już murowany.
Czytaj także: Pokemon Go: Pierwsza ofiara śmiertelna
No, niestety nie. Pokeballe kończą ci się szybciej niż cierpliwość, ale trwasz dalej. Szukasz, łapiesz, kombinujesz. I w końcu nie masz żadnego pokeballa. Bieganie od pokestopu do pokestopu, gdzie w każdym z nich –. w zależności od szczęścia – znajdziesz jednego, dwa, maksymalnie może z sześć nowych pokeballi. Ale zaraz, moment, podczas przebieżek między „punktami poboru pokeballi” także czyhają pokemony, a ty je oczywiście łapiesz. I tracisz te pokeballe, które właśnie zebrałeś.
Efekt? Wchodzisz w zakładkę „shop” i przeglądasz ceny tzw. poke coins i przeliczasz sobie z euro na złotówki, ile musisz wydać pieniędzy, żeby kupić sobie 100 nowych pokeballi. Zwróć tylko uwagę, że tych 100 pokeballi skończy ci się tak samo szybko jak i poprzednie 100, które zebrałeś w pokestopach, a pokemony będą coraz bardziej grymaśne. Sprytne, prawda? Sprytne, ale przewidywalne. Sam byś nie skorzystał z tak ogromnej popularności swojej gry, by zacząć ją monetyzować? Pewnie tak. Ale tutaj jesteś tylko narzędziem do monetyzacji, zapatrzonym w magiczne stwory graczem, który zrobi wszystko (w najgorszym wypadku wyda wszystko), by móc złapać kolejnego gołębia.
Mylę się? Przepraszam, jeśli tak, to jeszcze masz czas na to, żeby pomyśleć nad tym, czy naprawdę chcesz brnąć w to dalej. W najlepszym wypadku zdecydujesz się grać mniej albo – jak wielu innych użytkowników, których z dnia na dzień przybywa – odinstalujesz grę. Co potem? Masz dwa wyjścia. Dalej tkwić w wirtualnym świecie, zamieniając mapkę z pokemonami na posty twoich znajomych na Facebooku albo po prostu spotkać się z nimi w tym rzeczywistym świecie.
Gry to typowa używka, uzależnienie - chcesz rzucić, ale nie możesz
Już przy usunięciu gry na poziomie 10 jest ciężko. Przecież tyle czasu poświęciłeś na chodzenie i trenowanie swoich pokemonów. Ciężko przecież przyznać się do tego, że trzy tygodnie grania są na nic. A co będzie, jeśli dojdziemy do poziomu 30? Jak porzucić coś, nad czym spędziliśmy setki godzin? Właśnie dlatego warto odinstalować Pokemon GO w momencie, kiedy jeszcze nie jest na to za późno.
Wyobraź sobie cały ten czas, który zyskasz po usunięciu gry. Wszystkie nowe możliwości, które stanęły przed tobą otworem, a nie miałeś na nie czasu, bo traciłeś go na coś, co nie ma żadnego przełożenia na życie codzienne. Zamiast chodzić nerwowo po okolicy w poszukiwaniu wirtualnych przeciwników, odzyskany czas możesz przeznaczyć na dziesiątki innych, o wiele bardziej pożytecznych rzeczy.
Czytaj także: Kolejny gracz Pokemon GO został postrzelony
Każdy jest kowalem własnego losu, dlatego nikogo nie zmuszamy ani też nie zachęcamy do natychmiastowego usunięcia gry. Warto natomiast po prostu poświęcić chwilę i pomyśleć nad tym, czy chcemy tracić czas i wydawać masę pieniędzy na grę, w której biegamy za animowanymi potworkami czy - w najgorszym wypadku - skończyć jako bohater kolejnego artykułu o tych, których gra zaprowadziła na drugą stronę świata.
Sebastian Kupski
Jakub Wielicki