Pierwsza taka katastrofa w Polsce. Samolot LOT‑u spadł pod Suścem
Historia katastrof polskiego lotnictwa pasażerskiego zaczęła się pisać dokładnie 88 lat temu. To właśnie 28 grudnia 1936 r. pod Suścem rozbił się Lockheed L-10 Electra.
28 grudnia 1936 r. to dzień ważny dla polskiego lotnictwa, choć zawdzięcza to miano wydarzeniu, któremu daleko od pozytywnych. "Katastrofa wczorajsza jest pierwszą, jaka wydarzyła się na ziemi polskiej odkąd istnieje pasażerska komunikacja lotnicza" – pisano po tragedii na pierwszej stronie "Expressu Lubelskiego i Wołyńskiego".
W incydencie uczestniczył jeden z nowocześniejszych samolotów, którymi w latach 30. ubiegłego wieku dysponowały linie LOT. Mowa Lockheedzie L-10 Electra, który zresztą razem z trzema innymi egzemplarzami pojawił się na wyposażeniu LOT-u w 1936 r.
Pierwsza katastrofa samolotu pasażerskiego w Polsce
Samolot odbywał 88 lat temu rejs ze Lwowa do Warszawy. Już od samego początku nie brakowało trudności, bowiem start samolotu opóźnił się o 1,5 godziny ze względu na złe warunki atmosferyczne: gęstą mgłę oraz burzę śnieżną. Niedługo po starcie pilotowany przez Mieczysława Jonikasa Lockheed wpadł w burzę śnieżną i obszar oblodzenia. Choć przed tym drugim zagrożeniem powinna zabezpieczyć przeciwoblodzeniowa pasta "Killfrost", okazała się niewystarczająco skuteczna. To zresztą przyczyniło się do katastrofy Electry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Załoga samolotu zareagowała natychmiast po pojawieniu się pierwszych sygnałów o możliwych trudnościach wynikających ze złych warunków atmosferycznych. O 10:29 radiotelegrafista zakomunikował, że w samolocie zamarzają stery. Wobec tego Jonikas postanowił lądować awaryjnie, zanim maszyna całkowicie utraci sterowność
Mimo wysiłku pilota, Lockeed stracił stateczność i podczas podchodzenia do awaryjnego lądowania obrócił się na lewe skrzydło. Uderzenie w ziemię nastąpiło w pozycji odwróconej, tj. na "plecach". Siła uderzenia spowodowała, że Electra rozpadła się na dwie części. W dalszej kolejności zapaliło się paliwo.
"Nagle w powietrzu w samolocie zapalił się motor. Pilot próbował lądować, nie powiodło mu się jednak i samolot spadł i uległ rozbiciu. Jednocześnie nastąpił wybuch benzyny, samolot stanął w ogniu i uległ zwęgleniu" – pisał "Głos Lubelski" o chwilach przed zderzeniem Electry z ziemią w miejscowości Susiec (w pobliżu Tomaszowa Lubelskiego). W wyniku katastrofy zginęły trzy osoby (z dziesięciu pasażerów na pokładzie).
Pogoda uniemożliwiła bezpieczne podejście do lądowania
Zbadaniem przyczyn pierwszej katastrofy samolotu pasażerskiego w Polsce zajęła się komisja władz państwowych, która była wspierana przez linie lotnicze LOT oraz biura kontroli statków powietrznych. Zgodnie z pierwszym komunikatem, który przekazały służby, przyczyną katastrofy były złe warunki atmosferyczne. Samolot wystartował z 1,5-godzinnym opóźnieniem, bo wcześniej warunki pogodowe były nieodpowiednio. Dopiero po tym czasie do Lwowa dotarły dane meteorologiczne, na podstawie których zezwolono na przeloty innych samolotów LOT-u na trasach m.in. Warszawa-Lwów-Bukareszt.
"Pilot nie zdołał przebić się przez chmury dość szybko, aby uniknąć zamarznięcia i oblodzenia sterów i płatów, wobec czego zdecydował się na lot niski. Można przypuszczać, że zagrożony w ten sposób postanowił wracać do Lwowa lub cofnąć się do Rawy Ruskiej" – pisał "Głos Lubelski". Warszawska "Codzienna Gazeta Handlowa" informowała natomiast, że "pilot usiłował lądować, jednak wskutek oblodzenia sterów samolot na wysokości 40 metrów wpadł w korkociąg i spadł na ziemię, przy czym nastąpiła eksplozja benzyny". Oblodzone stery sprawiły, że maszyna w pewnym stopniu była bezwładna. Pilot nie mógł ustawić samolotu w odpowiedniej pozycji, aby bezpiecznie wylądować.
Wykluczono możliwość popełnienia błędu przez pilota. Mieczysław Jonikas był wcześniej lotnikiem wojskowym i w przeszłości miał do czynienia z ekstremalnymi sytuacjami w trakcie lotu. W 1933 r. wykonał słynne lądowanie na ulicach Warszawy. Leciał wtedy awionetką, która doznała awarii silnika. Pilot musiał więc wylądować na ulicach miasta – manewr został przeprowadzony bezbłędnie – podczas lądowania nikt nie ucierpiał, ani nie uszkodzono samolotu.
Czarna seria Lockheedów Electra w liniach LOT
W pierwszej katastrofie samolotu pasażerskiego w Polsce uczestniczył samolot Lockheed L-10 Electra, który był jednym z dziesięciu, który w połowie lat 30. ubiegłego wieku operowały w liniach LOT. Katastrofa pod Suścem była jednocześnie jedną z trzech, w których to konstrukcja tego typu brała udział.
Zaledwie kilka tygodni przed katastrofą w Polsce, identyczny Lockheed LOT-u rozbił się w Atenach. Kolejny, trzeci już wypadek Electry (i drugi w Polsce), wydarzył się niespełna rok później. 11 listopada 1937 r. samolot rozbił się pod Piasecznem. Wtedy również przyczyną były złe warunki atmosferyczne i brak widoczności.
Samolot, który zasłynął dzięki Amelii Earhart
Dodajmy, że wspomniany Lockheed Electra generalnie nie był uznawany za wadliwą konstrukcję – wręcz przeciwnie. Samolot niejako powstał z uwagi na wydany w 1934 r. w USA zakaz przewożenia pasażerów przez linie lotnicze samolotami jednosilnikowymi. Wtedy też producent zaproponował maszynę, którą użytkowało ponad 30 przewoźników na całym świecie. Niektóre kraje posiadały też Electrę w arsenale swoich sił zbrojnych.
Największy rozgłos tej i tak popularnej maszynie przyniosła jednak nieudana próba lotu dookoła świata wzdłuż równika, którą w 1937 r. podjęła Amelia Earhart. To właśnie ona, lecąc Lockheedem, zaginęła nad Pacyfikiem po pokonaniu ponad połowy trasy. Jej samolotu do dziś nie udało się odnaleźć.
Maszyna, która uczestniczyła w katastrofie pod Suścem, to Electra w wersji L-10A, czyli napędzana dwoma silnikami Pratt & Whitney o mocy 450 KM każdy. Masa własna samolotu sięga niespełna 3 t, natomiast maksymalna prędkość, jaką ten samolot mógł rozwinąć, jest 325 km/h. Z pełnymi zbiornikami paliwa Lockheed osiągał zasięg niemal 1200 km.
Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski