Operacja "Pajęczyna". Rosjanie stracili to, czego odtworzyć nie mogą
Strata przynajmniej 10 bombowców strategicznych, zniszczonych lub uszkodzonych w ramach ukraińskiej operacji "Pajęczyna", będzie stanowić istotne pogorszenie rosyjskich zdolności do ataków rakietowych na Ukrainę. Wyjaśniamy, dlaczego tak się stanie.
Operacja "Pajęczyna" miała na celu zaatakowanie rosyjskich bombowców strategicznych znajdujących się tysiące kilometrów od Ukrainy. Zakończyła się ona zniszczeniem/ uszkodzeniem ponad 10 samolotów (biorąc pod uwagę dowody wizualne w postaci zdjęć i nagrań z dwóch lotnisk).
Sprawę skomentował na Telegramie rosyjski bloger wojskowy Fighterbomber, który twierdzi, że nawet strata jednego takiego samolotu jest dla Rosji odczuwalna ze względu na brak możliwości produkcji nowych, a wygląda na to, że trafione samoloty stanowią 34 proc. floty nosicieli pocisków manewrujących Ch-101.
Warto zaznaczyć, że część trafionych maszyn być może uda się naprawić, co jednak zajmie miesiące. Te pociski są bardzo groźne dla Ukraińców szczególnie w połączeniu z masowym użyciem dronów Shahed pełniących rolę wabika na ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Efekty operacji "Pajęczyna" — innych tak efektywnych nosicieli dla pocisków Ch-101 Rosja nie ma
Strata przynajmniej ok. 10-12 samolotów Tu-95MS oraz Tu-22M3 stanowi dla Rosjan ogromny problem, ponieważ tylko te maszyny są zdolne do przenoszenia pocisków manewrujących Ch-101 w znacznej liczbie. Są one głównym środkiem, po pociskach balistycznych Iskander-M, zdolnym razić punktowo ważne obiekty po stronie ukraińskiej.
Mogą to być obiekty infrastruktury energetycznej, ataki na ośrodki szkoleniowe czy nawet akty terroru wobec cywilów. Do ostatniej kategorii można zaliczyć atak na szpital dziecięcy w Kijowie z lipca 2024 roku.
Głównym wołem roboczym rosyjskiego lotnictwa strategicznego są samoloty Tu-95MS będące zmodernizowanym wariantem wprowadzonego do służby w 1956 roku Tu-95. Modyfikacja dotyczyła m.in. dodania możliwości wystrzeliwania pocisków manewrujących.
Rosja oficjalnie miała na stanie od 45 do 60 samolotów tego typu, ale ostatnie doniesienia wskazują, że aktywnych w służbie było tylko kilkanaście sztuk. Należy do nich doliczyć flotę bombowców Tu-22M3 szacowaną na około 50 sztuk.
Warto jednak zaznaczyć, że nigdy 100 proc. maszyn nie jest dostępna w służbie a standard gotowości to zazwyczaj 70 proc. W przypadku Rosji będzie to najpewniej mniej ze względu na problemy z dostępem nowoczesnych komponentów oraz duże zużycie działaniami wojennymi.
Alternatyw wobec tych maszyn nieprodukowanych od lat 90. XX wieku w zasadzie brak. Teoretycznie te same zadania mogą wykonywać samoloty Su-34 mogące udźwignąć ważący 2,5 tony pocisk manewrujący. Jednakże mogą one przenosić raczej tylko po jednym pocisku, podobnie jak ma to miejsce z bombami FAB-3000.
Tymczasem bombowce Tu-95MS mogą przenosić po osiem pocisków Ch-101 pod skrzydłami nie licząc wyrzutni w ładowni. Ponadto zastosowanie bombowców taktycznych Su-34 wymagałoby przesunięcia logistyki niezbędnej do przeprowadzania ataków rakietowych bliżej frontu.
Ch-101 - groźny rosyjski pocisk manewrujący
Pociski Ch-101 to zaawansowana wersja rosyjskiego pocisku Ch-55 z lat 90. XX wieku, pierwotnie zaprojektowanego do przenoszenia ładunków atomowych. W nowej wersji zastosowano konwencjonalną głowicę bojową o masie około 480 kg. Rosjanie zmniejszyli również sygnaturę radiolokacyjną pocisku i wprowadzili nowoczesny system naprowadzania.
System ten, oprócz nawigacji inercyjnej i satelitarnej, zawiera Otblesk-U, który wykorzystuje kamerę do śledzenia rzeźby terenu. Obraz z kamery jest porównywany z cyfrową mapą, co pozwala na precyzyjne trafienie nawet w trudnych warunkach nawigacyjnych.
Dzięki temu pocisk może dostarczyć głowicę odłamkowo-burzącą lub kasetową w wyznaczone miejsce. Zasięg Ch-101 wynosi do 4500 km, co umożliwia atakowanie celów na Ukrainie z nieoczekiwanych kierunków. Zdarzało się, że pociski nadlatywały z kierunku Rumunii lub Polski, gdzie ukraińska obrona przeciwlotnicza była mniej gęsta.
Ch-101 są zazwyczaj wystrzeliwane z bombowców strategicznych Tu-95 i poruszają się na niskim pułapie z prędkością nieco poniżej Mach 1 (1225 km/h). Z tego powodu są stosunkowo łatwym celem dla niemieckich dział samobieżnych Gepard oraz żołnierzy wyposażonych w zestawy FIM-92 Stinger. Niestety, nie jest możliwe rozmieszczenie obrony przeciwlotniczej na całej linii frontu, co sprawia, że niektóre pociski mogą przedrzeć się przez obronę.